Wczoraj pisałem o najniższej od listopada 2008 rocznej dynamice niemieckiej produkcji przemysłowej. Tymczasem w ciągu 10 poświątecznych sesji (czyli do środy) S&P 500 wzrósł o +9,9 proc., co ostatnio zdarzyło się na przełomie listopada i grudnia 2008 (podczas ostatniej korekty wzrostowej ówczesnej wielkiej bessy) oraz w marcu 2009 (na początku pierwszej fali hossy). Im gorzej, tym lepiej?
Wczoraj S&P 500 znowu wzrósł (ewidentnie kpiąc sobie z moich prób narzucenia mu jakiejś w miarę estetycznej symetrii) i w rezultacie 11-sesyjna zmiana wartości tego indeksu przekroczyła 10 proc. Ograniczmy się do pierwszych w danej bessie wzrostów tego typu startujących z przynajmniej rocznych dołków. W okresie minionych 30 lat oprócz wczorajszego znajdziemy jeszcze 3 takie sygnały.
Przenieśmy te sygnały na WIG.
Pierwszy z nich - z kwietnia 2001 (patrz "S&P 500 jak w październiku 2000" oraz "Szefowie amerykańskich firm potwierdzają spowolnienie") - poprzedził dołek WIG-u, po którym indeks ten już nigdy nie był niżej, o 6 miesięcy.
Drugi - z grudnia 2008 (patrz "Gospodarka Niemiec na granicy recesji" - poprzedził dołek WIG-u, po którym indeks ten już nigdy nie był niżej, o 2 miesiące.
Trzeci z nich - z października 2011 (patrz "2018=2011") - poprzedził dołek WIG-u, po którym indeks ten już nigdy nie był niżej, o 8 miesięcy.
Ta daje nam - niestety bardzo szerokie - oszacowanie terminu oczekiwanego super-dołka WIG-u na okres marzec-wrzesień br.
Uśrednienie trajektorii WIG-u wokół tych 3 historycznych sygnałów na S&P 500 daje nam projekcję wartości indeksu ustanawiającą super-dołek w kwietniu i rosnącą bez poważniejszych korekt przez następne ponad 6 lat.
Podsumowanie: ostatnie podrygi S&P 500 przypominają jego zachowanie z kwietnia 2001, grudnia 2008 i października 2011. W tych 3 epizodach historycznych na super-dołek WIG-u, po którym indeks już nigdy później nie był niżej, trzeba było czekać od 2 do 8 miesięcy.