Sytuacja na amerykańskiej giełdzie wydaje się być dość opanowana w relacji do wzrostu napięcia geopolitycznego, z którym ostatnio mamy do czynienia.
Co więcej sytuacja na Wall Street nie koresponduje ze zmianami na innych instrumentach, które powszechnie są uznawane za miary ryzyka bądź też za tzw. bezpieczne aktywa, które są nabywane w trudniejszych czasach.
Czysto teoretycznie powrót do „bezpiecznych przystani” powinien powodować odwrót od np. bardziej ryzykownych akcji.
Przyjrzyjmy się miarom ryzyka i tu od razu zaglądamy na notowania tzw. indeksu strachu VIX, który obrazuje oczekiwaną zmienność dla indeksu S&P500 w terminie miesiąca. Przeważnie zależność jest taka, że im wyżej indeks „strachu” tym większa szansa na wyprzedaż akcji (rośnie ryzyko, pojawia się korekta) i odwrotnie.
Obecnie obserwujemy znaczący wzrost VIX – powyżej 16 pkt. (najwyższy poziom od pierwszej połowy listopada 2016) i mimo to rynkowe byki na parkiecie nie chcą łatwo pozbywać się akcji.
Drugą miarą – i tutaj widzimy mocną korelację – są kontrakty na amerykańskie obligacje (w tym przypadku 10-letnie). Popyt na te bezpieczne papiery jest w ostatnim czasie bardzo znaczący, a cena wzrosła już do najwyższego poziomu od połowy listopada ubiegłego roku.
Teoretycznie wzrost strachu wraz z popytem na bezpieczne aktywa powinien powodować wyprzedaż na rynku akcji. I tu powstaje pytanie, jak długo Wall Street będzie opierać się spadkom, jeśli wcześniej wspomniane rynki będą nadal wykazywać tendencje kryzysowe?