Ostatnia sesja 2016 roku przyniosła dwa ważne wydarzenia. Złoto w tym dniu zakończyło najdłuższą serię spadków od 15 lat – kurs spadał przez siedem tygodni. Oprócz tego, notowania zakończyły pierwszy wzrostowy rok od 3 lat. Złoto rozpoczyna 2017 rok na poziomie 1150 dolarów za uncję, czyli na 8-proc. plusie w ujęciu rok do roku.
Jeszcze lepiej spisywało się srebro. Metal w ostatnich dniach roku osiągnął przeszło procentowe wzrosty, dzięki czemu jego uncja osiągnęła wartość niemal 16 dolarów. To 15 procent więcej niż na koniec 2015 roku.
Oba metale mają za sobą bardzo udaną końcówkę roku. Podczas gdy srebro zyskało ponad procent, złoto w tym czasie zanotowało przeszło 2-proc. zwyżkę. Warto przede wszystkim wspomnieć o zadyszce amerykańskiego dolara. U.S. Dollar Index w ciągu ostatnich trzech dni roku stracił około procent. Wsparciem dla metali była równolegle przerwa świąteczna. Zwolennicy wzrostów w pełni mogli skorzystać ze słabości dolara, ponieważ większość inwestorów pozostawała w tych dniach poza rynkiem.
Nowy tydzień upłynie pod znakiem danych marko z USA. Szykuje się prawdziwa lawina: we wtorek światło dzienne ujrzą zapiski z ostatniego posiedzenia Rezerwy Federalnej, w poniedziałek i środę pojawią się raporty PMI dla usług i przemysłu, z kolei w piątek rynek pozna arcyważne dane z rynku pracy. Ekonomiści oczekują, że stopa bezrobocia nieznacznie wzrośnie z 4,6 do 4,7 proc. Liczba nowych miejsc pracy w sektorze pozarolniczym ma wynieść 175 tysięcy, czyli bez istotnych zmian wobec wyniku w poprzednim miesiącu.
Losy dolara w dalszym horyzoncie, będą pochodną nie tylko danych z gospodarki, ale również zachowania Donalda Trumpa. Miliarder zasiądzie w Gabinecie Owalnym już 20 stycznia i wszystko wskazuje, że jego pierwsze decyzje skupią się wokół relacji z Rosją. W ubiegłym tygodniu Barack Obama wydalił z kraju 35 rosyjskich delegatów wraz z ich rodzinami. To forma kary za ingerencję Rosjan w wybory prezydenckie USA. CIA podała, że za wyciekiem wiadomości ze skrzynek mailowych Partii Demokratycznej stała grupa hakerów opłacanych przez rosyjski rząd. Następnie przekazali je portalowi WikiLeaks.
To jedna z najostrzejszych sankcji, jakie USA wytoczyły przeciwko Putinowi w ostatnich latach. Ustępujący prezydent nałożył ją oczywiście celowo, po to żeby zmusić Trumpa do konfrontacji. Nowa administracja będzie musiała utrzymać sankcje wprowadzone przez Obamę. CIA pokazała, że był to atak na amerykańską demokrację. Jeśli jednak Trump je wycofa, skonfliktuje się z antyrosyjskim i republikańskim Senatem. A co gorsza, potwierdzi swoje sympatie wobec Rosjan.
Wiele wskazuje, że Trump po raz kolejny przeciwstawi się konwenansom i przywróci rosyjskich dyplomatów do USA. W celu budowania nowych relacji z Moskwą. Świadczy o tym jego ostatni wpis na Twitterze, w którym komentował zachowanie Putina, tuż po ogłoszeniu sankcji. – Znakomity ruch w sprawie opóźnienia (przez W. Putina) – zawsze wiedziałem, że on jest bardzo bystry! – napisał prezydent-elekt po tym, jak Putin zdecydował się nie brać odwetu na administracji Baracka Obamy.
Obama zepchnął Trumpa do narożnika ringu. Zamiast się bronić, milioner zdecydował się na kontrę w swoim stylu. Udowodnił w ten sposób, że jest zupełnie nieprzewidywalny. Trump w ciągu najbliższych czterech, a być może ośmiu lat, będzie atakowany wielokrotnie. Jeśli za wszelką cenę będzie musiał odpowiadać kontrowersyjnym kontratakiem i będzie to robił za pośrednictwem Twittera, zaufanie wobec jego osoby stopnieje do zera. A wraz z nim, zaufanie do amerykańskiej gospodarki.