Sell in May, Go Away. To stare giełdowe porzekadło, jak ulał pasuje także i w tym roku do sytuacji na większości rynkach towarowo – surowcowych. Swoją drogą można się zastanowić, czy wysyp negatywnych narracji, wśród których zdecydowany prym wiodą eksperci Goldmana Sachsa, osiągnął już dla omawianych parkietów swoje apogeum, czy może trzeba jeszcze trochę poczekać. Tak, aby nie chwytać przysłowiowych „spadających noży”. Z drugiej strony wszak zbliża się sierpień - okres tradycyjnej kanikuły, także dla zarządzających portfelami, od Nowego Jorku poprzez Londyn po Tokio. Rynki winny więc spowolnić, a zmienność zostać wyhamowana Być może będzie to dobry czas nie tylko do przemyśleń, ale i inwestycji w kontekście ostatniego kwartał tego roku, a także roku następnego.
Amerykański dolar, konkurujący ze szwajcarskim frankiem – o miano najbardziej przewartościowanej waluty, ponownie okazał się skutecznym katalizatorem zeszłotygodniowych przecen. Kursy ropy naftowej traciły w tym czasie w zależności od gatunku od: –4,3% (Brent) do –5,4% (WTI), osiągając na koniec piątkowego handlu poziomy cenowe wynoszące odpowiednio: 54,62 i 48,05 dolarów za baryłkę. Swego czasu, gdzieś na przełomie pierwszego i drugiego kwartału br., analitycy paliwowi wspomnianej powyżej instytucji z Wall Street, celujący i w tym przypadku w „niedźwiedzim” przekazie, kreślili możliwości powrotu ropy WTI do ok. 42 USD/bbl. Tego rodzaju spadek spotkałby się już chyba z interwencją OPEC, której zresztą w formie werbalnej również w najbliższym czasie wykluczyć nie można. Poza tym, sierpień to też miesiąc zwiększonego - wakacyjnego - zużycia paliw, szczególnie po obu stronach Atlantyku.
Nową wiązkę ponurych perspektyw rzucono na zeszłotygodniowy rynek złota, który obsunął się w tym czasie o: –3,0 (w obrocie elektronicznym) oraz –4,6% (na fixingu), schodząc z kursami stosownie do miejsca notowań do: 1098,40 i 1080,80 dolarów za uncję. Wśród zasadniczych przyczyn mających pogrążyć złoto, i zepchnąć je poniżej – 1000 USD/oz, wymieniania się: 1) demontaż instytucji „bezpiecznego portu” (konsensualne relacje z Iranem czy Kubą, odżegnanie Grexitu); 2) rachityczność impulsów inflacyjnych, neutralizowanych niskimi ciągle cenami paliw płynnych; 3) siłę amerykańskiej waluty powiązanej z atrakcyjnymi stopami procentowymi, zwłaszcza w odniesieniu do tamtejszych 10-letnich papierów skarbowych; 4) stonowany mimo wszystko apetyt Chin na złoto, o czym było na tych stronach przed tygodniem.
Jeśli do tych czynników tworzących tak zmontowaną „zaporę” kursową przyłożyć zasadę, że jest ona tak solidna (przekonywująca), jak najsłabsze ogniwo – to właśnie na „polu sinologicznym” jej kruchość staje się najbardziej widoczną, aby nie nazwać tego inaczej, jak choćby ułudą. Rynek złota najprawdopodobniej znajduje się u progu poważnej konsolidacji, lecz nie tyle kursowej, co przede wszystkim podmiotowej, i to jest najbardziej chyba przekonywujący - jeśli już - argument na rzecz niskich bądź jeszcze niższych wycen „żółtego metalu”, o czy szerzej innym razem.
Najniższy kurs w tym roku zanotowało srebro, które skończyło piątkowy fixing z ceną 14,49 USD/oz, co przełożyło się na tygodniowy spadek rzędu –3,4%, w sieci potaniało o –1,3%. „Biały metal” stał się dwustronną ofiarą słabości notowań złota i przecen metali kolorowych, a zwłaszcza najbardziej nagłaśnianej, z wiadomych względów, choć nie najwięcej akurat tracącej - miedzi (w tygodniu w Nowym Jorku: –4,2%, w Londynie: –4,5%).
Pozostałe kontrakty na metale przemysłowe, którymi handluje się w Londynie, w omawianym straciły bowiem: aluminium (–3,7%), cyna (–5,2%), cynk (–5,0%), nikiel (–2,1%), ołów (–6,4%). Niniejsze spadki przypieczętował odczyt lipcowego, chińskiego PMI, który obniżył się do 48,2 pkt., tym bardziej, że nie brakuje też innych alternatywnych a pejoratywnych w swym bieżącym przekazie – probierzy koniunktury w Państwie Środka. Niektóre z nich mają wskazywać, że rzeczywiste, tegoroczne tempo wzrostu - nie będzie oscylować wokół 7%, lecz tak naprawdę spadnie do poziomu 4,0% lub jeszcze niższego. Tak czy inaczej Pekin tego tak zapewne nie zostawi, więc można chyba oczekiwać, że za aktualnym poluzowywaniem polityki monetarnej i kredytowej, pójdą wkrótce dalsze formy wspomagania gospodarki służące poprawie nastrojów społecznych.
Powracając jeszcze do miedzi (w piątek był kolejny 6-letni dołek: 5240,50 USD/t, Goldman Sachs postrzega średnie ceny w okresie od 3 do 12 miesięcy w przedziale 5,2 – 4,8 tys. USD), to trudno oprzeć się pewnej refleksji. Otóż przez lata gracze na „czerwonym metalu” mieli dość łatwą ścieżkę decyzyjną. Tempo wzrostu PKB i dynamika importu były jednoznacznymi sygnałami dla: „kupuj”. Bez większego wnikania w strukturę gospodarki narodowej Chin, do czego skutecznie zniechęcał też mało transparentny ustrojowo - systemowy eklektyzmem. Nic więc dziwnego, że teraz intepretując na podstawie tych dwóch zmiennych makroekonomicznych – decyzje zapadają „w druga stronę”. Trzeba jednak pamiętać, że obszarem aktywności, w którym jest ciągle niezmiennie dużo do zrobienia - są inwestycje modernizacyjne w zacofanych regionach, a tych bez surowców, w tym i metali nie sposób przeprowadzić. Innymi słowy czasy „prostego” odczytywania chińskiego rynku raczej się skończyły i nie można „starą miarą” ekstrapolować koniunktury na miedź i inne metale.
Czerwienią mieniły się w tym anturażu parkiety rolno – spożywcze. Z wyjątkami na szorstki ryż, gdzie wzrost jego zeszłotygodniowej stopy zwrotu (+1,4%) miałby wychodzić naprzeciw dekoniunkturalnym impulsom w Chinach. Wzrosły także tusze wieprzowe (+1,1%, ale już wołowina – nie, młoda: –2,4%, a bydło: –2,5%). Podrożały też kontrakty na mrożony koncentrat soku pomarańczowego (+2,8%). To jest akurat zrozumiałe, gdyż cytrusy - jak wiadomo - niemal dogmatycznie chadzają często „pod prąd”.
W obliczu silnych przecen warto spojrzeć na ubiegłotygodniowe zakresy spadków i być może dostrzec w ich skali potencjał do ewentualnego („mechanicznego”) odreagowania, jest on o tyle prawdopodobny, iż niebawem mogą pojawić sugestywne komentarze, mówiące np. „o dotkliwych skutkach transatlantyckiej suszy” czy „niepewnym ciągle eksporcie z Basenu Morza Czarnego”. I tak na pszenica („zwykła”: –7,5%, Kansas: –7,1%), kukurydza (–6,1%), soja (fasolka: –2,3%, śruta: –4,3%).
W komplecie zanurkował koszyk mokka, tym razem przeceny nie ominęły i kakao (–4,6%), natomiast kawa (Arabica: –4,8% i Robusta: –2,0%), a zwłaszcza cukier (biały: –7,1%, trzcinowy aż: –9,2%) traciły jeszcze bardziej.
Na tym tle, w sumie obronna ręką – z opresji wyszyła bawełna. Jej zeszłotygodniowy kurs obniżył się zaledwie o –0,7%, i pozostał solidnie powyżej 60 centów za funt, kończąc piątkowy handel z wyceną kontraktów przy 64,77 USc/lb.
Wojciech Szymon Kowalski
EFIX Dom Maklerski S.A.