Kurs ropy WTI najniżej od lutego 2021 r.
Krach, strach i obawy przed recesją, to właśnie te czynniki rządzą w ostatnich dniach kursem ropy naftowej zarówno gatunku Brent, jak i WTI. Rynek przestraszył się ceł nałożonych przez administrację Donalda Trumpa na blisko 60 krajów, wśród nich skumulowane 104% na import z Chin.
Nowe taryfy mogą drastycznie zmniejszyć światowy handel, zarówno ze względu na mniejsze zapotrzebowania na transport dóbr, jak i sam import ropy z USA do Chin.

Przypomnijmy, że po zniesieniu zakazu eksportu ropy z USA w 2015 roku, Chiny stały się jednym z największych odbiorców amerykańskiej ropy naftowej, a w 2020 roku (pomimo pandemii i napięć handlowych), Państwo Środka było największym importerem amerykańskiej ropy.
Nic więc dziwnego, że kurs ropy naftowej zareagował na nowe cła paniką oraz krachem o blisko 20%, który wynika z wyceny niepewnej przyszłości. Z technicznego punktu widzenia notowania ropy WTI z impetem wybiły dolne ograniczenie kanału spadkowego przy 62 dol. za baryłkę i zatrzymały się dopiero na minimach z marca 2021 r.
Mimo iż okolice 57 dol. za baryłkę wydają się dobrym poziomem do zapoczątkowania korekty wzrostowej, tak kolejnym ważnym wsparciem jest dopiero obszar 52 dol. za baryłkę, do którego może zmierzać rynek w kolejnych dniach, jeśli sentyment na rynku nie ulegnie poprawie.
Czy USA kupują ropę od Chin?
Nie, Stany Zjednoczone praktycznie nie kupują ropy naftowej od Chin, co wynika z faktu, że zasoby tego surowca w Państwie Środka są stosunkowo niewielkie i koncentrują się głównie na północy kraju.
Ich własna produkcja ropy nie wystarcza tym samym na pokrycie krajowego zapotrzebowania, więc większość ropy Chiny sprowadzają, głównie z Rosji, USA, Arabii Saudyjskiej, czy Iraku.
Krach ropy może zapowiadać problemy światowej gospodarki
Tym samym, kiedy gospodarka się rozwija, rośnie popyt na miedź oraz ropę naftową, a kiedy gospodarka zwalnia, notowania tych surowców maleją.
Takie zjawisko miało miejsce w marcu 2020 roku, kiedy to ceny ropy spadły o ponad 20% w ciągu jednej sesji, co było największym dziennym spadkiem od czasu wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku i zapowiadało problemy związane z pandemią.
Już teraz zarówno Goldman Sachs (NYSE:GS), jak i Morgan Stanley (NYSE:MS) obniżył co najmniej o połowę swoje oczekiwania dotyczące wzrostu konsumpcji ropy naftowej w tym roku.
– Wkroczyliśmy w nową i niebezpieczną fazę kryzysu. Oznacza to, że fundamentalne czynniki na rynku ropy naftowej nie mają znaczenia. W związku z tym może to prowadzić do dalszych spadków cen, ponieważ inwestorzy nadal zmniejszają ryzyko – powiedział Arne Lohmann Rasmussen, główny analityk w A/S Global Risk Management.
Kiedy ceny na stacjach benzynowych spadną?
Spadek notowań ropy naftowej z pewnością ucieszy kierowców, jednak warto wiedzieć, że zmiany na rynku mają wpływ na ceny paliw z dużym opóźnieniem, które czasem nawet wynosi nawet 2–4 tygodnie.
Na rynku paliw działa też zjawisko zwane “asymetrią cenową”. Oznacza ono, że gdy ropa drożeje, to paliwo drożeje szybko, jednak gdy ropa tanieje, to paliwo tanieje znacznie wolniej, bo stacje chcą zatrzymać wyższe marże.
Oznacza to, że nawet jeśli ropa potanieje o 10%, to cena paliwa spadnie tylko o ok. 3–4%, o ile inne elementy się nie zmienią. W bieżącej sytuacji można zatem przypuszczać, że jeśli blisko 20% krach na rynku utrzyma się przez dłuższy czas, to ceny paliwa spadną o około 8%, co oznaczałoby spadek dla benzyny (95) ze średnio 5,92 zł za litr obecnie do 5,44 zł, z kolei dla oleju napędowego z 6,03 zł za litr do 5,42 zł. To oczywiście tylko optymistyczne i bardzo uproszczone szacunki, dlatego nie należy oczekiwać ich realizacji, a bardziej ogólnego kierunku, w jakim mogą podążać ceny paliw na stacjach w kolejnych tygodniach.