Investing.com -- Nie daj się zwieść... to nie jest rok 2008. Co tam, to prawdopodobnie nawet nie jest rok 2007.
Ale to dobra wiadomość. Zła wiadomość jest taka, że nie oznacza to, że nie będzie kryzysu. To po prostu nie będzie ten, którego się spodziewałeś/aś.
Oczywiście, istnieją podobieństwa z rokiem 2008; dramatyczne odwrócenie losów spowodowane ostrymi podwyżkami stóp procentowych; tytani finansów rzuceni na kolana i błagający o ratowanie z pieniędzy podatników; poczucie spóźnionego rozliczenia na koniec długiego okresu braku dyscypliny finansowej, a zapewnienia organów regulacyjnych i polityków w niesamowity sposób przypominają te od Bena Bernanke, Hanka Paulsona i Tima Geithnera. Lista jest długa.
Ale zbyt wiele kwestii jest odmiennych, aby można było dokonywać porównań z ostatnim wielkim kryzysem finansowym. Przede wszystkim, system bankowy jest naprawdę w znacznie lepszej kondycji, niż 15 lat temu; znacznie bardziej odporny na wstrząsy dzięki wyższemu poziomowi kapitału i płynności.
W związku z tym o wiele trudniej jest dostrzec rzeczywiste ryzyko systemowe, a dużo łatwiej obwiniać kilka źle zarządzanych pojedynczych instytucji. W księgach systemu finansowego nie ma zgniłej klasy aktywów, która ropieje w księgach systemu finansowego w taki sposób, jak zadłużenie hipoteczne subprime w pierwszej dekadzie XXI wieku. To prawda, że wszystkie trzy banki, które upadły w tym miesiącu były w takiej, czy innej formie wyeksponowane na kryptowaluty, ale to nie może dotknąć najważniejszych banków amerykańskich, które w dużej mierze trzymały je na dystans. Z pewnością nie wyjaśnia to tego, co wydarzyło się w Credit Suisse (NYSE:CS) w ciągu ostatnich kilku dni.
Wiele już powiedziano o stratach, jakie Silicon Valley Bank poniósł na swoim portfelu obligacji, ale wynikały one raczej z szokującego braku rozsądku w zarządzie, niż z leżącej u podstaw jakości kredytowej jego papierów. Nie ma tu analogii do śmieci ubranych w ratingi AAA, które doprowadziły do upadku Lehman Brothers i innych.
Jak również wysoka koncentracja depozytów korporacyjnych w upadłych instytutach - zwłaszcza Silicon Valley Bank i Silvergate - nie jest wystarczająco dużym problemem, aby przybrać charakter systemowy. Tak, depozyty korporacyjne są mniej lepkie, niż depozyty detaliczne. Tak, w USA jest cały szereg banków, które są nieproporcjonalnie oparte na takich depozytach. Ale Fed i inne banki centralne są nadal bardzo wyczulone na ryzyko związane z kryzysem płynności i znacznie szybciej reagują na ograniczenie takiego ryzyka, niż 15 lat temu.
Banki centralne ograniczające ryzyko płynności to kolejna ważna różnica w stosunku do 2007/8. Reakcja zarówno Fed w postaci ustanowienia Bankowego Programu Finansowania Terminowego, jak i Szwajcarskiego Banku Narodowego oferującego linię kredytową w wysokości 54 miliardów dolarów dla Credit Suisse Group (SIX:CSGN) zadziałały szybko tak, aby powstrzymać zarazę, tak jak zrobił to Bank Anglii w październiku radząc sobie z krótkotrwałym kryzysem na brytyjskim rynku emerytalnym. To zdecydowanie było szczególnie godne pochwały i szczególnie ryzykowne biorąc pod uwagę ciągłe zagrożenie ze strony inflacji w gospodarkach rozwiniętych.
Jeszcze jedną różnicę można wyraźnie dostrzec w czwartkowej decyzji podjętej przez kilka banków pierwszego poziomu, by wpłacić do First Republic Bank (NYSE:FRC) wystarczającą ilość pieniędzy, aby zrekompensować wartość depozytów utraconych w wyniku niedawnej paniki. Sugeruje to, że okno na rozwiązania sektora prywatnego w zakresie wszelkich pojawiających się problemów jest nadal szeroko otwarte.
Jednak żadna ilość rozumowania nie zatrzyma samonapędzającej się spirali paniki, jeśli będzie się utrzymywać. A niektóre szczegóły z ostatniego tygodnia były na tyle złowieszcze, iż wzbudziły obawy, że może to być początek czegoś znacznie poważniejszego.
Po pierwsze, istnieją dowody na to, że system jest kontrolowany tak, że ryzyko, które powinno było zostać wykryte pozostało poza granicami regulacyjnymi. SVB mocno lobbował, aby zwolnić go z regularnych testów warunków skrajnych, a jego życzenie zostało spełnione w 2018 roku.
I tak jak opór Stanów Zjednoczonych wobec ustaleń Bazylea II zapewnił, że amerykańskie banki były niedokapitalizowane w 2008 r., tak niewdrożenie ustaleń Bazylea III dotyczących kapitału i płynności postawiło regionalne banki amerykańskie w sytuacji, w jakiej znajdują się dzisiaj.
Nie żeby Bazylea III wystarczyła, aby uratować europejskie banki, jeśli zaufanie do amerykańskich zacznie się chwiać. Efekty zaufania liczą się znacznie bardziej, niż wskaźniki księgowe, a podejrzenia są powszechne, że solidnie wyglądające liczby ukrywają podstawową słabość wielu ksiąg kredytowych.
Jak powiedział Winston Churchill: Ci, którzy nie wyciągają wniosków z przeszłości, są skazani na jej powtarzanie - ale uważaj, z jakiej historii chcesz się uczyć. Na razie jest zbyt wiele niepewności, by podchodzić do dzisiejszych rynków z przekonaniem, że zachowają się tak jak 15 lat temu.
Autor: G.S.