Na polską energetykę ma wpływ tak wiele ministerstw, że nikt nie zarządza tak priorytetową transformacją.
Poprzedni rząd planował powołanie ministerstwa transformacji energetycznej, które skupiłoby w jednym ręku wszystkie nici, które prowadzą do transformacji, zarówno nadzór właścicielski, jak i regulacje dotyczące elektroenergetyki, ciepłownictwa, po części także transportu i przemysłu oraz wykorzystanie funduszy europejskich z tym związanych.
- Poprzedni rząd zaproponował takie zmiany ponieważ wcześniej sparzył się na podziale kompetencji i wiecznych sporach pomiędzy ministrami, a więc resortem klimatu, Ministerstwem Aktywów Państwowych, Ministerstwem Rozwoju oraz Kancelarią Premiera (KPRM) – mówi w rozmowie z MarketNews24 Rafał Zasuń, ekspert WysokieNapiecie.pl. – Obecny rząd pomimo rad think tanków, które proponowały, aby powołać takie ministerstwo transformacji energetycznej, zdecydował się na jeszcze większe rozdrobnienie nadzoru nad energetyką i powołał Ministerstwo Przemysłu z siedzibą w Katowicach.
Powołanie Ministerstwa Przemysłu było spełnieniem obietnicy wyborczej dla Śląska. W rezultacie mamy Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które sprawuje nadzór nad elektroenergetyką, odnawialnymi źródłami energii i nad sieciami energetycznymi, mamy Ministerstwo Przemysłu sprawujące nadzór regulacyjny nad górnictwem i hutnictwem, mamy też Ministerstwo Aktywów Państwowych powołujące w ramach nadzoru właścicielskiego prezesów państwowych spółek, ale jednocześnie chciałoby mieć bardzo ważny głos w przypadku wprowadzania regulacji dotyczących państwowych spółek. Jednak mamy jeszcze rządowego pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury energetycznej (to też spadek po poprzednim rządzie), który odpowiada za jedyną elektrownię atomową, która ma powstać, oraz za sieci przesyłowe.
To rozdrobnienie jest fatalne jest fatalnym pomysłem, znów prowadzi do niekończących się sporów, których nie ma kto rozstrzygać. Nie istnieje też żadna szybka ścieżka pozwalająca rozstrzygać spory, ale też nie należy oczekiwać, że premier będzie rozstrzygał spory na przykład o poziom zielonych certyfikatów albo o normy jakości węgla.
- Mamy paraliż decyzyjny, a ulubioną rozrywką wszystkich ministrów jest zwracanie uwagi innym ministrom co u nich jest źle, a projekty ustaw czy rozporządzeń czekają bardzo długo – komentuje ekspert WysokieNapiecie.pl.
Poprzedni rząd planował powołanie ministerstwa transformacji energetycznej, które skupiłoby w jednym ręku wszystkie nici, które prowadzą do transformacji, zarówno nadzór właścicielski, jak i regulacje dotyczące elektroenergetyki, ciepłownictwa, po części także transportu i przemysłu oraz wykorzystanie funduszy europejskich z tym związanych.
- Poprzedni rząd zaproponował takie zmiany ponieważ wcześniej sparzył się na podziale kompetencji i wiecznych sporach pomiędzy ministrami, a więc resortem klimatu, Ministerstwem Aktywów Państwowych, Ministerstwem Rozwoju oraz Kancelarią Premiera (KPRM) – mówi w rozmowie z MarketNews24 Rafał Zasuń, ekspert WysokieNapiecie.pl. – Obecny rząd pomimo rad think tanków, które proponowały, aby powołać takie ministerstwo transformacji energetycznej, zdecydował się na jeszcze większe rozdrobnienie nadzoru nad energetyką i powołał Ministerstwo Przemysłu z siedzibą w Katowicach.
Powołanie Ministerstwa Przemysłu było spełnieniem obietnicy wyborczej dla Śląska. W rezultacie mamy Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które sprawuje nadzór nad elektroenergetyką, odnawialnymi źródłami energii i nad sieciami energetycznymi, mamy Ministerstwo Przemysłu sprawujące nadzór regulacyjny nad górnictwem i hutnictwem, mamy też Ministerstwo Aktywów Państwowych powołujące w ramach nadzoru właścicielskiego prezesów państwowych spółek, ale jednocześnie chciałoby mieć bardzo ważny głos w przypadku wprowadzania regulacji dotyczących państwowych spółek. Jednak mamy jeszcze rządowego pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury energetycznej (to też spadek po poprzednim rządzie), który odpowiada za jedyną elektrownię atomową, która ma powstać, oraz za sieci przesyłowe.
To rozdrobnienie jest fatalne jest fatalnym pomysłem, znów prowadzi do niekończących się sporów, których nie ma kto rozstrzygać. Nie istnieje też żadna szybka ścieżka pozwalająca rozstrzygać spory, ale też nie należy oczekiwać, że premier będzie rozstrzygał spory na przykład o poziom zielonych certyfikatów albo o normy jakości węgla.
- Mamy paraliż decyzyjny, a ulubioną rozrywką wszystkich ministrów jest zwracanie uwagi innym ministrom co u nich jest źle, a projekty ustaw czy rozporządzeń czekają bardzo długo – komentuje ekspert WysokieNapiecie.pl.