Investing.com -- Handel dwutlenkiem węgla jest zjawiskiem globalnym. Unia Europejska i Chiny podjęły w zeszłym tygodniu duże kroki w kierunku nałożenia większych kosztów na emisje gazów cieplarnianych, które są największym czynnikiem powodującym zmiany klimatyczne.
Jak na zawołanie, inicjatywy te pojawiły się w tym samym tygodniu, w którym niszczycielskie, gwałtowne powodzie nawiedziły zarówno Europę, jak i Chiny, przypominając o problemach, którym nowe środki mają zapobiec.
Analitycy twierdzą, że w dłuższej perspektywie środki te mogą przynieść obiecane rezultaty, tworząc lepszy zestaw bodźców do produkcji i konsumpcji energii (oraz poszerzając zbywalną klasę aktywów, która w ostatnich latach przynosiła pokaźne zyski).
Jednak w najbliższym czasie ich wpływ będzie prawdopodobnie minimalny, osłabiony - jeśli przeszłość jest jakąkolwiek wskazówką - przez lobbing i późniejsze rozmycie takich regulacji. Ci, którzy mają nadzieję na szybki zarobek na kontraktach terminowych na pozwolenia na emisję dwutlenku węgla, będą potrzebowali wyczerpującej wiedzy na temat drobnego druku lokalnych przepisów w miarę ich ewolucji.
Unijna strategia redukcji emisji "Fit for 55", opublikowana w zeszłym tygodniu, jest znacznie bardziej dalekosiężna, ale to strategia Chin jest ważniejsza, biorąc pod uwagę status tego kraju jako największego aktualnie “truciciela” na świecie.
"Bez wystarczającej redukcji emisji przez Chiny, cel 1,5 stopnia jest w zasadzie niemożliwy" - powiedział we wtorek w przemówieniu wysłannik USA John Kerry, odnosząc się do kluczowego celu paryskiego porozumienia klimatycznego, jakim jest ograniczenie wzrostu średniej temperatury na świecie.
Pomimo obietnicy ograniczenia emisji począwszy od 2030 r. i osiągnięcia neutralności węglowej do 2060 r., Chiny wciąż budują elektrownie węglowe - żywe ucieleśnienie zjawiska "ucieczki emisji", zgodnie z którym zanieczyszczająca działalność przemysłowa po prostu przenosi się do krajów o łagodniejszych przepisach.
Dobrze więc, że chiński system handlu emisjami zaczyna się od sektora energetycznego - ponad 2000 firm energetycznych, które odpowiadają za około 14% emisji związanych z energią na świecie. Jednak ceny płacone za kredyty emisyjne w piątkowym dniu debiutu w Szanghaju - mniej niż 8 dolarów za tonę - nijak się mają do poziomu 50 dolarów, który według Międzynarodowego Funduszu Walutowego byłby zgodny z założeniami Paryża.
Prawda jest taka, że jedyny długofalowo użyteczny program to taki, który rzeczywiście zaboli, a osiągnięcia prezydenta Xi Jinpinga w tym kontekście nie są imponujące: wielokrotnie osłabiał on lub wycofywał się z ambitnych reform strukturalnych, gdy ich krótkoterminowe koszty gospodarcze stawały się oczywiste. Kluczowi truciciele, tacy jak przemysł petrochemiczny, mają trzy lata na lobbowanie u rządu, zanim zapłacą choćby grosz za swoje emisje, a w planach systemu handlu emisjami nie ma bezpośredniego odniesienia do rzeczywistej redukcji emisji w czasie. Ryzyko wycofania się jest aż nazbyt wyraźne.
Jednak w tym przypadku Chiny mogą nie mieć innego wyjścia. Plan UE dotyczący mechanizmu dostosowania granic emisji dwutlenku węgla ułatwi karanie producentów, którzy płacą niższą cenę za swoje emisje. Demokraci z Senatu USA - szukający sposobów na ubranie ceł importowych Donalda Trumpa w bardziej ekologiczne szaty - podobno również pracują nad podobnym mechanizmem. Dla znacznej części chińskiego przemysłu nie ma przyszłości bez dostępu do obu tych rynków, więc trzeba będzie poczynić jakiś wyraźny postęp.
Istnieje oczywiste ryzyko, że systemy UE i USA zostaną wykorzystane do celów protekcjonistycznych, ale zasady Światowej Organizacji Handlu mogą je przynajmniej złagodzić, upewniając się, że Zachód nie będzie bardziej pobłażliwy dla innych trucicieli, których postrzega jako mniejsze zagrożenie geopolityczne, takich jak Indie czy Brazylia.
W ostatecznym rozrachunku jednak pilnowanie polityki klimatycznej na arenie międzynarodowej może być mniejszym wyzwaniem niż zapewnienie jej akceptacji w kraju.
Unijny system handlu emisjami, argumentują Claus Vistesen i Melanie Debono z Pantheon Macroeconomics, sprowadza się do "dużej i trwałej podwyżki podatków od zużycia energii w ciągu następnych 20-30 lat", która prawdopodobnie spadnie bardziej na biednych niż na bogatych, w przypadku braku innych środków. Argument ten byłby równie prawdziwy w przypadku analogicznych działań amerykańskich czy chińskich.
We Francji eko-podatki Emmanuela Macrona wywołały ruch "żółtych kamizelek". W Stanach Zjednoczonych transformacja energetyczna zbyt łatwo poddaje się manipulacji ekstremistów zarówno z lewej, jak i prawej strony, co pokazały zimowe burze w Teksasie. Polityka opodatkowania energii w Chinach z pewnością nie rozegra się w sposób bardziej pokojowy, pomimo wszystkich wysiłków Partii Komunistycznej mających na celu powstrzymanie protestów.
W istocie, trudności we wdrażaniu takiej polityki mogą sprawić, że pomyślimy, iż jedyną rzeczą zdolną do utrzymania wszystkich trzech państw w ich zobowiązaniach paryskich będą coraz częstsze i coraz bardziej ekstremalne zjawiska pogodowe.
Przynajmniej w kwestii praw natury ryzyko rozczarowania wydaje się niewielkie...