Dolar zaczął umacniać się wobec euro. Gdy euro słabnie zwykle złoty też jest słabszy. Trzeba uwzględnić, że po obniżce stóp procentowych przez NBP i przy wzroście cen ropy, kłopoty z inflacją nie będą mniejsze.
Na początku drugiej połowy sierpnia za euro płaciliśmy 4,45 zł, za dolara 4,08 zł, a za franka szwajcarskiego 4,65 zł.
Na najważniejszej parze walutowej, euro wobec dolara, relacje ustawiły się w okolicach 1,09.
- Sytuacja jest ciekawa ponieważ rentowności dla 10-letnich obligacji w USA sięgnęły 4.2%, to poziom najwyższy od listopada 2022 roku, a to oznacza, że rynek cały czas oczekuje na kolejną podwyżkę stóp procentowych w wykonaniu Fed – mówi w rozmowie z MarketNews24 Michał Stajniak, ekspert XTB (WA:XTB). – Rentowności rosną pomimo obniżki ratingu przez Fitch, jak widać rynek tym się nie przejął.
Inwestorzy przyglądają się, jak radzi sobie amerykańska gospodarka. Okazuje się, że bardzo dobrze. Dlatego rynek stawia na jeszcze jedną, jednocześnie ostatnią, podwyżkę w wykonaniu Fed.
Jest szansa, że na parze EURUSD zaliczymy spadek w okolice 1,08, przed decyzją Fed w drugiej połowie września.
- Jednak później może dojść do powrotu do 1,10 na parze EURUSD, w październiku bądź listopadzie – ocenia ekspert XTB.
Euro powinno się wzmacniać, jednak wiele zależeć będzie od europejskiej gospodarki, a wiele krajów pokazuje spadek PKB. Jeżeli Europa wpadnie w recesję, to dolar pozostanie mocny,
Bazowy scenariusz, to powrót pary EURUSD do 1,10-1,12 na koniec tego roku. Nie można jednak wykluczyć, że będzie to 1,05.
Co to oznacza dla złotego?
- Należy oczekiwać próby wyraźnego wsparcia i wyjścia na wyższe poziomy – wyjaśnia M.Stajniak z XTB. – Rynek czeka na sierpniowe dane o inflacji, które otworzą dla NBP drogę do obniżki stóp procentowych, a obniżka na wczesnym etapie może wpłynąć na dodatkowe osłabienie złotego.
Istotne okaże się, jak bardzo rosnąć będą światowe ceny ropy naftowej, bo grozi nam, że z wysoka inflacją pozostaniemy przez dłuższy czas. Może okazać się, że w przyszłym roku inflacja będzie poniżej 10%, ale pozostanie na wysokich 6-7%, a więc ponad dwukrotnie przekraczających cel inflacji, wyznaczający stan, który jest zdrowy dla polskiej gospodarki.