Sesja azjatycka kończy się spadkami głównych indeksów giełdowych i ponowną wyprzedażą na rynku ropy. Jeżeli chodzi o czarne złoto, to na pewno nie pomaga wczorajszy raport Międzynarodowej Agencji Energetycznej, który nadal zakłada zrównanie się popytu i podaży na rynku dopiero w 2017 roku, ale dodatkowo widzie problem w wysokich zapasach surowca. Zalegające pokłady baryłek ropy naftowej nie pozwolą na szybkie odbicie cen rynkowych. W tym kontekście warto pamiętać o dzisiejszej publikacji API dotyczącej tygodniowych zmian zapasów na rynku ropy w Stanach Zjednoczonych.
Tradycyjnie w tym roku przecena na rynku ropy jest powiązana z przeceną na rynku akcyjnym, chociaż w tym przypadku doszły jeszcze dwa czynniki. Po pierwsze w nocy mieliśmy okazję wysłuchać wystąpienia prezesa Banku Japonii Kurody, który stwierdził, że program luzowania działa, a oczekiwania inflacyjne w dłuższym terminie wzrosną. Taka wypowiedź może tonować nastroje przed marcowym posiedzeniem BoJ, na którym duża część rynku spodziewała się luzowania polityki monetarnej. Drugim czynnikiem, być może nawet bardziej istotnym, jest obniżenie dziennej stopy referencyjnej przez Ludowy Bank Chin o 0,17% - najmocniej od sześciu tygodni. Takie działanie banku centralnego rodzi uzasadnione obawy o to, czy Chiny nie wybiorą jednak drogi na skróty w celu pobudzenia gospodarki. Tą drogą byłaby dalsza dewaluacja juana, która powinna pozytywnie wpłynąć na eksport. Mamy zatem dwa negatywne sygnały płynące z dwóch głównych gospodarek Azji połączone ze spadkiem cen ropy naftowej, a to oznacza spadki na giełdach. Indeks Nikkei225 tracił podczas dzisiejszej sesji 0,37%; Shanghai Composite 0,81%; zaś Hang Seng 0,25%. W kontekście ostatnich mocnych wzrostów nie są to jednak wartości alarmujące, a raczej naturalna korekta. Europa idzie w ślad Azji i również zaczyna sesję od spadków. O 9.20 WIG20 tracił 0,85%; DAX 0,82%; CAC40 0,91%; IBEX 0,85%; a włoski FTSE MIB 1,48%. WIG20 wpisuje się zatem całkowicie w dzisiejsze nastroje.
Na rynku walutowym najmocniejszymi walutami są jen i frank, które zyskują w obliczu pogorszenia nastrojów, a jenowi sprzyja także wspomniane wystąpienie Kurody. Na przeciwległym biegunie rynku znajduje się funt brytyjski, który wczoraj zaliczył najgorszą sesję od 2009 roku. Weekendowa wypowiedź burmistrza Londynu Borisa Johnsona osłabiła funta o ponad 2%, co w skali gospodarki oznacza miliardy. Trudno przypomnieć sobie sytuację, w której polityk i to w dodatku nie głowa państwa, miał tak duży wpływ na kurs rodzimej waluty. O poranku kurs GBPPLN spadł poniżej 5,58. Złoty osłabia się jednak względem pozostałych walut – za euro płacimy 4,2650; za franka 3,9780; a za dolara 3,9570.