Po wygranej Trumpa w wyborach prezydenckich impetu nabrała hossa na rynkach akcji, zyskiwał dolar, mocno rosły rentowności obligacji skarbowych USA. Ostatnim bastionem tych tendencji napędzanych przez (coraz bardziej rozmywające się) nadzieje na stymulację fiskalną i silne odbicie inflacji zostały indeksy giełdowe. Dolar w pierwszym kwartale tracił na wartości, rentowności dziesięciolatek zbudowały horyzontalny przedział (2,30 – 2,65 proc.). Jedynie globalny rynek akcji podniósł się w poprzednich trzech miesiącach o blisko 6 proc.
W dużej mierze wynikało to z faktu, że nawet bez stymulacji fiskalnej, dane ze światowej gospodarki wypadały lepiej od oczekiwań. Poprawa koniunktury w dużej mierze odbyła się na poziomie danych miękkich, czyli wskaźników mierzących sentyment biznesów czy gospodarstw domowych. Dane twarde nie napawały już aż takim optymizmem. Zresztą dane na poziomie ogólnoświatowym już ostatnio zaczęły wypadać gorzej od prognoz, co powinno przełożyć się na schłodzenie sentymentu na rynkach akcji. Jeśli dodamy do tego zasygnalizowane wczoraj przez Fed dążenie do szybkiego rozpoczęcia procesu ograniczania sumy bilansowej (od początku globalnego kryzysu zwiększyła się z 0,9 do 4,5 bln USD), to trudno z optymizmem patrzeć na perspektywy indeksów giełdowych.
To właśnie pogorszenie rynkowego sentymentu ma szansę zdominować w kwietniu przebieg notowań i stać się ich motywem przewodnim. W tym kontekście należy odnotować, że w newralgicznym położeniu jest przede wszystkim para USD/JPY, która balansuje na w średnim terminie kluczowym wsparciu powyżej 110,10 – 30 i boleśnie odczuwa powrót rentowności amerykańskich dziesięcioletnich obligacji w okolice tegorocznych minimów. Sygnałem zwiastującym dalsze umocnienie jena jest naruszanie przez kontrakt futures na tokijski indeks Nikkei 225 styczniowych minimów. Zresztą obraz rynku coraz silniej zaczyna zwiastować okres wzmożonej awersji do ryzyka. Kurs ropy WTI ostro zawrócił (ponad 2- proc. odpadnięcie od wczorajszych szczytów) i zszedł poniżej 51 USD za baryłkę. Niepokoić może też przebieg sesji na Wall Street i załamanie siły popytu. Silniejsze schłodzenie nastrojów i głębsza korekta stanie się scenariuszem bazowym dopiero gdy S&P 500 przełamie ubiegłotygodniowy dołek, który usytuowany jest niespełna 1,5 proc. poniżej wczorajszego zamknięcia.
Rynek w oczekiwaniu na jutrzejszą porcję informacji z amerykańskiego rynku pracy (szczególnie istotna jest ponownie dynamika wynagrodzeń) wnikliwie przyjrzy się publikowanemu o 13:30 protokołowi z ostatniego posiedzenia ECB. Spodziewamy się, że dokument wskaże na silny podział w Radzie Prezesów i nikłe szanse na szybką normalizację polityki. Gołębi wydźwięk zapisu dyskusji będzie wpisywał się w ubiegłotygodniowe pogłoski rynkowe i rozczarowania wartością wskaźników inflacyjnych. Eurodolar przez cały tydzień próbuje ustabilizować się ponad 1,0620 i czwartek rano odpada z okolic 1,0690, czyli od górnego ograniczenia obwiązującego w ostatnich dniach przedziału wahań. W zarysowanym środowisku trudno będzie złotemu (podobniej jak innym walutom EMEA) zachować siłę. EUR/PLN powinien dryfować w kierunku lokalnego szczytu 4,27.