Najbardziej udana strategia inwestycyjna w ostatnich latach w obszarze obligacji polegała na kupnie i przetrzymywaniu długu do daty zapadalności. Bez względu na to, czy były to obligacje gospodarek wschodzących, śmieciowe czy o ratingu inwestycyjnym, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem był wzrost cen aktywów, a najmniej prawdopodobnym – bankructwo emitenta. Mimo iż byliśmy świadkami epizodycznej zmienności, takiej jak spadek cen ropy w 2014 r., czy niedawne nałożenie sankcji na Rosję, mogliśmy spokojnie przyjąć, że przy odpowiedniej dywersyfikacji portfela aktywne zarządzanie aktywami nie było konieczne.
Obecnie jednak mają miejsce gwałtowne zmiany – Fed przyjęła bardziej agresywną retorykę, USD zyskuje na wartości, a zmienność na rynkach akcji rośnie – przez co strategia przetrzymywania obligacji do daty zapadalności przestała być aktualna i może dziś kosztować inwestorów znaczne kwoty, w szczególności, jeżeli niedokładnie przeanalizowali ryzyko dotyczące własnych portfeli.
Jak już omówiliśmy w prognozie na II kwartał, w obszarze obligacji widać coraz więcej oznak napięcia, a w licznych artykułach wskazywaliśmy na fakt, iż amerykańskie papiery skarbowe zmierzają wyłącznie w jednym kierunku: w dół. Nadszedł zatem czas na przyjęcie nowego podejścia do inwestowania i na zapytanie samych siebie, czy rynki, na których dotychczas możliwości były nieograniczone, takie jak obligacje skarbowe gospodarek wschodzących, będą w stanie w dalszym ciągu generować zyski.
W ostatniej dekadzie obligacje skarbowe gospodarek wschodzących przyciągały inwestorów ze względu na znacznie wyższe rentowności. Bardzo niewielu zdecydowało się na inwestowanie w obligacje korporacyjne tych gospodarek, ponieważ papiery skarbowe postrzegano zasadniczo jako bezpieczniejsze z tej prostej przyczyny, że państwo rzadko decyduje o ogłoszeniu niewypłacalności w stosunku do własnego długu wiedząc, iż utrudniłoby to znacznie pozyskiwanie kapitału w przyszłości. Z wyjątkiem kilku znanych przypadków, takich jak Argentyna, Wenezuela czy Zimbabwe, większość krajów, zarówno rozwiniętych, jak i wschodzących, wypełniała swoje zobowiązania w zakresie kuponów i spłaty wartości nominalnej.
Obecnie jednak coraz więcej sygnałów wskazuje, że sytuacja ta uległa zmianie, w szczególności w kontekście słabszych gospodarek. W ciągu ostatnich kilku lat mniej wydajne gospodarki emitowały znaczne ilości długoterminowych obligacji skarbowych denominowanych w USD przy korzystnym oprocentowaniu. Przykładowo, we wrześniu ubiegłego roku Ukraina emitowała obligacje skarbowe o wartości 3 mld USD z terminem zapadalności w 2032 r. i rentownością na poziomie 7,375%. Podobnie na początku tego roku Ekwador wprowadził na rynek warte 3 mld USD obligacje skarbowe z terminem zapadalności w 2028 r. i rentownością na poziomie 7,875%.
Obecnie, gdy inwestorzy zdali sobie sprawę, że ogólna koniunktura gospodarcza w tych krajach uległa pogorszeniu ze względu na szereg czynników, takich jak wysoki wskaźnik obciążenia długiem czy mocny dolar, wartość tych obligacji skarbowych szybko spada: obligacje ekwadorskie z zapadalnością w 2028 r. wyceniane są na poziomie około 85 (rentowność na poziomie 10,15% w porównaniu z 7,875% w momencie emisji), a ukraińskie na około 90, z rentownością wyższą mniej więcej o punkt w porównaniu z ceną emisyjną. Nawet w RPA, gdzie po wyborze nowego prezydenta, Cyrila Ramaphosy, panowały pozytywne nastroje na rynku, ostatnio odnotowano znaczną wyprzedaż.
Sprawy przybrały zły obrót nawet w przypadku krajów, co do których inwestorzy żywili duże nadzieje. Jednym z nich jest z pewnością Argentyna, która w czerwcu ubiegłego roku wyemitowała warte 2,75 mld USD stuletnie obligacje z efektywną rentownością na poziomie 8% - skromnym oprocentowaniem w kraju, który przez ostatnie 35 lat pięciokrotnie ogłaszał niewypłacalność, przy czym w 2001 r. było to największe bankructwo kraju w historii. Nowe obligacje mają obecnie pięć punktów dyskonta w stosunku do emisji, jednak istnieje ryzyko dalszego spadku w przypadku wystąpienia realnego kryzysu walutowego. Kolejny raz inwestorzy wykazali się nadmiernym optymizmem, opierając swoje decyzje jedynie na informacjach na temat programu politycznego prezydenta Mauricio Macriego, który od grudnia 2015 r. promuje zniesienie kontroli walutowych i ograniczeń handlowych oraz cięcia wydatków rządowych, co odróżnia go od jego poprzedniczki, Cristiny de Kirchner.
W tym momencie nie możemy mieć zaufania nawet do państw, których sytuacja gospodarcza niedawno uległa poprawie dzięki bliskości i zależności od silniejszych regionów. Jednym z tych obszarów jest Europa Środkowo-Wschodnia. Nieufność może budzić fakt, iż pomimo niekiedy lepszego ratingu i mniejszych wahań obligacji skarbowych tych krajów w porównaniu z innymi papierami europejskimi, państwa te nadal zmagają się z problemami typowymi dla gospodarek wschodzących, a ponadto ich obligacje są znacznie mniej płynne niż obligacje grupy G7. Mimo iż sytuacja polityczna jest niestabilna, dług państw peryferyjnych wydaje się znacznie atrakcyjniejszy.
Uwzględniając powyższe aspekty - a nie zapominajmy, że w większości przypadków ogłoszenie przez państwo niewypłacalności to decyzja polityczna, a nie konieczność spowodowana brakiem środków do spłaty długu – naturalne wydaje się odejście od obligacji skarbowych gospodarek wschodzących w kierunku solidniejszych okazji umożliwiających swobodny wybór i ograniczenie ryzyka przy równoczesnych interesujących rentownościach. W tym kontekście coraz większe zainteresowanie budzą ostatnio amerykańskie obligacje o wysokim ratingu, ponieważ wyceny od stycznia nieco złagodniały.
Docelowe oprocentowanie obligacji korporacyjnych denominowanych w USD w IV kwartale według agencji Moody’s spadło do 3,3% i agencja ta przewiduje, że już za rok docelowe oprocentowanie w tym segmencie będzie niższe o połowę. Mimo iż powyższa prognoza ma jedynie charakter orientacyjny, nie możemy zapominać, że mimo iż koszt finansowania w przypadku większości światowych spółek rośnie, przeważająca ich liczba zdołała dotychczas uzyskać korzystnie oprocentowane kredyty, a pomimo powolnego wzrostu stóp procentowych obligacje korporacyjne nadal mają czas na uzyskanie atrakcyjnej pozycji.
Segment amerykańskich obligacji o wysokim ratingu jest szczególnie interesujący, jeżeli uświadomimy sobie, że od początku tego roku spready rosną znacznie szybciej niż w przypadku obligacji śmieciowych.
W tym momencie średnia rentowność najmniej atrakcyjnych obligacji korporacyjnych o ratingu inwestycyjnym denominowanych w USD wynosi 4,15%. Oznacza to, że dla inwestorów potencjał wzrostu długu spółek o ratingu inwestycyjnym w porównaniu z obligacjami skarbowymi może szybko przekroczyć 100 punktów bazowych.
Jeżeli jesteśmy sceptyczni wobec zestawiania obligacji z akcjami, ponieważ rentowność na poziomie 4% dla dziesięcioletnich obligacji korporacyjnych jest niewystarczająca, powinniśmy przyjrzeć się wykresowi poniżej, porównującemu trzymiesięczne bony skarbowe ze stopą dywidendy S&P 500. Jak widać, obie proste dochodzą do 2%, a ponieważ bony skarbowe kontynuują spadek, możemy założyć, że rentowność obligacji będzie wyższa niż akcji. W tym momencie różnice w ryzyku związanym z tymi aktywami będą zależne od rozkładu aktywów w portfelu.
Podsumowując: nie tkwijmy w przeszłości. Inwestor odnoszący sukcesy musi zachowywać obiektywizm i spoglądać w przyszłość. Zmienność w obszarze rynków wschodzących dopiero zaczyna rosnąć, a wyprzedaże mogą okazać się gwałtowne i szeroko zakrojone. Przetrzymywanie obligacji skarbowych gospodarek wschodzących o dużym kuponie w nadziei na pomyślne zakończenie nie przyniesie nam zysków. W tym momencie kluczowe jest znalezienie aktywów zapewniających bezpieczeństwo, a równocześnie wysoką rentowność. Natomiast inwestorzy obawiający się rosnących rentowności powinni przeczekać zamieszanie lokując środki w krótkoterminowych papierach wysokiej jakości.