Jeszcze wczoraj rano oczekiwania na obniżki stóp procentowych w grudniu przez Rezerwę Federalną wynosiły 80%, co było związane z brakiem zaskoczenia inflacją za październik. Wydawało się wobec tego, że pomimo oczekiwań rynku na odbicie inflacji za sprawą Trumpa w przyszłym roku, Fed będzie na drodze do dalszych obniżek. Wczorajsze wystąpienie Powella zburzyło jednak ten porządek rzeczy i obecnie dosyć mocno poddaje się pod wątpliwość, że za miesiąc zobaczymy kolejne obniżki. Czy amerykańska gospodarka faktycznie jest taka silna?
Jerome Powell wypowiadał się wczoraj na temat perspektyw gospodarczych na wydarzeniu zorganizowanym przez Fed w Dallas. Jego słowa nieco różniły się od wypowiedzi sprzed tygodnia, kiedy to Fed zdecydował się na drugą obniżkę stóp procentowych w tym roku. Powell powiedział, że siła amerykańskiej gospodarki pozwala na to, aby członkowie Fed mieli odpowiednio dużo czasu, aby ocenić sytuację i decydować się na kolejne ruchy dotyczące stóp procentowych. To wyraźny sygnał mówiący o tym, że kolejne obniżki mogą być odłożone na późniejszy moment. Powell powiedział również, że gospodarka nie wysyła żadnego sygnału, który mówiłby o tym, że Fed powinien w pośpiechy obniżać stopy procentowe. Takie zdania są w szczególności ciekawe, jeśli przypomnimy sobie obniżkę o 50 punktów bazowych we wrześniu, choć wtedy ta decyzja została przyjęta przez rynek jako wygrana z inflacją i nie doszło do obaw dotyczących stanu gospodarki.
Na ten moment oczekiwania rynku na obniżki spadły z 80% na grudzień do poziomu 60%. Wydaje się, ze teraz kluczowe będą dane z rynku pracy za listopad oraz kolejny odczyt inflacji. Jeśli te okażą się być wyższe, w grudniu stopy mogą być utrzymane, co będzie potężnym sygnałem dla dolara, który już teraz pręży muskuły jeszcze bardziej, niż wynikałoby to tylko i wyłącznie z tzw. „Trump Trade”. EURUSD sięgnął wczoraj poziomu 1,05 – najniższego od połowy października zeszłego roku. Jeśli para spadłaby poniżej 1,044 – wtedy dolar byłby najmocniejszy od grudnia 2022 roku. Warto wspomnieć, że tuż przed wyborami główna para walutowa znajdowała się bliżej poziomu 1,10.
Polski złoty pozostaje słaby, ale jednocześnie wygląda mocno na tle innych walut Emerging Markets. Choć dalsza słabość złotego jest prawdopodobna, to przynajmniej z obecnymi warunkami powinna być ograniczona. Chwilę przed godziną 08:00 za dolara płaciliśmy 4,0922 zł, za euro 4,3195 zł, za franka 4,6094 zł, za funta 5,1909 zł.