„Jeżeli OPEC nie ograniczy podaży to do czerwca notowania ropy Brent mogą spaść do 88 dolarów”. Wprawdzie ceny surowca wydobywanego z dna Morza Północnego utrzymują się ciągle nad trzycyfrową krawędzią, to jednak przytoczona na wstępie, pochodząca z końca 2012 r., opinia ekspertów londyńskiego Centre for Global Energy Studies, jest zgodna z obserwowanym trendem. W ostatni dzień maja członkowie kartelu spotkają się w stolicy Austrii, by omówić aktualną sytuację. Pytanie czy skończy się tylko na słownej czy na rzeczywistej interwencji, pozostaje otwarte. Jeden i drugi wariant są bowiem prawdopodobnymi. Żeby była jasność problem nie tyle leży w oficjalnej, limitowanej dziennie podaży ropy (30 mln baryłek), lecz w tym co wycieka na rynek bokami. Miniony tydzień przyniósł regres wartości Brent o –1,9%, do 102,61 USD/bbl, notowania WTI spadły o –2,1%, do 93,83 USD/oz, a cena „koszykowej” ropy OPEC Basket obniżyła się w tym czasie o –2,3%, zatrzymując się na 99,03 USD/bbl.
W dniu w którym tąpnął o –7,3% indeks Nikkei 225, a fala gwałtownej wyprzedaży przewinęła się przez światowe rynki akcji, spora cześć środków została selektywnie przerzucona na waluty i parkiety towarowe. Kupowano w pierwszej kolejności kontrakty na franka szwajcarskiego, złoto i srebro plus to co postrzegano jako cenową okazję.
Oba wymienione metale szlachetne wzrosły w czwartek (23 bm.) w obrocie elektronicznym o ok. +1,5%, trzeba jednak zauważyć, że dzień wcześniej ciekawy przebieg miał londyński fixing. Wówczas to cena złota wzrosła do 1408,50 dolarów za uncję, czyli zyskała w porównaniu do poprzedniego dnia aż +3,5%, by nazajutrz na przekór panikującemu światu potanieć o –2,0% do 1380,50 USD/oz. Handel złotem w obrocie sieciowym dyskontował w tym czasie efekt bezpiecznego portu - osiągając sesyjne maksima na poziomie 1397,83 USD/oz, a ostatecznie skończył notowania przy 1390,80 USD/oz. Dla pełności obrazu takich antycypacyjnych progresji w przededniu załamania kursów na giełdzie w Tokio - na fixingowym srebrze nie zaobserwowano. Natomiast zwyżka cen złota w notowaniach ciągłych (+1,5%) nie wzbudzała jeszcze większego zainteresowania komentatorów.
Nie mniej interesująco wplata się w to wszystko ze swymi poglądami dr Marc Faber, z którymi można było się zapoznać w środę (22 bm.) także w krajowej prasie. Ten najbardziej chyba rozpoznawalny na rynkach finansowych Szwajcar, który w 1973 r. na dobre osiedlił się w Azji, a w latach 1978 – 1990 był dyrektorem zarządzającym w hongkońskim oddziale sławnego Drexel Burhan Lambert (tego od Michaela Milkena i Ivana Boesky`ego, będących ponoć pierwowzorami dla Gordona Gekko), nie daje wiary w stricte rynkowy odwrót metali szlachetnych. W oparciu m.in. o historyczne doświadczenia z 1933 r. liczy się nawet z możliwością sztucznego sprowadzenia przez rząd USA cen „żółtego metalu” do około 1000 USD/oz, po czym zdewaluowania „zielonego” tak, aby uncja kosztowała w końcu 10 000 „papierów”. Dlaczego 10 tys. dolarów? Choćby dlatego, że rekordowe (realnie) 850 USD/oz z 21 stycznia 1980 r. po uwzględnieniu zmian wskaźnikiem CPI daje ok. 2400 USD/oz, ale przy zachowaniu wcześniejszych metod liczenia inflacji - przekładałoby się na urealnioną cenę złota w wysokości ok. 8,9 tys. USD/oz. To oczywiście dywagacje i tylko dywagacje…
W sumie w trakcie całego poprzedniego tygodnia złoto zyskało w ramach fixingu +1,5%, a w obrocie elektronicznym +2,0%. Srebro zaś cechowała asymetria, bo w sieci zyskało +0,6%, a w odczytach fixingowych straciło –0,6%. Generalnie metal ten nie ma teraz zbyt dobrej prasy. Wśród analityków technicznych brylują ci, którzy wskazując na słabość tego metalu - proponują oswajać się z testowaniem wsparcia wokół 18 USD/oz. W poglądy te wpisują się też niektórzy „fundamentaliści”, np. ze Standard Banku - zakładający trwalsze zejście do przedziału 15 – 20 dolarów za uncję. Z kolei ich koledzy z Citi Research wskazują na strukturalny spadek popytu fotowoltaicznego. Z drugiej jednak strony, pozostawiają sobie dość przezornie „furtkę” pro-zakupową. Ponieważ równolegle wskazują na rosnące zapotrzebowanie krajów rozwijających się w zakresie sprzętu RTV i AGD oraz komputerów. Jeśli mowa o elektronice użytkowej, to nie sposób produkować iPady/tablety czy iPhony/smartfony bez stopów cyny. Metal ten zyskał w minionym tygodniu +1,0%, cynk +0,6%, a „bateryjny” ołów +2,6%. Spadły natomiast notowania aluminium (–1,3%), miedzi (–1,2%) i niklu (–0,6%). Biorąc pod uwagę artykułowany powszechnie „straszak” Chin, podyktowany odczytem ostatniego PMI, warto też zauważyć, że nawet przy takiej niekorzystnej narracji „czerwony metal” zdołał jednak utrzymać się wyraźnie powyżej 7 tys. USD/t.
Ekstremalne wydarzenia rynkowe trwają krótko - to często dość trafnie uwypuklają określone preferencje zachowań, obowiązujące na dłużej, gdy okazuje się, że ów „epizod” był zwiastunem dłuższej tendencji. Zeszłotygodniowe wzrosty cen pszenicy („zwykła” +2,0%, Kansas +1,1%), kukurydzy (+0,4%), soi (ziarno +1,8%, śruta +0,7%) są przede wszystkim rezultatem pomyślnie zdanego testu dnia tokijskiej paniki. Wzrosły wówczas także (o +1,4%) ceny szorstkiego ryżu, mimo, że doszedł on już do poziomu 15,71 USC/cwt, który trzeba chyba postrzegać jako zbyt wysoki, aby na nim na dłużej, przynajmniej na razie – mógł pozostać.
Komplementarnie względem zbóż zachowywały się w minionym tygodniu notowania „mięsa czerwonego”: chuda wieprzowina (+2,0%), wołowina (buhaje +0,9%, krowi żywiec +1,10%). Gdyby na rynki papierów wartościowych powróciły obawy o letnią koniunkturę, to skłonność do otwierania dłuższych pozycji, w oparciu o dawno nie oglądany regres pogłowia amerykańskiej wołowiny, mogłaby ulec istotnemu zwiększeniu.
W całej swej szerokości obniżył w minionym tygodniu swą wartość „koszyk mokka”: kakao (–2,4%), kawa (Arabica –7,2%, Robusta –3,7%), cukier (biały –0,2%, trzcinowy –0,1%). Spadek cen kakao to przede wszystkim efekt realizowania wcześniejszych zysków. Natomiast stosunkowo płytki spadek kontraktów na cukier, którego jest przecież w nadmiarze (trzcinowego) to rezultat kolejnego sygnału o problemach z burakami cukrowymi. W poprzednim komentarzu była mowa o 45% spadku dynamiki zasadzeń na Ukrainie. Tym razem z podobnymi kłopotami wywołanymi zbyt ciężką i przewlekłą zimą występuje Rosja, gdzie wielkości zasiewów skurczyły się o ok. 30%. Oba te kraje decydują w sumie o 1/4 podaży buraka cukrowego na świecie.
W kontekście ponownego silnego regresu cen kawy, zwłaszcza Arabiki - warto uzupełnić informacją, że podczas czwartkowego załamania kursów, jej ceny akurat wzrosły o +1,4%. Rynki widzą więc co jest tanie, ale pewnie czekają aż będzie jeszcze tańsze.
Drugim towarem, który spadł w trackie zeszłego tygodnia w podobnej co Arabika skali, była bawełna (5,5%). Cofnięcie się cen pod próg 80 USc/lb, może skłonić fabryki odzieży do większych zakupów tego surowca.
Do silnych wzrostów powróciły notowania mrożonego koncentratu soku pomarańczowego (+3,5%), potwierdzając swą tegoroczną supremację w zakresie dynamiki cen, wynoszącą już ponad 30%. Do maksimów, np. tych z przełomu lat 2011/2012, sporo (tj. ok. 40%) brakuje. Gdyby jeszcze nie ta zmienność (nieprzewidywalność) jaka właśnie tej kategorii towarowej dogmatycznie wręcz towarzyszy…
Wojciech Szymon Kowalski
EFIX Dom Maklerski SA