(PAP) PGE (WA:PGE) i Polenergia (WA:PEPP) będą prawdopodobnie musiały wziąć na siebie koszt przyłączenia morskich farm wiatrowych do sieci - poinformował Andrzej Kaźmierski, dyrektor departamentu energii odnawialnej i rozproszonej w Ministerstwie Energii.
Pytany przez dziennikarzy, czy PGE i Polenergia będą same musiały inwestować w przyłącze, odpowiedział: „Nie jest to jeszcze rozstrzygnięte, ale prawdopodobnie tak”.
Dodał, że w takim przypadku wsparcie dla tych projektów będzie obejmować całość inwestycji, łącznie z przyłączem.
Podtrzymał, że w przypadku pierwszych dwóch projektów potrzebne byłoby indywidualne wsparcie projektów w formie umów bilateralnych.
"Nie ma możliwości zorganizowania procedury konkurencyjnej przy takiej liczbie podmiotów” - powiedział dyrektor w kuluarach Areopagu Energetyki Odnawialnej.
PGE i Polenergia są najbardziej zaawansowane w przygotowaniu inwestycji offshore. PGE informowała, że w perspektywie połowy przyszłej dekady może zrealizować projekt morskich farm wiatrowych o mocy ok. 1 tys. MW, a do 2030 r. ma ambicję zbudować w offshore 2,5 tys. MW. Prezes PGE Henryk Baranowski szacował w marcu koszt projektu o mocy 1 tys. MW, razem z przyłączeniami, na 12-14 mld zł, z czego jedną trzecią stanowić miałyby koszty przyłącza.
Polenergia prowadzi projekty budowy morskich farm wiatrowych na Bałtyku o mocy 1,2 tys. MW. W maju zawarła ze Statoil Holding Netherlands umowę przyrzeczoną przenoszącą na Statoil własność 50 proc. udziałów w dwóch spółkach zależnych: Polenergia Bałtyk II i Polenergia Bałtyk III (SPV).
Dyrektor Andrzej Kaźmierski poinformował w środę, że w przypadku projektów kolejnych inwestorów koszt przyłączenia byłby raczej po stronie PSE.
Jak powiedział, ostateczna decyzja o tym, kto będzie ponosił koszty przyłączenia będzie prawdopodobnie w ustawie o morskiej energetyce wiatrowej, czyli pod koniec przyszłego roku. Na początku 2019 r. powinny być znane jej założenia.
Ze słów dyrektora wynika, że model wsparcia mógłby się opierać o kontrakt różnicowy. Resort energii myśli o wsparciu na 20 lat.
"Według niezależnych analiz zewnętrznych dla Bałtyku polski obszar w całym okresie 20 lat raczej jest zyskowny dla inwestora, ekstrapolując ceny energii. Teoretycznie opłacalne dla inwestora byłoby zainwestowanie swoich pieniędzy. Nikt jednak takich nie ma, musi iść do banków, musi mieć więc wsparcie, czyli zagwarantowany kontrakt. Być może przy kontrakcie różnicowym będzie zwracał nadpłatę, albo jeśli to nastąpi wcześniej, będzie mu się opłacało w porozumieniu z bankiem zrezygnować ze wsparcia i przejść na wolny rynek" - powiedział Kaźmierski.
Pytany, czy jest możliwe, że nie będzie wsparcia dla offshore, odpowiedział: "To zależy, jakie będą koszty technologii, cena energii. Natomiast z punktu widzenia bankowalności przedsięwzięć racjonalne jest zagwarantowanie chociażby minimalnego poziomu energii. Są różne rozwiązania".
Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski mówił podczas Areopagu Energetyki Odnawialnej, że intensywny rozwój morskich farm wiatrowych będzie kluczowy dla polskiej energetyki zeroemisyjnej w kolejnych dekadach. Ocenił, że farmy offshore powinny wpłynąć na stabilizowanie pracy sieci elektroenergetycznej, zapewniając wyższe stabilności generacji energii w porównaniu z innymi typami instalacji OZE: fotowoltaiką, czy lądowymi farmami wiatrowymi. Poinformował, że potencjał zainstalowanych mocy w offshore przewidywany jest na 8 GW do 2035 r.(PAP Biznes)