Ryzyka, które pojawiają się, gdy Polska będzie wprowadzać euro można podzielić na fikcyjne i rzeczywiste. To także kwestia podejmowania decyzji przez prezesa NBP, aby inflacja nie osiągnęła 18,4%, jak to stało się w lutym 2023 r.
Już przy wprowadzaniu wspólnej waluty w państwach „starej Unii”, konsumenci obawiali się, że ceny w krajowej walucie zamieniane na ceny w euro będą jednocześnie zaokrąglane w górę.
- Gdy w jakimś państwie wprowadzane jest euro, przywoływany jest temat odczuwalnej inflacji, nazywany też efektem capuccino - mówi w rozmowie z MarketNews24 prof. Artur Nowak-Far, doradca Fundacji Wolności Gospodarczej.
Efekt cappuccino, to właśnie nieuzasadnione podwyżki cen detalicznych drobnych produktów bądź usług, które następują po zmianie waluty lokalnej na euro. Efekt dotyczy zwłaszcza produktów detalicznych lub powszechnych usług o niskich cenach. Zaokrąglanie cen w górę oparte jest na mechanizmie tworzenia ceny atrakcyjnej, skłaniającym do zaokrąglania ceny do najbliższej całkowitej wartości.
Nazwa efektu wzięła się od mechanizmu podwyżki cen kawy (tu cappuccino) w kawiarniach we Włoszech, które przed zmianą waluty kosztowały ok. 1500 lirów (równowartość 0,77 euro), a po zmianie 1 euro, co dało ok. 30% podwyżkę ceny. We Francji zjawisko to zwane jest także „efektem bagietki”, a w Niemczech nosi nazwę „teuro” (drogie euro). Skala podwyżek, której się obawiano okazała się jednak po kilku miesiącach wyolbrzymiona.
- Gdy ostatnio wprowadzano euro, a dotyczy to Chorwacji, to w Polsce przeciwnicy wspólnej waluty mówią, że ziściło się ryzyko wzrostu cen – komentuje doradca Fundacji Wolności Gospodarczej. – Po miesiącu okazało się, że to po prostu nie jest prawda. W większości te ceny nie wzrosły, a miary inflacji stosowane w tym kraju pokazały, że w rzeczywistości konsumenci nie mieli powodów, aby odczuwać wzrost cen. Cała narracja na ten temat w Polsce szybko ucichła.
Istnieją jednak realne ryzyka, które przy dobrym przygotowaniu wprowadzenia euro mogą być zamienione w korzyści dla polskiej gospodarki.
Przykładem są obawy, że wchodząc do strefy euro stracimy możliwość niezależnego formułowania polityki pieniężnej. Polityka pieniężna, to podstawowy sposób reagowania przez bank centralny na inflację, która znajdzie się poza celem inflacyjnym (dla Polski 2,5% +/- 1%).
Jednak zgodnie z przepisami traktatowymi, już teraz NBP prowadząc politykę pieniężną, to jest zobowiązany do wzięcia pod uwagę doświadczeń, które UE ma w zakresie integracji walutowej. NBP musi brać pod uwagę interesy wszystkich innych państw członkowskich Unii.
- Tego akurat NBP nam, jako obywatelom, nie mówi, bo nie chce tego robić – wyjaśnia prof. Artur Nowak-Far. – Jest jednak faktem, że Polska ma obecnie dużą swobodę formułowania polityki pieniężnej, a jak wejdzie do strefy euro, to będzie musiała prowadzić tę politykę wspólnie z innymi państwami członkowskimi. Jednak jednocześnie zyskamy wpływ na prowadzoną politykę pieniężną strefy euro.
Decyzje NBP nie będą więc zależne od arbitralnych decyzji kogoś w Warszawie. Natomiast wiele zależeć będzie od zdolności przekonywania innych prezesów banków centralnych i Europejskiego Banku Centralnego (EBC) do naszych, polskich racji. Ryzyka mogą być właśnie w ten sposób zmienione w korzyści dla polskiej gospodarki.
Już przy wprowadzaniu wspólnej waluty w państwach „starej Unii”, konsumenci obawiali się, że ceny w krajowej walucie zamieniane na ceny w euro będą jednocześnie zaokrąglane w górę.
- Gdy w jakimś państwie wprowadzane jest euro, przywoływany jest temat odczuwalnej inflacji, nazywany też efektem capuccino - mówi w rozmowie z MarketNews24 prof. Artur Nowak-Far, doradca Fundacji Wolności Gospodarczej.
Efekt cappuccino, to właśnie nieuzasadnione podwyżki cen detalicznych drobnych produktów bądź usług, które następują po zmianie waluty lokalnej na euro. Efekt dotyczy zwłaszcza produktów detalicznych lub powszechnych usług o niskich cenach. Zaokrąglanie cen w górę oparte jest na mechanizmie tworzenia ceny atrakcyjnej, skłaniającym do zaokrąglania ceny do najbliższej całkowitej wartości.
Nazwa efektu wzięła się od mechanizmu podwyżki cen kawy (tu cappuccino) w kawiarniach we Włoszech, które przed zmianą waluty kosztowały ok. 1500 lirów (równowartość 0,77 euro), a po zmianie 1 euro, co dało ok. 30% podwyżkę ceny. We Francji zjawisko to zwane jest także „efektem bagietki”, a w Niemczech nosi nazwę „teuro” (drogie euro). Skala podwyżek, której się obawiano okazała się jednak po kilku miesiącach wyolbrzymiona.
- Gdy ostatnio wprowadzano euro, a dotyczy to Chorwacji, to w Polsce przeciwnicy wspólnej waluty mówią, że ziściło się ryzyko wzrostu cen – komentuje doradca Fundacji Wolności Gospodarczej. – Po miesiącu okazało się, że to po prostu nie jest prawda. W większości te ceny nie wzrosły, a miary inflacji stosowane w tym kraju pokazały, że w rzeczywistości konsumenci nie mieli powodów, aby odczuwać wzrost cen. Cała narracja na ten temat w Polsce szybko ucichła.
Istnieją jednak realne ryzyka, które przy dobrym przygotowaniu wprowadzenia euro mogą być zamienione w korzyści dla polskiej gospodarki.
Przykładem są obawy, że wchodząc do strefy euro stracimy możliwość niezależnego formułowania polityki pieniężnej. Polityka pieniężna, to podstawowy sposób reagowania przez bank centralny na inflację, która znajdzie się poza celem inflacyjnym (dla Polski 2,5% +/- 1%).
Jednak zgodnie z przepisami traktatowymi, już teraz NBP prowadząc politykę pieniężną, to jest zobowiązany do wzięcia pod uwagę doświadczeń, które UE ma w zakresie integracji walutowej. NBP musi brać pod uwagę interesy wszystkich innych państw członkowskich Unii.
- Tego akurat NBP nam, jako obywatelom, nie mówi, bo nie chce tego robić – wyjaśnia prof. Artur Nowak-Far. – Jest jednak faktem, że Polska ma obecnie dużą swobodę formułowania polityki pieniężnej, a jak wejdzie do strefy euro, to będzie musiała prowadzić tę politykę wspólnie z innymi państwami członkowskimi. Jednak jednocześnie zyskamy wpływ na prowadzoną politykę pieniężną strefy euro.
Decyzje NBP nie będą więc zależne od arbitralnych decyzji kogoś w Warszawie. Natomiast wiele zależeć będzie od zdolności przekonywania innych prezesów banków centralnych i Europejskiego Banku Centralnego (EBC) do naszych, polskich racji. Ryzyka mogą być właśnie w ten sposób zmienione w korzyści dla polskiej gospodarki.