Oczywiście dzięki lepszym odczytom indeksów PMI za styczeń. W poniedziałek poznaliśmy dane dla przemysłu (53 pkt. wobec oczekiwanych 52,6 pkt.), we wtorek dla budownictwa (59,1 pkt. wobec szacowanych 57 pkt.), a dzisiaj dla usług (57,2 pkt. względem 56,3 pkt. w prognozie). Tym samym w każdym przypadku dane były na poziomie wyższym od tego z grudnia. Nie oznacza to jednak szans na wzrost prawdopodobieństwa podwyżki stóp procentowych w tym roku – ta możliwa jest w połowie 2016 r. – ale przynajmniej nie pozwala na przywoływanie argumentacji za ich obniżeniem (gdyby takowa w ogóle się pojawiła na fali „gołębich” sygnałów z innych banków centralnych w ostatnim czasie). I to sprawia, że funt, który w ostatnich miesiącach nie był w szczególnym obszarze zainteresowania inwestorów ma szanse stabilnie budować swoją pozycję. Oczywiście kluczem jest wybór drugiej waluty w parze. Najlepiej tej, która ma perspektywy na dalsze luzowanie polityki przez „swój” bank centralny.
Poniższy wykres stóp zwrotu par z funtem za ostatnie 6-miesięcy pokazuje, że brytyjska waluta najlepiej radziła sobie w relacjach z koroną norweską (wzrost o 8,44 proc.), dolarem australijskim (7,86 proc.), a także euro (5,55 proc.).
W pierwszym przypadku czynnikiem były spadające ceny ropy, które pogrążyły notowania NOK we wszystkich relacjach. W ostatnich dniach „czarne złoto” zaczęło odbijać, co może sugerować przejście z fazy gwałtownego spadku to szerszej konsolidacji. A to powinno stabilizować notowania NOK, ewentualnie dawać preteksty do dalszego odreagowania, gdyby dane makro z Norwegii były lepsze od oczekiwań, a retoryka Norges Banku nie wskazywała na możliwość dalszego cięcia stóp po nieoczekiwanym ruchu w grudniu. Najbliższa ważna publikacja to dane nt. produkcji przemysłowej za grudzień, które poznamy w piątek. W przypadku dolara australijskiego to ostatnie dni przyniosły wyraźne przyspieszenie spadków AUD w głównych relacjach, co jest wynikiem nieoczekiwanej obniżki stóp przez RBA wczoraj rano o 25 p.b. i perspektywy jeszcze dwóch cięć o 25 p.b. do końca roku – chociaż rynek nie jest do końca przekonany, że kolejny ruch pojawi się już w marcu, co może dawać pewne szanse na odreagowanie dla AUD. W przypadku relacji EUR/GBP to widać, że wspólna waluta odreagowała wcześniejszy silny ruch w dół w oczekiwaniu na decyzję ECB ws. QE i na fali obaw o ryzyko wystąpienia Grexitu. Niemniej ten ruch ma bardziej podłoże techniczne i po części psychologiczne (ECB wyłożył karty na stół, a Grecy zaczęli z mocnego tonu, aby później stopniowo spuszczać powietrze dając pewne szanse na negocjacje ws. zadłużenia). Niemniej utrzymanie się dobrych nastrojów wokół euro w szerszym horyzoncie może być trudne. Czynnikiem, który może zaważyć będzie Grecja. Szeroko o ostatnich propozycjach nowego greckiego rządu pisaliśmy wczoraj, ale przytoczmy puentę – „z pewną ostrożnością należy pochodzić do pozytywnego wpływu informacji z Grecji. Im więcej rynek pozna szczegółów i zawiłości negocjacji, tym będzie mniej z nich zadowolony.”. Dzisiaj zaplanowane jest spotkanie greckiego ministra finansów z szefem ECB. W planach jest też kluczowa wizyta w Berlinie. Zobaczymy też, co na to wszystko powie Eurogrupa (ministrowie finansów państw strefy euro), która zbierze się na nadzwyczajnym posiedzeniu 11 lutego.
Na wykresie EUR/GBP widać, że korekta w trendzie spadkowym może dobiegać do końca. Wczoraj nie udało się naruszyć oporu na 0,7594 (minimum ze świecy tygodniowej ze stycznia), a kluczowy opór przebiega w rejonie 0,7700-0,7740 (to dawne wsparcia z lat 2008 i 2012 r., które zostały złamane na początku b.r.). Pierwszym potwierdzeniem powrotu do koncepcji spadkowej będzie spadek poniżej otwarcia się tego tygodnia na 0,7495.
Przeglądając depesze i notowania walut z ostatniej kilkunastu godzin nie sposób nie zwrócić uwagi na dolara nowozelandzkiego. Został on wsparty wpierw przez świetnie wyniki aukcji przetworów mleka (indeks cenowy GDT wzrósł aż o 9,4 proc. względem przetargu sprzed 2 tygodni, a ceny pełnowartościowego mleka w proszku poszybowały aż o 19,2 proc.). Oczywiście to w pewnym sensie wynik warunków pogodowych, ale tak czy inaczej pokazuje to zmianę trendu na tym rynku, która była widoczna już od połowy grudnia ub.r. Kolejne dobre dane napłynęły w nocy. Wprawdzie stopa bezrobocia wzrosła w IV kwartale z 5,4 proc. do 5,7 proc., to jednak rynek przykłada większą wagę do metodologii zatrudnienia, które zwiększyło się o 1,2 proc. kw/kw przy wzroście współczynnika partycypacji do 69,7 proc. z 69,0 proc. Notowaniom dolara nowozelandzkiego pomógł też sam prezes RBNZ – Greame Wheeler w swoim wystąpieniu w zasadzie wykluczył prawdopodobieństwo rychłej obniżki stóp procentowych (rynek mógł się tego obawiać po tym, jak taka opcja – że stopy mogą wzrosnąć, ale i też spaść – pojawiła się w komunikacie po ubiegłotygodniowym posiedzeniu RBNZ). Z drugiej strony Wheeler powtórzył mantrę o konieczności „znaczącego” osłabienia się dolara nowozelandzkiego. I tutaj pojawia się pewna sprzeczność – stopy procentowe w Nowej Zelandii wynoszą 3,50 proc., co może przyciągać spekulacyjny kapitał do NZD szukający tzw. high-yielding currencies. Jeżeli, zatem Wheeler podchodzi do swoich „życzeń” poważnie, to być może za kilka miesięcy zszokuje inwestorów cięciem o 25 p.b. Na razie jednak NZD odbija po przecenie z ostatnich dni. Ciekawie wygląda układ EUR/NZD, gdzie zwrot nastąpił w obszarze oporu 1,5755-1,5820.
Opracował:
Marek Rogalski – Główny analityk walutowy DM BOŚ