Wczoraj różne klasy aktywów podążały własnymi ścieżkami. Globalny rajd rynku akcji wymusił osłabienie USD wobec walut G10, jednak ulgi nie doświadczyły waluty rynków wschodzących. Niska płynność i niechęć do otwierania nowych pozycji przed końcem miesiąca są prawdopodobnymi wyjaśnieniami. To jednak także podkreśla, że ryzyka pozostają po negatywnej stronie.
Jakkolwiek poniedziałek do udanych mogą zaliczyć kupujący akcje na giełdach w Europie i USA, tak już na rynku walutowym nie było widać silnych oznak wzrostu apetytu na ryzyko. Jeszcze wśród ryzykownych walut segmentu G10 (NOK, SEK, AUD) można było dostrzec „rajd ulgi”, tak jednocześnie trwała rzeź w obszarze emerging markets. Turecka lira i brazylijski real potraciły po 1,8 proc., rosyjski rubel osłabił się o ponad 1 proc., a tuż za podium znalazł się polski złoty (-0,6 proc.).
Skąd ta presja na waluty rynków wschodzących?
Wczorajsze odbicie indeksów nie miało solidnego podparcia w informacjach, więc nie przekonywało niczym więcej jak byciem korektą dla samej idei korekty. To za mało, aby zbudować przekonanie do powrotu risk-on na bardziej ryzykowne klasy aktywów. Jeśli już, to niepewność wokół wyborów prezydenckich w USA, druga fala COVID-19 i brak oznak świeżego wsparcia ze strony banków centralnych przemawiają za dalszym wycofywaniem się z ryzykownych pozycji. Skala ruchów w obliczu sprzecznych sygnałów z giełd sugeruje natomiast brak płynności niż odzwierciedla wielkość przepływów. Na takim tle nikt nie patrzy na indywidualne zalety walut. To niebezpieczne zaplecze m.in. dla złotego, który dotychczas był postrzegany jako atrakcyjny rynek gospodarki, która wyjątkowo dobrze zniosła pierwszą falę pandemii. Dopóki dążenie do redukcji wszelkiego ryzyka i ucieczka w USD nie zostanie zastopowana, żadne inne czynniki nie będą mieć znaczenia.
EUR/USD znalazł siłę do odbicia od 2-miesięcznych dołków. Optymizm na giełdach i nadzieje (nie dowody) w temacie pakietu fiskalnego w USA stały się pretekstem dla zawrócenia kursu. Żadnej reakcji nie przyniosło wystąpienie prezes EBC Lagarde w Parlamencie Europejskim. Lagarde powtórzyła, że bank jest gotowy użyć wszystkich narzędzi do wsparcia ożywienia oraz monitoruje kurs walutowy. Uczestnicy rynku obecnie nie uwzględniają w swoich oczekiwaniach możliwości interwencji EBC w kurs EUR, a wczoraj otrzymali też dowód, że sam EBC nie ma do końca określonego zdania. Sławne już źródła z EBC donoszą, że panuje silny podział obozów, gdzie jastrzębie chciałyby ograniczenia tempa skupu aktywów, podczas gdy gołębie sprzeciwiały się zbyt łagodnemu językowi Lagarde w stosunku do siły euro i ryzyk dla wzrostu. Wygląda na to, że Lagarde pragnie pogodzić wszystkich, sterując polityką tak, aby nie ograniczać tego, co już zostało wprowadzone, ale też nie dokładać za dużo, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Take podejście dla EUR obecnie nic nie zmienia.
Dziś dzień powinien przebiegać na dyskusji, czy rynek akcji jest w stanie wycisnąć więcej z odbicia i jak trwałe będzie podbieranie ryzykownych walut G10. Poza tym uwaga pozostanie skupiona na pierwszej debacie telewizyjnej kandydatów na prezydenta USA. Start debaty w środę o 3:00 polskiego czasu. Jest mało prawdopodobne, aby debata rozwiała wątpliwości wokół wyniku wyborów i ryzyka nierespektowania rezultatu przez Trumpa (jeśli nie wskaże na jego zwycięstwo). Zatem dla rynku walutowego może okazać się efektywnie neutralna.