(PAP) Bieżące ceny miedzi są dolną granicą potencjalnych wahań, a notowania złota "korzystają" na niepewności politycznej w Europie - uważają eksperci Franklin Templeton Investments. Na rynku ropy naftowej zarządzający prognozują spadek zapasów w USA i pełną realizację planowanej redukcji wydobycia przez OPEC.
"Nagły wzrost cen miedzi na przestrzeni ostatnich sześciu miesięcy stanowi ewidentny dowód na to, że niewielki niedobór podaży może wywołać dramatyczne podwyżki cen, ponieważ podaż generowana przez nowe kopalnie reaguje z dużym opóźnieniem" – zauważyli w wypowiedzi dla PAP Fred Fromm oraz Steve Land, zarządzający portfelami w FTIF Franklin Natural Resources Fund oraz FTIF Franklin Gold and Precious Metals Fund w Franklin Templeton Investments.
Miedź podrożała przez pierwsze dwa miesiące bieżącego roku aż o 14 proc. (w ciągu ostatniego roku wzrosła o 34 proc.), a jej cena w dostawach 3-miesięcznych wynosi około 6.045 USD za tonę. Eksperci prognozują, że to dopiero początek rajdu cenowego, którego czas trwania uzależniony jest od normalizacji sytuacji w największych ośrodkach wydobywczych metalu na świecie – w Chile i Indonezji.
"Nie zakładamy żadnego konkretnego docelowego poziomu cen miedzi, ale sądzimy, że obecne 6 tys. USD za tonę to dolny poziom przedziału, w którym ceny musiałyby się utrzymać, by napędzać znaczące inwestycje w zakrojone na dużą skalę nowe projekty" - dodali.
Zdaniem Fromma i Landa, coraz bardziej powszechne staje się przekonanie, że ograniczone inwestycje przedsiębiorstw wydobywczych ostatecznie doprowadzą do zawężenia luki pomiędzy podażą a popytem oraz do wzrostów cen do poziomów wystarczających do stymulacji dodatkowych wydatków.
NA RYNKU MIEDZI POSZUKIWANIE RÓWNOWAGI
Eksperci wskazują, że obecnie największe znacznie dla cen miedzi mają inwestycje infrastrukturalne w Chinach i Stanach Zjednoczonych oraz potencjalne problemy z wydobyciem tego surowca.
"Choć popyt na miedź ze strony Chin ustabilizował się w ostatnich latach, uważamy, że globalne zużycie miedzi wciąż może jeszcze wzrosnąć pod wpływem dalszej stymulacji budżetowej lub rosnącego popytu ze strony innych krajów zaliczanych do rynków wschodzących, takich jak Indie" - napisali.
Według zarządzających, w średnim terminie, niekorzystnie z punktu widzenia strony podażowej, działać będzie nowe prawo dotyczące przemysłu wydobywczego w Indonezji, mogące ograniczyć inwestycje w tym kraju.
Co więcej, zdaniem ekspertów, coraz większe znaczenie dla globalnego rynku metalu będzie miała bardziej rygorystyczna interpretacja reguł prawa ochrony środowiska na Filipinach.
"(...) przyczynia się do ograniczenia inwestycji w tym równie bogatym w złoża miedzi kraju. Strajk w największej na świecie kopalni miedzi Escondida w Chile również pokazuje ryzyko zaburzeń równowagi związane z narastającymi napięciami na rynku pracy po kilku latach cięć kosztów" - podsumowali.
WZROST PRESJI INFLACYJNEJ NA ŚWIECIE, BREXIT I POLITYKA TRUMPA BĘDĄ WSPIERAĆ CENY ZŁOTA w 2017 r.
Zarządzający są zdania, że rosnące obawy związane z inflacją, napięcia w globalnym handlu oraz zmiany na szczytach władzy politycznej to tylko niektóre przykłady wyzwań, jakim globalna gospodarka będzie musiała stawić czoła w 2017 r.
"Z wieloma spośród tych problemów będzie można sobie skutecznie poradzić, ale wszystkie stanowią potencjalne przeszkody dla gospodarki, które mogą stymulować dalsze inwestycje w złoto" – napisali w komentarzu dla PAP.
Złoto podrożało od początku roku o 7 proc., jednak od dwóch tygodni notowania surowca nie są w stanie wybić się z konsolidacji ograniczonej poziomami 1.220 – 1.245 USD za uncję.
Zdaniem ekspertów, korzystny wpływ na ceny złota miały w ostatnim czasie obawy inwestorów przed „twardym Brexitem".
"Gdy brytyjscy przywódcy zaczęli zastanawiać się nad drogą do wyjścia z Unii Europejskiej, padały także komentarze Donalda Trumpa dotyczące negatywnych konsekwencji mocnego dolara dla amerykańskich spółek, to tylko wzmacniało inne źródła makroekonomicznej niepewności na całym świecie" - napisali.
Zwrócili także uwagę na poprawę warunków gospodarczych w Stanach Zjednoczonych, skutkujących presją inflacyjną, a co za tym idzie wsparciem dla notowań kruszcu.
"Inflacja w Stanach Zjednoczonych zaczęła rosnąć jeszcze przed wyborczym zwycięstwem Trumpa, a poprawa warunków gospodarczych w USA tylko nasila tę presję na dalszy wzrost" - dodali.
Zgodnie z danymi przedstawionymi przez zarządzających, wydobycie złota na przestrzeni całego 2016 roku nie zmieniło się, a w IV kwartale spadło o 2 proc. rdr. Warto - ich zdaniem - nadmienić, iż w 2016 r. wzrosła jednak podaż złota z odzysku, o 17 proc. rdr, w reakcji na wyższe ceny i większy popyt.
Według Fromma i Landa wiele dużych przedsiębiorstw wydobywczych nie inwestuje dostatecznie dużo w długofalowe projekty, by móc utrzymać obecny profil wydobycia.
"Uważamy, że brak inwestycji i ograniczona aktywność w obszarze poszukiwania nowych złóż przełożą się na niższą produkcję złota w nadchodzących latach" - napisali.
"Nawet jeżeli ceny złota pójdą w górę, jest mało prawdopodobne, aby najwięksi wydobywcy kruszcu na świecie koncentrowali się w pierwszej kolejności na naprawie bilansów, biorąc pod uwagę wysokie poziomy zadłużenia" - dodali.
REALIZACJA PLANU OPEC PRAWDOPODOBNA, WZROST ZAPASÓW ROPY W USA - SEZONOWY
Skuteczność zapowiedzianego pod koniec listopada zmniejszenia podaży przez OPEC będzie – zdaniem zarządzających - uzależniona od rzeczywistego przestrzegania założeń tej decyzji.
"Jeżeli zostaną one zrealizowane, może to stanowić ważny krok w kierunku uspokojenia bieżących obaw związanych z podażą. Dostrzegamy spore prawdopodobieństwo, że kraje członkowskie OPEC dostosują się do warunków porozumienia, a ostatnio pojawiły się sygnały świadczące o tym, że większość państw już zmniejsza wydobycie" - napisali.
Już drugi miesiąc trwa zmniejszanie dostaw surowca na globalne giełdy paliw. Produkcja ropy przez OPEC i kraje niezrzeszone w kartelu ma być niższa o ok. 1,8 mln baryłek ropy dziennie. Takie ustalenia dotyczą 6 pierwszych miesięcy 2017 r. Jak dotąd, 11 krajów kartelu zmniejszyło dostawy w styczniu o 1,12 mln baryłek do 29,93 mln b/d.
Zdaniem ekspertów, państwa należące do OPEC są bardzo zdeterminowane, by ograniczyć podaż ropy i tym samym zapobiec kolejnemu załamaniu cen. Ich budżety są obecnie napięte, a aktualne poziomy cen wymuszają korzystanie z rezerw.
Dodają, że choć można się spodziewać umiarkowanego wzrostu produkcji ropy w Stanach Zjednoczonych w drugiej połowie 2017 r., ograniczenia podaży ze stron OPEC oraz producentów spoza OPEC powinny przełożyć się na zmniejszanie luki pomiędzy podażą a popytem do końca 2017 r. oraz w 2018 r.
"Poziomy zapasów ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych spadły w ubiegłym roku i spodziewamy się kontynuacji tego trendu także w 2017 r., choć zapasy w USA mogą sezonowo wzrosnąć w najbliższych miesiącach, ze względu na spodziewane wstrzymanie produkcji przez rafinerie w związku z konserwacją" - uważają Fromm i Land.
Zgodnie z danymi podanymi przez Departament Energii USA, zapasy ropy naftowej w ubiegłym tygodniu w USA wzrosły o 9,53 mln baryłek, czyli 1,9 proc., do 518,119 mln baryłek.
W związku z „grą popytowo – podażową” pomiędzy państwami OPEC redukującymi wydobycie ropy naftowej i Stanami Zjednoczonymi regularnie zwiększającymi zapasy surowca, ceny konsolidują się wokół 53 - 55 USD za baryłkę.