(PAP) Przewodniczący kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA generał Martin Dempsey oświadczył w niedzielę, że jeśli islamiści z Państwa Islamskiego zagrożą USA lub Europie, poprze on bezpośrednie działania amerykańskiej armii przeciw temu ugrupowaniu.
Jednak na razie zdaniem generała Państwo Islamskie wciąż stanowi zagrożenie na skalę regionu i nie ma dowodów na to, że jego bojownicy planują lub przygotowują zamachy na cele amerykańskie lub europejskie.
Przywołał w tym kontekście inne dżihadystyczne ugrupowanie, działającą w Jemenie Al-Kaidę na Półwyspie Arabskim (AQAP), która próbowała atakować takie cele. W konsekwencji USA rozpoczęły operacje antyterrorystyczne w Jemenie.
Dempsey mówił o tym na pokładzie wojskowego samolotu, którym udał się do Afganistanu na zmianę dowództwa.
Podkreślił, że jego zdaniem kluczowi sojusznicy USA na Bliskim Wschodzie, tacy jak Jordania, Turcja i Arabia Saudyjska, przyłączą się do USA w walce z Państwem Islamskim.
Ugrupowanie to "jest bardzo brutalne i kieruje się tak radykalną interpretacją religii, że stanowi wyraźne zagrożenie dla tych państw, myślę więc, że chętnie się zaangażują" - ocenił. Zaznaczył, że ostateczne pokonanie Państwa Islamskiego w głównej mierze zależy właśnie od regionalnych graczy.
W trakcie swojej ofensywy Państwo Islamskie zdobyło kontrolę nad znacznymi obszarami w północnym i zachodnim Iraku oraz na północy i wschodzie Syrii. Na okupowanych terenach bojownicy ogłosili powstanie sunnickiego kalifatu.
Obecnie wsparcie USA w Iraku ogranicza się do nalotów w celu ochrony amerykańskiego personelu i jednostek w tym kraju oraz obrony uchodźców zmuszonych do ucieczki przez ofensywę Państwa Islamskiego. Dotychczas amerykańskie samoloty przeprowadziły w Iraku 96 ataków z powietrza, z czego 62 wokół strategicznej tamy pod Mosulem, na północy Iraku.
W niedzielę bojownicy Państwa Islamskiego opanowali część ważnej bazy lotniczej na północy Syrii, ostatniego zajmowanego dotąd przez siły rządowe obiektu wojskowego w tym regionie, zdominowanym przez ekstremistów. W walkach zginęło ponad 500 osób.
Jak informuje Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, oczekiwana od dawna ofensywa Państwa Islamskiego na bazę Al-Tabaka, położoną w odległości ok. 45 km od miasta Ar-Rakka, które jest całkowicie pod kontrolą ekstremistów, rozpoczęła się w zeszłym tygodniu. Baza ta jest jednym z najważniejszych obiektów wojskowych w tym regionie. Stacjonuje tam kilka eskadr samolotów bojowych, śmigłowce, czołgi, artyleria, znajdują się tam składy amunicji.
O część bazy, która pozostaje jeszcze w rękach sił rządowych, toczą się zaciekłe walki. Nacierających islamistów atakują syryjskie samoloty bojowe. Według Obserwatorium w walkach o bazę Al-Tabaka zginęło co najmniej 346 islamistów i ponad 170 żołnierzy sił reżimowych.
Według innego ugrupowania syryjskiej opozycji - Lokalnych Komitetów Koordynacyjnych - dżihadyści przejęli już pełną kontrolę nad lotniskiem.