Rozpoczyna się czwarty miesiąc gorącej fazy wojny rozpoczętej przez Rosję przeciwko Ukrainie. Pomimo całego entuzjazmu związanego ze skuteczną obroną, pojawia się sporo zmartwień. Różowo nie jest też w światowej gospodarce. Analitycy firmy Incrementum z Liechtensteinu przekonują do złota.
Z ogólnego szumu informacyjnego do niedawna wyłaniał się raczej pozytywny obraz przebiegu działań na froncie. Coraz więcej ekspertów podkreśla jednak, że obraz ten niekoniecznie musi być tak dobry, jak jest to przedstawiane przez media. Choć Ukraina otrzymuje kolejne dostawy sprzętu, Rosja w dalszym ciągu jest w stanie przesuwać się do przodu i zadawać straty. Mariupol jest już pod pełną kontrolą Rosjan. Trwają ostre walki o Siewierodonieck i inne miasta Donbasu. Duże nadzieje pokładane są w przygotowanej przez Ukraińców ofensywie. Ta jednak w dużej mierze uzależniona jest od wsparcia Zachodu.
W dalszym ciągu Rosja gospodarczo cofa się w rozwoju, jednak rosnące widmo światowego głodu sprawia, że pojawiają się głosy, jak wypowiedź z Davos Henry’ego Kissingera – legendarnego doradcy Richarda Nixona. Powiedział on, że Zachód nie powinien dążyć do całkowitego zniszczenia Rosji, a Ukraina powinna oddać część swoich ziem.
Choć wypowiedź Kissingera spotkała się z szeroką krytyką, podobne stanowisko – pomimo wsparcia ze strony USA – pojawia się wśród amerykańskich polityków partii republikańskiej. W szczególności skrajna prawica sympatyzująca z Donaldem Trumpem obwinia Zachód o wywołanie wojny na Ukrainie. Związany z Fox News Tucker Caralson sugerował w ostatnim czasie, że to Joe Biden narazi świat na ryzyko konfliktu nuklearnego, a sama wojna w Ukrainie to „spór graniczny”, i że Rosja tylko się broni.
Choć nie można wykluczyć scenariusza, w którym Zachodowi udaje się skłonić Ukrainę do zawarcia rozejmu i oddania części ziem, najprawdopodobniej byłby to jedynie wstęp to powtórki z pierwszej fazy tej wojny. Konflikt zostałby zamrożony na kolejne kilka lat, Rosja wyciągnęłaby wnioski z dotychczasowych działań i za kilka lat obserwowalibyśmy trzecią fazę wojny, z już lepiej przygotowaną armią Federacji Rosyjskiej i rozszerzeniem konfliktu o Mołdawię lub Kazachstan.
Na froncie walki z inflacją
W minionym tygodniu FED odsłonił karty względem swojego planu zwalczania inflacji. Plan zakłada podwyżki stóp procentowych o 50 pkt bazowych na kilku kolejnych posiedzeniach. Od 1 czerwca rozpoczęty ma być także proces ilościowego zacieśniania polityki monetarnej (QT). Przez pierwsze trzy miesiące będzie się to odbywało w tempie 47,5 mld USD miesięcznie, a później 90 mld USD. DO końca roku bilans zmniejszony zostałby o 522,5 mld USD, a w kolejnym roku o 1,14 bln USD). Dla porównania, od początku pandemii do marca 2022 w ramach QE wyemitowano 4,8 bln USD.
W czasie Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, członek zarządu Narodowego Banku Polskiego Paweł Szałamacha powiedział, że spodziewa się szczytu inflacji latem – najprawdopodobniej w sierpniu. Co za tym idzie, spodziewać się należy kolejnych podwyżek stóp procentowych – zgodnie ze słowami Adama Glapińskiego, cykl podwyżek będzie kontynuowany aż do momentu osiągnięcia pewności, że inflacja trwale się obniży. Jednocześnie tempo podwyżek ma być skalibrowane w taki sposób, by nie wyrządzić szkód.
Metale szlachetne
Przy okazji posiedzenia FOMC i ogłoszenia planu podwyżek stóp procentowych przez FED, ceny złota i srebra odnotowały lekkie wzrosty w USD, które z kolei w PLN przeszły niemal niezauważone. Był to efekt osłabienia dolara, jak również efekt umocnienia się złotego.
Firma Incrementum AG z Liechtensteinu opublikowała kolejną edycję swojego corocznego raportu In Gold We Trust, który w tym roku posiada wiele mówiący podtytuł Stagflacja 2.0. Analitycy Incrementum dali tym samym do zrozumienia, że w obecnym otoczeniu gospodarczym i inflacyjnym, kwestia stagflacji jest problemem bardzo poważnym i realnym.
O wzrost inflacji i recesję posądzają oni nie tylko wojnę, ale przede wszystkim masowy dodruk pieniądza w okresie pandemii. Podkreślają przy tym szereg negatywnych zjawisk, towarzyszących dodrukowi, jak np. „bańkę wszystkiego”, o której niejednokrotnie mówiło się w ostatnich latach. Zdaniem analityków Incrementum „bańka wszystkiego” zakończy się „krachem wszystkiego”, co ma być konsekwencją gwałtownego zaostrzania polityki pieniężnej – pomimo dużej ostrożności w podejmowaniu decyzji, banki centralne mogą nie być w stanie zacieśniać polityki bez szkód.
Wysoka inflacja i recesja przełożą się na wzrost cen złota, które w 2022 roku, w porównaniu do szeregu innych aktywów, radzi sobie całkiem dobrze. Wg. Incrementum, cena złota, jaką zobaczymy na koniec roku, to 2 190 USD, co będzie nowym rekordem wszechczasów. Długoterminowo, do 2030 roku, będą to okolice 4 800 USD.
Wśród czynników, które wpływały na hamowanie wzrostu ceny złota w ostatnich miesiącach wymieniają mocne wzrosty w ostatnich trzech latach, umocnienie dolara amerykańskiego, przyciąganie kapitału do rynku kryptowalut, ale także przekonanie, że inflacja jest przejściowa, które przez długi czas królowało w narracji przedstawicieli banków centralnych.
Incrementum utrzymuje, że w obliczu obecnej sytuacji gospodarczej i geopolitycznej, a także środowiska stagflacji, rola złota jako zabezpieczenia, będzie systematycznie wzrastać. Szczególnie w momencie, gdy zaostrzanie polityki pieniężnej będzie wywierać negatywny wpływ na inne klasy aktywów.