(PAP) Popierany przez Francję, lecz odrzucany przez Niemcy były francuski minister gospodarki i finansów Pierre Moscovici może być dziś pewny objęcia analogicznego stanowiska w KE. Angela Merkel miała ostatecznie dać się przekonać do kandydatury Francuza.
Moscovici, który stał na czele ministerstwa gospodarki i finansów przez pierwsze dwa lata prezydentury Francois Hollande'a, może pochwalić się dużym doświadczeniem na szczeblu unijnym. Ten były europoseł i minister do spraw europejskich we francuskim rządzie w latach 1997-2002 był również wiceprzewodniczącym europarlamentu od 2004 do 2007 roku.
Komentując w "Le Monde" swoją kandydaturę na komisarza UE ds. gospodarki i finansów, powiedział, że jest "właściwym człowiekiem na właściwym miejscu”, a prawie dwa lata spędzone we francuskim ministerstwie gospodarki umacniają jego wiarygodność na tym stanowisku, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę „miejsce, jakie zajmują dziś sprawy europejskie w pracy ministra gospodarki i finansów”.
Do ostatniej chwili nominacja Francuza nie była jednak oczywista. „Pierre Moscovici jest socjaldemokratą, w poglądach bliższym liberałom, którzy bronią polityki opartej na gospodarce konkurencyjnej, faworyzującej podaż. Jest to więc zupełne przeciwieństwo polityki rygoru budżetowego stosowanej w Unii i aktywnie promowanej przez Niemcy” - zaznaczył w rozmowie z PAP ekonomista Pascal De Lima.
M.in. stąd tak długi sprzeciw kanclerz Niemiec Merkel wobec kandydatury Francuza. „Poza tym dla Merkel nie do przyjęcia było, żeby w Komisji za sprawy gospodarcze i walutowe odpowiadał przedstawiciel państwa, które wciąż nie radzi sobie z redukcją własnego deficytu, a miałoby pouczać innych” - dodaje De Lima.
Jego zdaniem to ostatnie zmiany w rządzie premiera Manuela Vallsa przyczyniły się do zmiany w nastawieniu kanclerz Niemiec do kandydatury Moscoviciego. „Reakcja Vallsa, gdy przeforsował dymisję ministra gospodarki, po tym gdy ten podważył zasadność unijnej dyscypliny budżetowej, musiała uspokoić Berlin i utwierdzić Angelę Merkel w przekonaniu, że Francja i Niemcy rzeczywiście podążają w tym samym kierunku” - ocenia ekonomista.
Jednak według niego nominowanie Moscoviciego nie musi być odbierane jako sukces Francji.
„Nie wiem, czy jest się czym chwalić, jeśli na stanowisko komisarza wysyła się człowieka, który został odwołany ze stanowiska (ministra) po klęsce w wyborach lokalnych i którego bilans działalności na stanowisku ministra gospodarki jest mizerny" - ocenia. Przez ostatnie dwa lata Moscovici "nie zdołał przecież podnieść siły nabywczej Francuzów czy zwiększyć inwestycji, nie mówiąc już o deficycie publicznym, którego nie potrafił zmniejszyć" - przypomina.
„Trudno się jednak dziwić, że to właśnie on został oficjalnym kandydatem Francji na to stanowisko. Jest w końcu dobrym znajomym Hollande'a” - dodaje De Lima. Po odwołaniu Moscoviciego 2 kwietnia francuski prezydent miał mu obiecać poparcie w staraniach o fotel komisarza. Tak też brzmiała treść listu przesłanego 29 lipca przez kancelarię prezydencką do przewodniczącego przyszłej Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera.
De Lima ocenia, że pole manewru Moscoviciego będzie ograniczone. „Jako komisarz będzie mógł proponować różne rozwiązania, ale ostatnie słowo należeć będzie zawsze do europarlamentu" - wyjaśnia. "Poza tym dla pewności, że Moscovici nie wywróci do góry nogami unijnej polityki gospodarczej, na wicekomisarza zaproponowano znanego z poparcia dla budżetowego rygoru Fina Jyrkiego Katainena. Z takim współpracownikiem Moscovici na pewno będzie musiał trzymać się w ryzach” - podkreśla ekspert.