Pierwsze dni prezydentury Trumpa to sporo rynkowego chaosu. Nie można go jednak nazwać typowym, klasycznym wybuchem awersji do ryzyka. Motywem przewodnim nadal jest niemrawy popyt na amerykańską walutę idący w parze z obniżeniem się rentowności obligacji skarbowych USA.
Słabość dolara nie ogranicza się przy tym jedynie do walut defensywnych. Ba, euro jest stabilne, a obok jena prym wiodą tradycyjnie postrzegane jako waluty ryzykowne NZD i AUD. Wprawdzie indeksy na Wall Street zanotowały wczoraj wyraźne zniżki, ale pozostają bardzo blisko szczytów. Najistotniejszym ruchem jest spadek USD/JPY. Tendencja napędzana ryzykiem politycznym sprawiła, że kurs osunął się w pobliże 113,00. Dzisiejsze posiedzenie Banku Japonii okazało mało istotne. Warto jednak odnotować, że gubernator Kuroda podkreślał wierność polityce łagodzenia i odżegnywał się od dyskusji na temat strategii wygaszania ilościowego luzowania. W tym punkcie upatrujemy modelowego zasięgu impulsu spadkowego i spodziewamy się odbicia zgodnego z panującym w szerszym horyzoncie trendem. Kluczową barierą, która stoi na drodze solidniejszemu umocnieniu dolara jest okolica 115,50. W przypadku eurodolara pułap o analogicznym znaczeniu do 1,0580. Wcześniej istotnym wsparciem dla kursu jest 1,0660. Do tych pułapów istnieje sporo przestrzeni, w której należy oczekiwać szarpanych, rwanych ruchów kursów.
Polskie rachunki narodowe za trzeci kwartał wprowadziły nie lada zamieszanie na rynku. Odczyt na poziomie 2,5 proc. w ujęciu rok do roku wyraźnie odbiegał od dość optymistycznie uplasowanego konsensusu. Zakładamy, że w IV kwartale doszło do pogłębienia spowolnienia do 2,2 proc. r/r, co powinno rzutować na uzyskaniu średniorocznej dynamiki na poziomie 2,7 proc.
Wyhamowanie tempa wzrostu w polskiej gospodarce jest pokłosiem ponadprzeciętnie niskiej dynamiki inwestycji. Zgodnie z naszymi oszacowaniami w ostatnich trzech miesiącach skurczyły się one o 6,4 proc. w stosunku do poziomów z 2015 roku. Czynnikiem zapalnym pozostaje absorpcja środków unijnych, co niejako zmusza samorządy oraz podmioty prywatne do wstrzymania się z nakładami. Polskie inwestycje nie powinny być traktowane jako ewenement na skalę europejską, bowiem podobną bolączkę przeżywają Czesi, Słowacy czy też Węgrzy.
Zgodnie z naszymi projekcjami tempo wzrostu w 2017 powinno się uplasować na poziomie 3,2 proc. W pierwszym półroczy dynamika PKB pozostanie jednak poniżej 3 proc. Chimeryczność polskiej gospodarki może przyczynić się do realizacji znacznie wyższego odczytu – nawet zmierzającego w stronę budżetowego progu 3,6 proc. Wyższe wskazania mogą być nie tylko zasługą niskich podstaw, względem których będą obliczane przyrosty. Wśród potencjalnych czynników należy upatrywać możliwość silniejszego odbicia inwestycji, nagłego przebudzenia efektów programów rządowych czy też lepszych wskazań eksportu netto wspieranego przez słabość rodzimej waluty. EUR /PLN jest poniżej 4,35, ale nie widzimy potencjału do kontynuacji umocnienia. Złoty jest obecnie poza obszarem zainteresowania międzynarodowych inwestorów. Umocnienie z początku tego roku wiązać można w dużej mierze z pojawianiem się napływu kapitału portfelowego na GPW. Biorąc pod uwagę nerwowe nastroje na rynkach globalnych, kanał ten powinien stracić na znaczeniu. Wśród walut gospodarek wschodzących dużo większe emocje budzi chociażby bardzo słaba turecka lira, czy też ostry zwrot kursu południowoafrykańskiego randa.