Złoty wyrwał się z letargu w piątek, rykoszetem obrywając za utratę zaufania do polskiego sektora bankowego w związku z wybuchem afery wokół prezesa KNF. Ostatnio pomijany w rozważaniach inwestorów złoty stał się atrakcyjnym kąskiem do spekulacyjnego osłabienia, gdyż fundamentalnie zagrożenia dla waluty nie ma. W większym świecie dyskusja toczy się wokół zmiany tonu Fed i przyszłości brexitu.
Nie jest często spotykanym zjawiskiem, aby na notowania złotego miały wpływ wydarzenia na krajowym rynku akcji. A jednak piątek był takim niezwykłym dniem. Temperaturę podnosiły nagłówki na Bloombergu informujące, że WIG20 był najgorzej radzącym sobie indeksem na świecie. W dół ciągnęły go banki (w kulminacyjnym momencie WIG Banki tracił 5,6 proc.) przez spadek zaufania do sektora w związku z aferą wokół Komisji Nadzoru Finansowego. Po rynku krążyły też plotki o zamieszaniu w sprawę prezesa NBP Adama Glapińskiego, które może doprowadzić do jego rezygnacji.
Powstała tzw. „idealna burza” dla wyprzedaży złotego, prawda? Tak, jeśli szukamy okazji do spekulacji. Pod kątem wielkości kapitału przepływającego przez rynek akcji, nawet jeśli sprzedającymi polskie banki byli tylko inwestorzy zagraniczni, którzy do tego od razu wycofywali środki z Polski (sprzedawali złotego), nie jest to znacząca siła. Obroty na GPW w piątek wyniosły 1,5 mld PLN, podczas gdy średnie dzienne obroty w transakcjach z udziałem złotego są 15-krotnie większe (prawie 6 mld USD, ostatnie oficjalne dane na kwiecień 2016 r.). Ponadto rezygnacja Glapińskiego nie powinna być powodem do osłabienia złotego. Biorąc pod uwagę, że prezes NBP optuje za utrzymaniem stóp procentowych bez zmian co najmniej przez dwa lata, trudno znaleźć jego następcę, który byłby bardziej gołębi (w granicach rozsądku, oczywiście). Stąd, jeśli obędzie się bez kolejnej rewelacji związanej z aferą, która stałaby się pożywką dla spekulantów, złoty powinien powoli zbiegać do poziomu równowagi blisko 4,30 za euro.
W umocnieniu złotego powinna też pomagać dyskusja o zmianie tonu przedstawicieli Fed. USD jest w defensywie, gdyż w ubiegłym tygodniu wielu członków Fed na czele z prezesem Powellem wyraziło obawy o globalne spowolnienie gospodarcze, które może zaważyć na polityce monetarnej. Nowo mianowany wiceprezes banku Clarida zasugerował też, że inflacja nie powinna nadto przyspieszyć w przyszłym roku, co rynek zaczął interpretować jako przygotowywanie się Fed na wyhamowanie tempa zacieśniania. Osobiście nie zapędzałbym się tak daleko. Fed zawsze pozostawał zależny w swych decyzjach od napływających danych, także jeśli chodzi o warunki globalne. Zatem nie brałbym ostatnich komentarzy jako zaskakująco gołębie, choć przyznam, że trafiają one na podatny grunt. W ubiegłym tygodniu podkreślałem zbyt agresywne pozycjonowanie w długich pozycjach w USD, które ciąży w sytuacji, kiedy sentyment rynkowy nie jest wyraźnie negatywny. Dodajmy do tego perspektywę długiego weekendu (w czwartek Święto Dziękczynienia) i w efekcie możemy oglądać więcej korekcyjnej redukcji siły USD. Dziś po południu inwestorzy będą się przysłuchiwać komentarzom Williamsa z Fed w Nowym Jorku, czy podziela on opinię swoich kolegów.
Na koniec nie można zapominać o brexicie, który z pewnością dostarczy nam wrażeń. Na ten moment wciąż nie wiemy, czy zebrała się grupa 48 posłów Partii Konserwatywnej, która zażąda głosowania and wotum nieufności dla premier May. Brytyjska prasa spekuluje, że brakuje głosów, a premier ma duże poparcie w partii, natomiast brakuje zgody na akceptacje porozumienia ws. brexitu w obecnej formie. Rząd jednak już pracuje nad poprawkami, z którymi trzeba zdążyć przed niedzielnym szczytem UE, a które dadzą jakiekolwiek szanse na ratyfikację dokumentu w brytyjskim parlamencie. ostatecznie nie jesteśmy ani krok bliżej do rozstrzygnięć, a perspektywy dla funta są otwarte w obu kierunkach. Na razie lepiej trzymać się z boku.