Na ten moment wydaje się, że kryzys bankowy został zażegnany. Oczywiście wciąż może powrócić ze zdwojoną siła, ale jednocześnie banki centralne mogą próbować zatamować problem dodatkową płynnością. Choć inflacja wciąż stanowi spory problem, to jednak świat ma nadzieje na szybki powrót do wzrostu, a to może nadejść wraz ze zmianami w Chinach. Chiny nie tylko otworzyły się na świat po pandemii, ale zamierzają zmniejszyć regulacje i wspierać prywatny biznes. Czy to pozwoli na zażegnanie potencjalnego kryzysu?
Chiny są jednym z najważniejszych motorów globalnej gospodarki. Chociaż świat poradził sobie bez mocnego wzrostu w Chinach w ostatnich 2 latach, to jednak okupił to znacznym wzrostem cen i obecnym problemem związanym z wysokimi stopami procentowymi. Nadzieją inwestorów było otwarcie gospodarki na przełomie poprzedniego oraz obecnego roku, ale w zasadzie do tej pory nie odczuliśmy tego wyraźnie. Teraz może się to zmienić po informacji o tym, że Chiny zamierzają zmniejszyć regulacje dotyczące sektora technologicznego, które weszły w życie w 2020 roku i bardzo negatywnie wpłynęły na tamtejszy rynek akcji. W rezultacie jeden z największych prywatnych gigantów – Alibaba (NYSE:BABA) zaliczyła 70% spadku od wprowadzenia regulacji do dnia poprzedniego. We wtorek 28 marca obserwowaliśmy kilkunastoprocentowe odbicie akcji tej spółki. To efekt powrotu szefa korporacji, Jacka Ma do Chin, który ponad rok przebywał zagranicą ze względu na sporą niechęć władzy. Teraz kiedy regulacje mają być zniesione, Ma postanowił przeprowadzić restrukturyzację spółki, która ma doprowadzić do powrotu wcześniejszej wartości oraz rozwoju. Spółka ma zostać podzielona na 6 mniejszych podmiotów.
Jakie ma to znaczenie dla globalnej gospodarki? Dosyć spore. Brak problemów w Chinach pozwoli na dalsze zanikanie problemu związanego z napiętym łańcuchem dostaw, co pozwoli na zmniejszenie ryzyka i jednocześnie zmniejszenie inflacji. Rentowności globalnie powinny spaść, nawet przy obecnie dosyć wysokich poziomach stóp procentowych. To powinno z kolei służyć osłabieniu dolara i powodować, że wiele produktów będzie po prostu tańszych. W takich warunkach nie tylko warto przyglądać się juanowi czy walutom Antypodów, ale również euro, które było pod silną presją mocnego dolara w ostatnich 2 latach.
Chociaż wciąż nie mamy pewności, czy obecna sytuacja w Chinach będzie przełomem, to jednak widać, że gaszenie kolejnych kryzysów jest skuteczne w poprawie nastrojów. Dzięki temu obserwujemy już EURUSD w okolicach poziomu 1,0850, nawet w momencie kiedy sam dolar nie radzi sobie na rynku źle.
Dzisiaj wczesnym popołudniem za dolara musimy płacić 4,3177 zł, za euro 4,6854 zł, za funta 5,3279 zł, za franka 4,7043 zł.