Dane dotyczące inflacji w Stanach Zjednoczonych po raz pierwszy w tym roku nie zaskoczyły. Co ważniejsze, nie zaskoczyły odczytami w górę, co jest ważnym sygnałem dla Rezerwy Federalnej, choć jednocześnie niezmieniającym reguł gry. Inflacja w USA w dalszym ciągu pozostaje wysoko i wiele sygnałów wskazuje na to, że może ona dać o sobie jeszcze znać w tym roku. W takim razie, czy Fed powinien w dalszym ciągu szykować się do obniżek, czy wręcz przeciwnie utrzymywać status quo przez dłuższy czas, być może do końca tego roku.
Inflacja w USA za kwiecień spadła do 3,4% r/r z poziomu 3,5% r/r, co było zgodne z rynkowymi oczekiwaniami. Inflacja bazowa kontynuowała umiarkowane spadki i ostatecznie wypadła na poziomie 3,6% r/r, zgodnie z oczekiwaniami, spadając z poziomu 3,8% r/r w marcu. Jedynym zaskoczeniem była inflacja główna miesięczna, która wypadła na poziomie 0,3% m/m, przy oczekiwaniu 0,4% m/m. Kluczowe jest jednak to, że nie mamy zaskoczenia w górę, tak jak w każdym innym przypadku w tym roku, co zmieniło rozumowanie Fed. Warto wspomnieć, że jeszcze na początku tego roku oczekiwano 5-6 obniżek stóp procentowych, rozpoczynając proces normalizacji polityki monetarnej już w marcu. Tymczasem na ten moment oczekiwane są dwie niepełne obniżki, choć w pewnym momencie wyceniano jedynie jedną. Po wczorajszym odczycie inflacji wzrosło nieco oczekiwanie na obniżki i w tym momencie pojedyncze prawdopodobieństwo ruchu na wrzesień jest wyceniane na 60%. Z drugiej strony łączone prawdopodobieństwo wszystkich spotkań do września wskazuje już na niemal pełną wycenę jednej obniżki, choć jeszcze niedawno nie dawano nawet 50% szans na taki ruch. Wobec tego obserwujemy mocne osłabienie dolara – w stosunku do euro dolar jest najsłabszy od 20 marca. Para USDPLN spadła niemal do poziomu 3,90. Ważniejszy jest jednak ruch na Wall Street, gdzie indeksy Nasdaq i S&P 500 sięgnęły historycznych szczytów. To jednak nie koniec mocnych ruchów. Złoto testowało okolice 2400 USD za uncję, znajdując się ok. 2% od dziennych historycznych szczytów. Zyskuje również Bitcoin, który testuje okolice miesięcznych szczytów, przekraczając poziom 66000 USD za uncję.
Czy jednak faktycznie rynek ma powody do zadowolenia? Ceny ropy naftowej są wyraźnie niższe, co daje nadzieje na utrzymanie inflacji na niskim poziomie. Z drugiej strony pojawiają się sygnały z sektora usług wskazujące na rosnące ceny. Dodatkowo patrząc na dolara, tak silne osłabienie z perspektywą utrzymania stóp procentowych przez Fed przynajmniej do września wydaje się być przesadzone. Warto wspomnieć, że proces obniżek w EBC, BoE czy BoC najprawdopodobniej rozpocznie się w czerwcu i może być kontynuowany w kolejnych miesiącach. Przy wciąż silnej amerykańskiej gospodarki (choć łapiącą zadyszkę, patrząc na sprzedaż detaliczną czy rynek pracy), tak słaby dolar nie wydaje się być uzasadniony.
O poranku obserwujemy raczej uspokojenie się sytuacji. Wyraźnie zyskuje jen, choć jest to efekt spadających rentowności w USA. Dane PKB z Japonii pokazały głębszy spadek gospodarczy w Q1, który może opóźnić kolejne podwyżki stóp procentowych przez BoJ. Tuż przed otwarciem rynku europejskiego za dolara płacimy 3,9223 zł, za euro 4,2661 zł, za funta 4,9720 zł, za franka 4,3514 zł.