Narodowy Bank Polski i Rada Polityki Pieniężnej spodziewają się, że w styczniu inflacja może sięgnąć 7 proc. lub więcej. Zdaniem bankierów centralnych ma to być moment kulminacyjny, po którym tempo wzrostu cen zacznie pomału zmierzać w stronę normalizacji.
W listopadzie RPP podjęła decyzję o kolejnej podwyżce stóp procentowych, z 0,5 do 1,25 proc. po tym, jak opublikowano wstępne dane o inflacji w październiku. Ceny rosły w tempie 6,8 proc., a więc najszybciej od ponad 20 lat. Do niedawna oficjalne stanowisko banku centralnego brzmiało: inflacja jest przejściowa i uzależniona od czynników, na które nie mamy wpływu. Obecna retoryka nie zmieniła się aż tak bardzo – prezes Adam Glapiński mówi o tym, że największy wpływ na rosnące ceny w Polsce mają dostawcy gazu i ropy oraz Komisja Europejska, która swoimi regulacjami dotyczącymi emisji gazów cieplarnianych, wpływa na koszt energii.
Zmieniło się to, że NBP zaczął podnosić stopy procentowe, jednak w czasie konferencji prasowej Adam Glapiński podkreślił, że podwyżki nie mają na celu zwalczanie inflacji, ale przeciwdziałanie jej utrwaleniu. Zdaniem prezesa NBP, inflacja w Polsce osiągnie swój szczyt w styczniu 2022 roku i – o ile nie wydarzy się coś nieprzewidzianego – od tego momentu zacznie spadać, zmierzając w perspektywie średnioterminowej (2 lat) w kierunku celu inflacyjnego NBP, czyli 2,5 proc. z odchyleniem o punkt procentowy w dół lub w górę.
Prezes odniósł się także do zarzutów, które w ostatnim czasie pojawiają się w mediach, dotyczących opieszałości NBP w działaniu. Powiedział, że decyzje, które podejmuje NBP, nie są jego decyzjami, i że Rada Polityki Pieniężnej opiera się na całej dostępnej wiedzy NBP, na którą pracują tysiące ludzi. Podkreślił, że RPP i NBP nie są związane z żadnymi grupami interesów czy lobby, i działają w dobrze rozumianym interesie Polski i Polaków.
Bank nie deklaruje, czy mamy do czynienia z cyklem podwyżek, czy zmiany są jednorazowe. Jak podkreśla Adam Glapiński, sytuacja jest analizowana na bieżąco, a decyzje podejmowane są pod wpływem sytuacji.
FED również podejmuje kroki
Wobec inflacji wynoszącej już 5,3 proc., amerykański bank centralny również rozpoczyna działania związane z normalizacją polityki pieniężnej. Na razie nie wiadomo jeszcze nic na temat potencjalnej podwyżki stóp procentowych, jednak ograniczanie skupu aktywów można potraktować jako wstęp do tego kroku. W listopadzie i grudniu, a najpewniej także i w kolejnych miesiącach, ograniczony zostanie o 15 mld dolarów skup aktywów. Zakładając takie tempo ograniczania, QE zostanie zakończone w czerwcu. Najprawdopodobniej wtedy też można spodziewać się podwyżki stóp procentowych.
FED w dalszym ciągu utrzymuje retorykę „inflacji przejściowej”, jednak w odróżnieniu od NBP, zewnętrznymi czynnikami wpływającymi na wzrost cen są problemy z łańcuchem dostaw i ograniczenia związane z pandemią COVID-19. Są to czynniki, które obecnie trudno prognozować.
Metale szlachetne
Złoto i srebro mają za sobą dość udany październik, zarówno w dolarze amerykańskim, jak i w polskim złotym. Metale w dalszym ciągu znajdują się daleko od szczytów z ubiegłego roku, co w szczególności cieszy tych, którzy dopiero planują ulokować w nim swój kapitał.
Choć banki centralne podejmują pewne kroki w walce z inflacją, globalna presja inflacyjna może okazać się poważniejsza niż zakładają bankierzy. Problemy z łańcuchem dostaw, lockdownami czy cenami energii to jedna strona medalu. Drugą jest wysoka podaż pieniądza na rynku. Nadprogramowa płynność wciąż jeszcze zasila historyczną hossę na Wall Street. Nie trzeba jednak być Warrenem Buffetem, by rozumieć, że tak duży rozstrzał pomiędzy giełdą a gospodarką, nie wróży najlepiej. Prędzej czy później FED będzie musiał wybrać pomiędzy walką z inflacją (podniesieniem stóp procentowych), a utrzymaniem hossy na rynkach finansowych.