Niespodziewany, szeroko zakrojony atak palestyńskiego Hamasu na Izrael przypomniał rynkom o ryzyku geopolitycznym w tym ważnym rejonie świata. Pierwszą reakcją był silny wzrost ceny ropy naftowej, która w jeden dzień odrobiła niemal połowę wcześniejszej korekty spadkowej trwającej od końcówki września. Przypomnijmy, że już w poprzednich miesiącach notowania ropy ochoczo szły w górę, na fali zarówno silnego globalnego popytu, jak i cięć wydobycia przez Arabię Saudyjską i Rosję - konflikt rozgorzały na nowo na Bliskim Wschodzie to potencjalnie kolejny element tej układanki.
Dlaczego rynki są wyczulone na wydarzenia na Bliskim Wschodzie? Ze względu choćby na historyczne skojarzenia. Od razu pojawiły się porównania obecnej sytuacji do burzliwych dziejów, w tym do tzw. wojny Jom Kippur, która wybuchła - również w październiku jak obecnie - dokładnie pół wieku temu (X 1973). I podobnie jak obecnie, również wtedy Izrael został zaskoczony atakiem. Tamtejsza wspólna inwazja Egiptu i Syrii, chcących odzyskać utracone wcześniej terytoria, pociągnęła za sobą liczne dalsze reperkusje: w konflikt zaangażował się ZSRR (po stronie arabskiej), a potem USA (po stronie Izraela). Sympatyzująca z wrogami Izraela Arabia Saudyjska ogłosiła embargo na eksport ropy do USA, od czego rozpoczął się słynny "szok naftowy", czyli gwałtowny wzrost cen tego kluczowego surowca. Dalszymi efektami była: rosnąca inflacja, recesja i skok bezrobocia, głęboka bessa na Wall Street.
Tamta historia pokazuje, że konflikty na Bliskim Wschodzie mogą prowadzić do nieobliczalnych konsekwencji - stąd początkowa, dość nerwowa reakcja rynku ropy. Ale z drugiej strony, nie popadajmy w przesadę przy porównywaniu ataku Hamasu do wojny sprzed pół wieku, w której państwa arabskie wystawiły przeciwko Izraelowi prawie 400 tys. żołnierzy i były aktywnie wspierane przez ZSRR. Problemem na skalę globalną byłoby dopiero bezpośrednie zaangażowanie się w obecny konflikt np. dysponującego potencjałem nuklearnym Iranu, wspieranego politycznie przez Rosję i Chiny.
Pocieszająca jest też inna, fundamentalna kwestia - przez pół wieku, które minęły od wybuchu omawianej wojny, której pośrednią konsekwencją był szok naftowy, globalna gospodarka stała się nieporównywalnie mniej wrażliwa na drożejącą ropę.
Reasumując, gwałtowny atak Hamasu na Izrael oznacza wzrost ryzyka geopolitycznego na Bliskim Wschodzie i odświeża niemiłe historyczne skojarzenia. Ale, na chwilę obecną, pozostaje to jednak konflikt lokalny, o ograniczonym znaczeniu globalnym. I oby szybko udało się go załagodzić.