Donald Trump miał być przyjacielem złota, a okazał się jego największym wrogiem. Zwycięstwo tylko przez krótki moment windowało cenę kruszcu. Później metal wyłącznie tracił. Inwestorzy zauważyli, że w swojej „victory speech”, Trump dużą uwagę poświęcił tempie wzrostu PKB i odbudowie krajowej infrastruktury. Odebrali to jako zapowiedź podniesienia stóp procentowych w najbliższej przyszłości.
Zaskakująca wygrana Trumpa przełożyła się na zupełnie oczekiwaną reakcję złota, ale tylko na początku. Tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników, kurs ruszył ostro w górę. W ciągu kilkunastu minut złoto podrożało o ponad 50 dolarów na uncji, osiągając pułap 1330 dolarów. Najwyżej od dwóch miesięcy. Niemal identycznie zachowywało się srebro, dobijając niemal do 19 dolarów za uncję.
Kiedy kurz powyborczy już nieco opadł, a komentarze analityków ucichły, na rynku zaczęło się coś nieoczekiwanego: złoto ruszyło w dół. I to bardzo szybko. Kurs w kolejnych dniach stracił aż 8 procent i znalazł się na 5-miesięcznym minimum. Było to zupełnie wbrew oczekiwaniom rynków – niektóre instytucje prognozowały, że jeśli Trump wygra, cena złota do końca roku przebije 1400 dolarów za uncję. To 150 dolarów powyżej rzeczywistej ceny obecnie, czyli przepaść.
Dlaczego złoto straciło, skoro miało zyskać? Inwestorzy skupili się na przemowie Trumpa, chwilę po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów. Prezydent-elekt obiecał w niej przyspieszenie wzrostu PKB, co ma być pochodną ogromnych inwestycji w infrastrukturę. Nawet bilion dolarów ma trafić na budowę dróg, tunelów, mostów i lotnisk w ciągu najbliższej dekady, czyli dwóch kadencji. Trump planuje w dużej mierze zaangażować w inwestycje infrastrukturalne firmy prywatne.
Zapowiedź boomu budowlanego wywołała istną euforię na rynkach metali bazowych – wystarczy wspomnieć o miedzi, która zyskała 11 procent. Obudziła równolegle oczekiwania dalszej poprawy kondycji rynku pracy, a w konsekwencji silną presję na wzrost cen w przyszłości. Inwestorzy doszli do konkluzji, że Rezerwa Federalna może zrewidować ścieżkę podnoszenia stóp procentowych, i to mocno w górę.
Rezerwa Federalna nie zabrała jeszcze oficjalnego stanowiska, ale szansa na podwyżkę stóp w USA na najbliższym posiedzeniu w połowie grudnia przekracza już 80 procent. Warto przypomnieć, że przed wyborami było to 10 punktów procentowych niżej. Do kolejnej może dojść już we wrześniu przyszłego roku. Wcześniej konsensus zakładał raczej listopad lub pewniej grudzień.