Złoty kontynuuje dobrą passę. Tematem numer jeden jest KPO, choć naszej walucie pomagają też nastroje na rynkach globalnych i wsparła ją listopadowa decyzja RPP. W tym tygodniu poznamy kolejne dane z Polski, w tym szczególnie wstępne dane o listopadowej inflacji.
Inflacja w Polsce w ostatnim czasie mocno spadała. Z ponad 18,4% w lutym spadła do 6,6% w październiku i w najbliższych miesiącach będzie spadać dalej. W naszej ocenie w listopadzie zobaczymy poziom ok. 6%, a wczesną wiosną przyszłego roku jest spora szansa na spadek inflacji w pobliże 4%. Wygląda to oczywiście bardzo dobrze, ale pod spodem jest kilka mniej oczywistych procesów. Naturalnie gigantyczny wpływ na dynamikę inflacji w Polsce mają ceny energii – zarówno to co dzieje się na globalnym rynku ropy, europejskim rynku gazu i energii elektrycznej i związanych z tym krajowych regulacji. Łącznie już same te efekty dość mocno zaburzają obraz inflacyjny. Do tego na globalny fenomen inflacji nałożył się efekt cen żywności, które teraz ze względu na efekt bazy także notują coraz niższą inflację. Jeśli pozbędziemy się tych zmiennych, to zauważymy, że amplituda inflacji bazowej jest niepomiernie mniejsza – notujemy tu spadek z 12,3% do 8%. Już same te liczby pokazują, że problem inflacji w Polsce jest bardzo daleki od rozwiązania, znacznie dalszy niż w USA, czy Europie Zachodniej.
W ramach inflacji bazowej także odbywają się ciekawe procesy. Starając się odfiltrować presję popytową na ceny analizuję relatywne zmiany w kategoriach, gdzie konsument ma większą elastyczność zwiększenia bądź też odłożenia wydatków. Tak skonstruowana miara pokazała w październiku piąty kolejny spadek w ujęciu miesięcznym, a sytuacja taka wydarzyła się po raz pierwszy od przełomu lat 2015/16. Wtedy zarówno ogólny, jak i bazowy wskaźnik cen były ujemne w relacji r/r (czyli na upartego mieliśmy deflację, choć raczej należy rozumieć deflację jako uporczywy spadek cen, a tak nie było). Wyglądałoby to zatem obiecująco, są jednak dwa „ale”. Po pierwsze, wcześniej mieliśmy absolutnie bezprecedensowe 21 miesięcy konsekwentnego wzrostu tej miary. Wygląda to trochę tak, jakby firmy nieco „zagalopowały” się z podwyżkami i teraz trochę schodzą z tonu. Ponadto, ostatnie dane z Polski pokazują konsekwentne odrodzenie popytu konsumpcyjnego oraz potencjał na więcej. Już teraz sprzedaż detaliczna realnie rośnie a znaczący wzrost dynamiki płac realnych (czyli płace minus inflacja) oraz systematycznie poprawiające się nastroje konsumentów wskazują na dalszy wzrost popytu. Dodajmy do tego usunięcie choćby części tarcz z początkiem roku i może okazać się, że firmy znów będą w stanie łatwiej podnosić ceny.
Oczywiście rodzi to pytania, jakie wynikają z tego konsekwencje dla złotego. Na rynkach rozwiniętych zwykle mocniejsza gospodarka i perspektywy wyższej inflacji są pozytywne dla waluty, gdyż zakłada się, że bank centralny będzie gospodarkę schładzać wyższymi stopami. Brak takiej reakcji ze strony władz monetarnych prowadzi do spadku konkurencyjności gospodarki (jeśli inflacja jest regularnie wyższa niż u partnerów handlowych) i rynek musi przywrócić ją poprzez osłabienie waluty. Warto o tym pamiętać, nawet jeśli krótkoterminowo sentyment bardzo złotemu sprzyja.
Globalnie czeka nas dość ciekawy tydzień, choć bez spektakularnych raportów. Dane z rynku pracy USA poznawać będziemy dopiero w przyszłym tygodniu. W tym czeka nas zalew publikacji dotyczących aktywności biznesowej – szczególnie powinny ciekawić dane z Chin, gdzie nie widzimy poprawy sytuacji makroekonomicznej pomimo przeróżnych pomysłów władz na stymulację gospodarki. O 9:45 euro kosztuje 4,36 złotego, dolar 3,98 złotego, frank 4,52 złotego, zaś funt 5,02 złotego.