Prowadzona przez prezydenta USA polityka personalna zaowocowała tym, że złoto w ubiegłym tygodniu przekroczyło poziom 1300 dolarów na uncję. Jednak tylko na chwilę, bo już w piątek, na koniec sesji, kurs kruszcu zatrzymał się na pułapie 1286 dolarów. Niewykluczone jednak, że kupujący podejmą kolejną próbę złamania psychologicznego oporu.
Taki scenariusz staje się coraz bardziej prawdopodobny, bo atmosfera wokół sztabu doradców Donalda Trumpa gęstnieje. W miniony piątek z posadą pożegnał się Steve Bannon, doradca strategiczny przywódcy USA. Jak spekulują dziennikarze, to właśnie on podpowiedział Trumpowi, by ten – po tragedii w Charlottesville – nie potępiał nacjonalistów. I choć prezydent nie przeprosił za tę sytuację, Bannon kilka dni później stracił stanowisko.
Roszady kadrowe w Białym Domu spowodowały przeceny na Wall Street. Indeksy straciły w ciągu tygodnia około pół procent, a to wpłynęło również na kurs dolara i rentowność obligacji. Na przeciwległym biegunie znalazły się metale szlachetne. Co prawda złoto zakończyło ubiegły tydzień na remisie, niemniej jednak w trakcie kilku ostatnich dni cena uncja wzrosła o 20 dolarów. Podobnie zachowywało się srebro – na koniec minionego tygodnia za uncję trzeba było zapłacić ponad 17 dolarów.
Steve Bannon to już czwarty doradca z gabinetu Trumpa, który stracił posadę, a z pięcioosobowego zespołu swoje stanowisko wciąż piastuje tylko wiceprezydent Mike Pence. Te zawirowania nie uszły uwadze inwestorów. Reakcja przywódcy USA na tragedię w Charlottesville odbiły się szerokim echem także w świecie biznesu. Dość powiedzieć, że z uczestnictwa w radzie przy Donaldzie Trumpie zrezygnowało ośmiu prezesów dużych firm, a twarzą protestu był prezes Mercka i jedyny czarnoskóry członek rady Kenneth Frazier.
Przez moment niepewna wydawała się nawet przyszłość Gary’ego Cohna, ekonomicznego doradcy prezydenta USA, jednak Biały Dom szybko zdementował te pogłoski. Inwestorzy na giełdzie odetchnęli z ulgą, bo to właśnie Cohn jest ostatnią nadzieją Wall Street na wdrożenie pakietu reform, obiecanych w trakcie kampanii wyborczej. Jego ewentualna dymisja mogłaby skutkować bardzo nerwową reakcją na giełdach. Warto bowiem przypomnieć, że to właśnie perspektywa masowej obniżki podatków i szeroko zakrojony plan inwestycji w nowe drogi i lotniska spowodowały, że rynki w USA poszybowały na rekordowe pułapy.
Jeśli giełdowe indeksy i dolar wciąż będą spadać, bardzo prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym złoto znów podrożeje do ponad 1300 dolarów z uncję. Zwłaszcza, że w najbliższych dni raczej nie pojawią się informacje, które mogłyby zmienić rynkowy układ sił.