Szeroki rynek akcji niemal od początku roku wysyłał wiele sygnałów przegrzania, a mimo to spółki technologiczne biły kolejne historyczne rekordy. Nic jednak nie trwa wiecznie i po okresie szalonej hossy przyszedł czas na spektakularne załamanie, do którego potrzebny był jedynie pretekst, za który posłużył fatalny, piątkowy raport z amerykańskiego rynku pracy.

Z kolei analitycy Bloomberga wskazują, że choć nie wiadomo, czy poniedziałkowe dzikie zawirowania oznaczają wybuch dalszej globalnej wyprzedaży, tak przyczyniły się do globalnego odpływu ze światowych giełd, którego skala w ciągu ostatnich 3 tygodni wyniosła 6,4 biliona dolarów.
– Jedno jest pewne: filary, na których przez lata opierały się zyski na rynkach finansowych – szereg kluczowych założeń, na których opierali się inwestorzy na całym świecie – zostały zachwiane. Z perspektywy czasu wyglądają one na nieco naiwne: gospodarka USA jest nie niezniszczalna, sztuczna inteligencja nie daje szybkich zwrotów inwestycyjnych, a Japonia może podnosić poziomy stóp procentowych. To całkowita zmiana dotychczasowych zasad gry, dlatego nic dziwnego, że w ciągu 3 ostatnich tygodni z globalnego rynku akcji odpłynęło około 6,4 biliona dolarów – wskazują analitycy Bloomberga.
We wtorek obserwujemy próbę odreagowania ostatnich spadków. Japoński Nikkei 225 wzrósł dziś o o 10,23%, australijski S&P 200 zyskał 0,41%, południowokoreański Kospi wzrósł o 3,30%, chiński Shanghai Composite dodał 0,23%.
Mimo iż analitycy spodziewają się podobnego odreagowania na starcie dzisiejszej sesji na Wall Street, tak są przekonani, że to jeszcze nie koniec szalonej wyprzedaży, której koniec mogą przynieść dopiero lepsze dane z USA.
– To wielkie odreagowanie, spadające noże są wszędzie, ale nikt nie wie, kiedy zmienią kierunek i przestaną ranić inwestorów – powiedział Vishnu Varathan, szef działu ekonomii i strategii w Mizuho Bank w Singapurze.