Cena złota wciąż oscyluje wokół 1300 dolarów za uncję, a ubiegły tydzień kruszec zakończył z minimalnym, 0,5-procentowym spadkiem. Wpłynęły na to majowe dane z amerykańskiego rynku pracy, które mogą spowodować zaostrzenie „jastrzębiej” polityki Rezerwy Federalnej.
Status quo zachowało srebro, kończąc zeszły tydzień na poziomie 16,4 USD/oz. Znaczących zmian nie zanotował także kurs platyny, który zakończył tydzień na poziomie ponad 900 dolarów za uncję. Z tego trendu wyłamał się jedynie pallad, rosnąc o 2 procent i zamykając piątkową sesję z ceną ponad 1000 dolarów za uncję.
Fed zaostrzy retorykę?
Na ceny kruszców wpływ miała przede publikacja majowych danych z amerykańskiego rynku pracy. Wynika z nich, że w sektorze pozarolniczym powstało 223 tys. nowych miejsc pracy, czyli aż o 30 tys. więcej niż zakładał konsensus ekonomistów. A to oznacza, że stopa bezrobocia spadła do rekordowego, najniższego od 18 lat poziomu 3,8 procent.
Te dane jeszcze wzmocniły oczekiwania co do przyszłotygodniowej podwyżki stóp procentowych w USA, której prawdopodobieństwo osiągnęło 95 procent. Inwestorzy, przekonani o nieuchronności podwyżki, skupiają się teraz na tym, co po ogłoszeniu decyzji powie Jerome Powell. Wszystko wskazuje na to, że świetne dane z rynku pracy mogą mieć wpływ na retorykę przewodniczącego Rezerwy Federalnej. Na razie jednak nie zmieniają się oczekiwania inwestorów co do kolejnych podwyżek stóp procentowych. Konsensus wciąż zakłada jeszcze trzy takie decyzje w 2018 roku.
Trump kontra Europa
Na utrzymanie kursu złota znów wpłynął konflikt handlowy między USA a resztą świata. Donald Trump w ubiegłym tygodniu odwiesił, zawieszone wcześniej na czas negocjacji, cła na import stali i aluminium z Unii Europejskiej, Meksyku i Kanady. Dla inwestorów był to jasny sygnał, że zapowiedzi amerykańskiego prezydenta mogą się zmaterializować. Rynki czekają teraz na odpowiedź przede wszystkim Unii Europejskiej.
Wspólnota ma jednak związane ręce, bo na szali jest zdecydowanie ważniejszy rynek motoryzacyjny. Donald Trump już wcześniej nakazał amerykańskiemu Departamentowi Handlu rozpoczęcie analizy warunków importu samochodów do USA. Gdyby doszło do nałożenia ceł, byłby to bardzo silny cios nie tylko dla gospodarki strefy euro, ale też wszystkich państw Europy Środkowo-Wschodniej, silnie powiązanych z niemieckim przemysłem motoryzacyjnym.