USA i Iran nie dążą do eskalacji konfliktu, co rynki przyjmują za zadowoleniem i porzucają bezpieczne aktywa na rzecz powrotu rajdu rynku akcji. Teraz inwestorzy powinni w coraz mniejszym stopniu reagować na doniesienia z Bliskiego Wschodu, a przerzucić uwagę na wcześniej istotne kwestie – siłę ożywienia globalnego i umowę handlową USA-Chiny.
USA zamiast dążyć do odwetu wojskowego, preferują odpowiedź w postaci sankcji na Iran i ostatecznie „chcą pokoju” z Iranem. Teheran także nie zamierza eskalować konfliktu, inaczej lepiej by celował w atakach na bazy USA w Iraku – we wrześniu w nalotach na instalacje naftowe w Arabii Saudyjskiej Iran potrafił być bardzo precyzyjny. Dla rynków to jasna informacja, że relacje USA i Iranu dalej nie będą przyjacielskie, to nie należy z tego powodu budować podwyższonej premii za ryzyko. Rynki będą teraz w mniejszym stopniu reagować na doniesienia związane z Iranem, a po tygodniu nerwowości przyszedł moment ulgi. Wracamy do tego, co stanowiło podstawę optymizmu pod koniec roku. Pierwsza faza umowy handlowej USA i Chin ma być podpisana do 15 stycznia, a z tym wiążą się nadzieje, że bez zagrożenia wybuchu wojny handlowej na większą skalę gospodarka globalna może przyspieszyć. Rynki akcji już to wyceniają, dane makro nie do końca to pokazują. Ale ostatnia paczka informacji przykrywa poprzednią, stąd opublikowane w tym tygodniu lepszy ISM dla usług i raport ADP z USA są dziś istotniejsze niż rozczarowanie w PMI/ISM z przemysłu z ubiegłego tygodnia. Jeśli jutro raport NFP wyrysuje pozytywny obraz rynku pracy USA, nowe szczyty indeksów na Wall Street nikogo nie zdziwią.
Rynek akcji korzysta najbardziej na uspokojeniu nastrojów, a ropa naftowa dołuje najsilniej. To pokazuje, jak bardzo w ostatnich dniach rynek ropy był zdominowany przez kapitał spekulacyjny, który teraz wychodzi z pozycji. Mimo to jeśli przyjąć, że gospodarka globalna ma się mieć lepiej, a członkom OPEC zależy, by na ropie zarabiać najwięcej, fundamenty w końcu dadzą wsparcie do powrotu wzrostów. Na FX ponownie wraca marazm i ograniczona skala reakcji na wahania sentymentu. Rynek wprawdzie redukuje pozycje w bezpiecznych JPY i CHF, ale już nie ma silniej przesiadki na waluty ryzykowne. AUD ma wewnętrzne problemy w związku z pożarami buszu, a CAD i NOK cierpią na korekcie cen ropy naftowej. Nie wraca też apetyt na EUR i GBP. Może to być oznaka, że inwestorów nie opuściły do końca obawy, albo jesteśmy u faktycznego kresu fali apetytu na ryzyko. Podobny wydźwięk ma fakt, że cena złota nie wróciła do poziomów sprzed wybuchu konfliktu USA-Iran.
Złoty poszedł wczoraj w ślad za innymi walutami rynków wschodzących i umocnił się do 4,23 za EUR, ale dziś już wszystko oddaje. Globalna euforia po oświadczeniu Trumpa przysłoniła konferencję prasową Rady Polityki Pieniężnej, która nie zmieniła swojego stanowiska. Rada ocenia ostatni wystrzał inflacji jako przejściowy i głównie wynikający z przesunięcia do przodu niektórych podwyżek, które bank centralny przewidywał, że wystąpią dopiero na początku 2020 r. Zdaniem prezesa Glapińskiego inflacja osiągnie swój szczyt w I kw. i potem zacznie spadać, w rezultacie czego prezes podtrzymuje swoje oczekiwania, że stopy procentowe mogą nie zmienić poziomu do końca kadencji RPP w 2022 r. Ale dla mnie (i zapewne dla większości uczestników rynku) jest jednak oczywiste, że ścieżka inflacji przesunęła się wyżej, stąd brak zmiany stanowiska RPP jest ma w tym kontekście gołębi wydźwięk. To osłabia fundamenty złotego i dalej uważam, że polska waluta jest obecnie za droga.