(PAP) UE i USA jeszcze w październiku wymienią się nowymi ofertami taryf celnych w ramach rozmów o umowie o wolnym handlu (TTIP) - dowiedziała się PAP ze źródeł unijnych. KE chce przyspieszyć negocjacje, by do końca roku mieć propozycje tekstu wszystkich rozdziałów.
W poniedziałek Stany Zjednoczone zakończyły trwające 5 lat pertraktacje dotyczące transpacyficznej umowy handlowej TPP. Jeśli zostanie ona ratyfikowana, będzie to największe porozumienie o wolnym handlu na świecie.
Dla UE to jasny sygnał, żeby przyspieszyć rozmowy na temat transatlantyckiej umowy handlowo-inwestycyjnej (tzw. TTIP), które toczą się od 2013 r. Formalnie prace nad dwoma porozumieniami nie mają ze sobą wiele wspólnego - zajmują się nimi dwa różne zespoły negocjacyjne - ale finisz rozmów prowadzonych przez Amerykanów z ich transpacyficznymi partnerami wpływa na Europę mobilizująco.
"Dzięki zakończonym rozmowom o TPP będziemy mogli zająć się z jeszcze większą uwagą negocjacjami w sprawie TTIP" - oświadczyła unijna komisarz ds. handlu Cecilia Malmstroem, komentując finisz amerykańskich negocjacji z 11 państwami Azji i Pacyfiku.
Jak dowiedziała się PAP ze źródeł unijnych, podczas najbliższej, już 11. rundy negocjacji, rozpoczynającej się 19 października w USA, strony mają rozmawiać o ofertach taryfowych, jakie wcześniej sobie złożą. Będzie to druga wymiana propozycji w tej sprawie.
W lutym ubiegłego roku Bruksela przedstawiła Waszyngtonowi listę przewidującą zniesienie 96 proc. taryf importowych i zachowanie ochrony taryfowej tylko w przypadku nielicznych "wrażliwych" produktów, takich jak wołowina, wieprzowina i drób. Waszyngton nie odpowiedział jednak równie ambitną propozycją, co na wiele miesięcy zablokowało rozmowy w tej sprawie.
"Ta sprawa stała nam kością w gardle" - przyznał w rozmowie z PAP proszący o zachowanie anonimowości urzędnik Komisji Europejskiej. Odblokowanie tej kwestii stało się możliwe dopiero po wrześniowym spotkaniu na szczeblu politycznym między komisarz Malmstroem oraz jej amerykańskim odpowiednikiem Michaelem Fromanem. Amerykanie mają wyjść teraz z dużo ambitniejszą propozycją.
Drugą kwestią, która trzeba było odblokować w rozmowach politycznych, jest dostęp unijnych firm do amerykańskiego rynku zamówień publicznych. W tej chwili UE jest dużo bardziej otwarta niż USA. Rynek Stanów Zjednoczonych wciąż chroni ustawa Buy American Act z 1933 r., która zobowiązuje administrację USA do preferowania usług i produktów od krajowych dostawców.
Amerykanie długo opierali się przed przedstawieniem na piśmie swoich propozycji w tej sprawie. Teraz mają to zrobić, by również w tej kwestii mogły się toczyć bardziej konkretne rozmowy.
Obecnie żaden z rozdziałów porozumienia TTIP nie jest zamknięty. Mniej więcej w połowie z nich zarówno USA, jak i UE przedstawiły swoje propozycje i udało się wypracować tekst, ale z pustymi miejscami z nawiasami, które oznaczają, że konieczne będą dalsze negocjacje.
"Chcemy, żeby do końca roku wszystkie oferty zostały położone na stół i złożone we wspólny tekst, z wolnymi miejscami w spornych sprawach" - powiedziało unijne źródło PAP.
W praktyce oznacza to, że strony pozostawiają sobie możliwość ustąpienia lub naciskania w niektórych niekoniecznie ze sobą połączonych kwestiach. Przykładem może być sektor samochodowy, gdzie jedna strona może proponować taryfy w wysokości 0,5 proc., a druga 2,5 proc., ale porozumienie nie musi oznaczać spotkania się po środku, tylko np. połączenie tej sprawy z rozmowami na temat chemikaliów. Jeśli faktycznie do końca roku udałoby się przedstawić teksty ze strony UE i USA, byłby to ogromny postęp, choć negocjatorzy nadal mieliby bardzo dużo pracy.
Komisja Europejska, której najwyżsi przedstawiciele już kilkakrotnie wycofywali się z ogłaszanych przedwcześnie dat zakończenia rozmów, teraz nie chce mówić, kiedy oczekuje finiszu negocjacji. "Ważniejsza od daty jest treść porozumienia" - przekonuje PAP inny urzędnik KE. Bruksela po cichu liczy jednak na to, że rozmowy uda się zakończyć przed zaplanowanymi za rok wyborami w USA.
Ekspert brukselskiego think tanku European Policy Centre (EPC) Romain Pardo uważa, że choć Amerykanie deklarowali chęć prowadzenia szybkich negocjacji z UE, priorytetem była dla nich umowa transpacyficzna. "Po zakończeniu tych rozmów negocjatorzy mogą się skoncentrować na TTIP. To dobra okazja do przyspieszenia negocjacji" - ocenił w rozmowie z PAP analityk.
TTIP ma być odpowiedzią na rosnącą rolę krajów BRICS, czyli Brazylii, Rosji, Indii, Chin oraz RPA, w handlu międzynarodowym. W założeniu umowa miałaby umożliwić UE i USA wyznaczanie standardów dotyczących produktów w międzynarodowym handlu. Idea ta staje jednak pod znakiem zapytania, przynajmniej dla UE, po zakończeniu rozmów nad umową transpacyficzną, która obejmuje aż 40 proc. światowego handlu.
"Stany Zjednoczone są w tej sprawie o krok przed Unią Europejską. Pytanie, jak Waszyngton będzie teraz wykorzystywał lepszą pozycję negocjacyjną w rozmowach o TTIP" - wskazał ekspert EPC.
W 1995 r., gdy UE i USA pierwszy raz zaczęły rozmawiać o TTIP, ich udział w światowym handlu wynosił odpowiednio 21 i 17 proc. W 2007 r. w czasie drugiej, również nieudanej próby utworzenia strefy wolnej od cła, udział UE w globalnym handlu spadł do 17, a Stanów do 12 proc.
Dopiero kryzys, a także dalszy spadek znaczenia gospodarek UE i USA sprawiły, że przywódcy po obu stronach Atlantyku zdecydowali się na kolejne podejście do TTIP.
Z Brukseli Krzysztof Strzępka