Jeszcze kilka dni temu za baryłkę ropy Brent płacono na giełdzie niewiele więcej niż 80 USD za baryłkę. W kontekście inflacji nie jest to może mało, ale daleko jest od szczytów z ostatnich dwóch lat, kiedy nierzadko kosztowała ona 90 czy nawet 100 dolarów za baryłkę. Inwestorzy nie byli w ostatnim czasie przekonani do siły popytu w dwóch głównych motorach napędowych globalnej gospodarki: USA oraz Chinach. Jednocześnie jednak kartel OPEC+ utrzymuje od dłuższego czasu dobrowolne cięcia produkcji, co prowadzi do sztucznego zbilansowania rynku lub nawet niewielkiego deficytu, który podtrzymuje relatywnie wysokie ceny ropy. Okazuje się jednak, że sama decyzja OPEC+, co do przyszłości porozumienia o dobrowolnych cięciach nie jest tak ważna jak geopolityka. To właśnie kolejna eskalacja sytuacji na Bliskim Wschodzie doprowadziła do wyraźnego odbicia ropy. Czy decyzja OPEC+ dodatkowo podniesie ceny?
Napięcia na Bliskim Wschodzie
Przez ostatnie tygodnie sytuacja między Izraelem oraz Hamasem nie była tematem pierwszych stron gazet. Z drugiej strony katastrofa śmigłowca z prezydentem Iranu na pokładzie ponownie skupiła uwagę dziennikarzy na tym regionie. Śmierć irańskiego prezydenta oraz ministra spraw zagranicznych doprowadziła do tego, że OPEC+ zdecydował się przesunąć spotkanie na poziomie ministerialnym o jeden dzień na 2 czerwca. Dodatkowo spotkanie to odbędzie się w trybie wideokonferencji, a nie fizycznie, jak wcześniej planowano. To jednak nie koniec zwiększenia napięcia geopolitycznego w regionie Bliskiego Wschodu. Izrael zbombardował obóz uchodźców w Rafah, co wywołało międzynarodowy sprzeciw w stosunku do kontynuacji działań wojennych w Strefie Gazy. Oprócz tego aż dwukrotnie dokonano ataku na tankowce na Morzu Czerwonym za sprawą Houthi z Jemenu, co ponownie może zaszkodzić regularnościom dostaw najważniejszego surowca na świecie. Złożenie tych wszystkich wydarzeń doprowadziło do tego, że ropa odbiła o ok. 5% od dołków z minionego piątku i jest na dobrej drodze do największego tygodniowego wzrostu od końca marca.
Decyzja OPEC+
Powiększony kartel OPEC+ ogranicza wydobycie ropy niemal o 6 milionów baryłek na dzień! To więcej niż 5% globalnej podaży ropy naftowej. Na tę liczbę składa się dokładnie 3,66 mln brk nad dzień cięć związanych z pandemią COVID-19, które mają być utrzymane do końca tego roku. Oprócz tego w listopadzie zeszłego roku większość krajów OPEC+ zdecydowała się przyłączyć do Arabii Saudyjskiej i Rosji i zdecydowała się na dobrowolne cięcia. To ogranicza produkcję o dodatkowe 2,2 mln brk na dzień. Początkowo dobrowolne cięcie miało trwać do końca marca, ale zdecydowano się na przedłużenie do połowy obecnego roku. Obecnie oczekuje się, że OPEC+ zdecyduje się na przedłużenie tego cięcia, dlatego brak takiej decyzji mógłby okazać się mocnym rozczarowaniem dla rynku ropy. Teoretycznie ważna jest też zgodność cięć produkcyjnych z nałożonymi limitami. Według wyliczeń Bloomberga, Reutersa czy innych agencji dostarczających dane, produkcja wśród krajów uczestniczących w porozumieniu jest ok. 200 tys. brk na dzień wyższa, niż powinna. Nie jest to duża liczba z perspektywy całego rynku ropy, ale ważna patrząc na to jak zachowuje się globalny bilans. Zapasy OECD utrzymują się w zasadzie w miejscu od wielu miesięcy, co pokazuje, że popyt faktycznie może mieć pewne problemy. Wobec tego najlepszym scenariuszem dla ropy jest nie tylko przedłużenie dobrowolnych cięć do końca tego roku, ale również zwiększenie zgodności z limitami produkcyjnymi lub nawet próba nadrobienia cięć.
Chiny łapią zadyszkę, w USA popyt odbija
Chiny stanowiły ok. połowę całego wzrostu popytu na ropę w zeszłym roku. Faktycznie kraj ten notował dzienny popyt na paliwa na poziomie powyżej 15 mln brk na dzień w zeszłym roku, co zmalało w tym momencie o ok. 0,5-1,0 mln brk na dzień. Dodatkowo wcale nie widać zwiększenia zainteresowania budowaniem zapasów w Chinach. Zapasy w portach są niskie, choć z drugiej strony globalne zapasy na wodzie wzrosły do poziomów znacznie wyższych niż 5 letnia średnia, co może sugerować możliwe odbicie importu w Chinach. Co więcej, wśród uczestników rynku nie mówi się dużo o Indiach, które są obecnie wzrostowym rynkiem, ale pozostają w tyle za Chinami pod względem nominalnego poziomu popytu.
Jednocześnie jednak popyt w USA zaczyna wykazywać oznaki ożywienia. Przez pierwszą część roku zapasy ropy odbijały, ale jednocześnie zapasy produktów ropopochodnych spadały. Produkcja ropy w USA pozostaje na wysokim poziomie, ok. 13 mln brk na dzień, ale mała liczba wież wiertniczych i ekip frakujących może sugerować, że produkcja w największej gospodarce na świecie wcale nie wzrośnie tak, jak oczekują tego międzynarodowe agencje energetyczne czy również OPEC. To może być potencjalny problem dla Joe Bidena, który stara się o reelekcję. Statystycznie ceny ropy i paliw spadały na ok. 1 miesiąc przed wyborami, ale jeśli produkcja w USA będzie spadać, a popyt będzie rósł, będzie o to dosyć trudno. Dodatkowo USA nie mają już takiego stanu rezerw, które byłyby gotowe do użycia, choć nie jest wykluczone, że Biden znajdzie podstawy do ponownego ich użycia. W szczególności, że w USA rozpoczyna się sezon letni, w którym popyt zwykle dosyć mocno odbija, na co wskazują ostatnie dane produktów dostarczonych na rynek.
Czy czekają nas zdecydowanie wyższe ceny?
Warto zauważyć, że bez cięć OPEC rynek pozostawałby w mocnej nadpodaży. Z drugiej strony łączne cięcie na poziomie 6 mln brk na dzień nie oznacza, że kraje OPEC+ byłby w stanie podnieść o tyle produkcję. Same moce produkcyjne w kartelu OPEC oraz Rosji spadły znacząco w ostatnich latach. Niemniej producentom w tym momencie nie opłaca się produkować więcej, gdyż to oznaczałoby ceny rzędu nawet 40-60 USD za baryłkę.
Ceny mogą reagować na zmieniającą się sytuację geopolityczną. W przypadku blokady Morza Czerwonego albo gorszej sytuacji w postaci blokady Cieśniny Ormuz ceny mogłyby powrócić powyżej 100 USD za baryłkę. To jednak nie wydaje się być scenariuszem bazowym. Ceny 90 USD za baryłkę w trakcie pierwszego kwartału tego roku były podyktowane sytuacją geopolityczną, a nie bieżącą różnicą między popytem i podażą. Co więcej, popyt w kolejnych latach może nie rosnąć już tak dynamicznie jak przez ostatnie 10-20 lat (pomijając kryzysy), co jest związane z transformacją energetyczną. Samochody elektryczne coraz częściej pojawiają się nie tylko na amerykańskich czy europejskich ulicach, ale przede wszystkim w Chinach, czego wynikiem może być ostatnia słabość popytowa.
W takim razie czy czeka nas zdecydowanie droższe tankowanie? W okresie letnim paliwa zwykle drożeją ze względu na zwiększony popyt, ale przy braku nagłego wzrostu cen ropy w związku z geopolityką raczej nie powinniśmy doświadczyć cen powyżej 7 zł za litr benzyny. Co więcej, nie można wykluczyć kolejnych promocji na paliwa, które do tej pory okazywały się nie tylko świetną akcją marketingową, ale również stacje przy niższych cenach zarabiały zdecydowanie więcej niż standardowo.