Poniżej wywiad przeprowadzony z popularnym na Investing.com Marcinem Kiepasem z Waluteo.pl, na temat przyszłorocznych prognoz na rynku finansowym.
Investing.com: Jakie są Pana prognozy na 2018 rok jeśli chodzi o politykę głównych banków centralnych? Który z nich jako pierwszy podniesie stopy procentowe?
Kryzysy finansowe w globalnej gospodarce zdarzają się rzadko i najczęściej pojawiają się one niespodziewanie. Dlatego w 2018 roku spodziewam się kontynuacji dobrej koniunktury na świecie. Wspomniałem o kryzysach nie bez kozery. Jedynie pojawienie się pierwszych oznak kryzysu mogłoby zahamować postępującą powolną normalizację polityki monetarnej na świecie. Stąd też zakładam, że amerykański Fed, tak jak obecnie sam zakłada i co też jest rynkowym konsensusem, trzykrotnie podwyższy stopy procentowe. Podwyżek kosztu pieniądza spodziewam się też w Wielkiej Brytanii, Kanadzie i Nowej Zelandii. Do tego grona dołączy też Rada Polityki Pieniężnej, która w II połowie 2018 roku, w odpowiedzi na przyspieszenie inflacji i silny wzrost gospodarczy, również zacznie podnosić stopy. Być może pod koniec 2018 roku pojawi się temat podwyżek w Australii. Natomiast takowych nie doczekamy się w przypadku ECB, BOJ i SNB.
Kiedy EBC na prawdę zacznie zacieśniać polityke monetarną?
W 2018 roku Europejski Bank Centralny będzie kontynuował stopniowe wygaszanie programu skupu aktywów, aż do jego całkowitego zakończenia. I jakkolwiek pod koniec 2018 roku pewnie pojawi się dyskusja o podwyżkach stóp procentowych, co z pewnością będzie czynnikiem wzmacniającym euro, to na pierwsze podwyżki zaczekamy do połowy 2019 roku. Bank zacieśnianie, a w zasadzie normalizację polityki monetarnej, powinien rozpocząć od podwyżki stopy depozytowej, która obecnie kształtuje się na poziomie -0,40 proc. Dopiero w drugim kroku zacznie podwyższać główną stopę (aktualnie 0,0 proc.).
Czy zmienność ostatecznie powróci, a jeżli tak, to na jakich klasach aktywów?
Gospodarka światowa zasilana przez lata tanim pieniądzem się rozwija. Największe banki centralne uprawiają ostrożną i przede wszystkim przewidywalną politykę monetarną. Inflacja pozostaje pod kontrolą. Niektóre klasy aktywów, jak np. amerykańskie akcje, wydają się już bardzo drogie, ale jeszcze nie można mówić o ogromnym przewartościowaniu. Z tego też powodu nie należy spodziewać się przesadnie dużej zmienności na rynkach finansowych. Pod tym względem rok 2018 może być podobny do 2017. Nieco więcej może dziać się tylko na rynku obligacji.
Na które instrumenty powinno się zwrócić szczególną uwagę?
Zwróciłbym uwagę na rynek surowcowy. Kontynuacja ożywienia gospodarczego na świecie ma szanse przełożyć się na wzrost cen surowców rolnych. Jednocześnie, jeżeli Chiny zdecydują się reformować swoją gospodarkę (czego oczekuję), walcząc m.in. z ogromnym zadłużeniem, to doprowadzi to do mniejszego wzrostu chińskiej gospodarki, co negatywnie odbije się na cenach pozarolnych surowców.
Jakie mogą być czarne łabędzie 2018 roku?
Od kilku już lat tradycyjnym czarnym łabędziem jest kryzys gospodarczy w Chinach. Z uwagi na rozmiar i znaczenie tamtejszej gospodarki taki kryzys, który niewątpliwie byłyby jednocześnie kryzysem zadłużenia i kryzysem społecznym, musiałby oznaczać kryzys ogólnoświatowy. Co więcej, obecnie czołowe banki centralne nie mają w swoim arsenale zbyt dużo amunicji do obrony przed takim kryzysem (może za wyjątkiem Fed-u, który podwyższając stopy procentowe tę amunicję zbiera).
Innym czarnym łabędziem, którego pojawienie się w 2018 roku należy rozważać, to konflikt USA z Koreą Północną. Konflikt w którym paradoksalnie najmocniej ucierpiałaby Korea Południowa i Japonia, czyli ważne ogniwa w łańcuchu gospodarczy. Z punktu widzenia rynków jednak najgroźniejszy byłby wzrost ryzyka inwestycyjnego na świecie i dalsza eskalacja napięcia geopolitycznego (na inne regiony świata).
Czy polski złoty osłabi się, czy też umocni?
Kontynuacja przyspieszenia gospodarczego i perspektywa podwyżek stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej w II połowie 2018 roku przemawia na korzyść złotego. Jeżeli w to wszystko nie wmiesza się tylko polityka (narastający konflikt z UE, wzrost niepokojów społecznych w Polsce) to wszystko wskazuje na to, że na koniec 2018 roku za główne waluty trzeba będzie zapłacić mniej niż na koniec 2017 roku. Zanim jednak to nastąpi, początek roku ma szanse stać pod znakiem słabszego złotego. Aktualne gołębie nastawienie RPP, spodziewany na początku roku spadek inflacji w następstwie efektów bazy, ale też prawdopodobne umocnienie dolara na świecie i możliwa korekta na globalnych rynkach akcji, wskazują na możliwą realizację zysków na złotym nawet do marca-kwietnia.
Które pary walutowe, z polskim złotym w roli głównej, mogą być atrakcyjne?
Spodziewam się, że w I kwartale 2018 roku euro podrożeje do 4,30 zł, dolar do 3,77 zł, szwajcarski frank do 3,74 zł, a funt w okolice 5 zł. Na koniec 2018 roku waluty te jednak powinny być już sporo tańsze. Prognozuję, że euro będzie kończyć rok na poziomie 4,15 zł, dolar po 3,32 zł, szwajcarski frank po 3,46 zł, a funt po 4,42 zł. W tej grupie największą niewiadomą jest brytyjski funt. Jego losy uzależnione będą wprost od negocjacji ws. brexitu. A tu sytuacja prawdopodobnie jeszcze wielokrotnie będzie się zmieniać. Jako, że są jeszcze minimalne szanse, iż do brexitu wcale nie dojdzie to może się okazać, że na koniec 2018 roku za funta zapłacimy nie 4,42 zł ale 5,42 zł.
Jaka przyszłość czeka warszawski parkiet? Na które spółki warto zwrócić szczególną uwagę?
Oczekuję, że w 2018 roku nastąpi odwrócenie ról w stosunku do tego co obserwowaliśmy w roku 2017, gdy najlepiej radziły sobie największe spółki notowane na giełdzie w Warszawie, średnio radziły sobie średniaki z indeksu mWIG40, a małe firmy z indeksu sWIG80, po mocnym wystrzale na początku roku, przez resztę roku były przysłowiowym chłopcem do bicia. Stąd też w 2018 roku największym zainteresowaniem powinny cieszyć się małe spółki. Związane to będzie ze skorelowaną z ożywieniem gospodarczym poprawą przez nie wyników, a także potencjalnymi przejęciami i wycofywaniem spółek z giełdy.
Który sektor w Polsce może mieć świetlaną przyszłość.
Teoretycznie utrzymująca się wysoka konsumpcja i przyspieszenie inwestycji powinno sprzyjać z jednej strony spółkom detalicznym, a z drugiej branży budowlanej. W praktyce jednak nie sądzę, żeby w 2018 roku na GPW w jakiś szczególny sposób wyróżnił się jeden sektor spółek. Podział raczej będzie przebiegał z uwagi na wielkość spółek. Zdecydowanie lepiej powinny radzić sobie te małe.
Jakie są Pana zdaniem sekretne wskazówki na 2018 rok, na co zwrócić szczególną uwagę?
Ostatni poważny kryzys na świecie wybuchł 10 lat temu. Od upadku Lehman Brothers minęło 9 lat. Jako, że kryzysy zdarzają się cyklicznie, więc do kolejnego jest zapewne bliżej niż dalej. Raczej nie będzie to 2018 rok. Ten bowiem może być zbliżony do 2017. Niemniej jednak inwestując warto przyglądać się, czy jednocześnie gdzieś na horyzoncie nie pojawiają się pierwsze oznaki nowego kryzysu. Jego skala bowiem może być porównywalna do tego poprzedniego.
Czy uważa Pan, że możemy spodziewać się załamania na rynku kryptowalut?
Zachowanie kryptowalut przypomina typową bańkę spekulacyjną. Pytaniem jest więc nie, czy ona pęknie, tylko kiedy pęknie. Zakładam, że 2018 roku nastąpi przesilenie. Nie potrafię jednak oszacować ile w szczytowym momencie będzie kosztował bitcoin.