Fakt, że prześciganie się w ogłaszaniu ceł importowych przez USA i Chiny jak na razie nie skutkuje ich automatycznym nakładaniem, wystarcza rynkom do odzyskania równowagi. Wall Street przechodzi z piekła do nieba, co uspokaja nastroje na rynku walutowym z główną korzyścią dla USD.
Odpowiedzią na pytanie w temacie z tytułu wczorajszego Komentarza Porannego „W którą stronę teraz?” jest (niestety): w obie. Zawsze jest loterią, na ile panika przejmie przewodnią rolę nad sentymentem rynkowym, a na ile zwycięży chęć utrzymania status quo. Wczoraj mieliśmy przykład obu wersji. Najpierw odpowiedź Chin na protekcjonizm USA przyniósł pogorszenie nastrojów i wzrost awersji do ryzyka, ale w kolejnych godzinach rynek skupił większą uwagę na fakcie, że póki co zarówno USA, jak i Chiny nie wskazały konkretnej daty obowiązywania zaproponowanych ceł importowych i obie strony są otwarte do negocjacji. Później potwierdził to doradca gospodarczy Białego Domu Larry Kudlow, według którego cła ogłoszone przez USA na towary z Chin są tylko propozycją, która może nigdy nie wejść w życie. Zatem po pozytywnej stronie mamy nadzieję, że faktyczne ograniczenia w wymianie handlowej mogą być w dużo mniejszej skali niż te zapowiedziane, a ich konsekwencje makroekonomie tak czy siak będą niewielkie (0,1-0,2 pkt proc. PKB USA). Po negatywnej stronie mamy za to wielomiesięczną niepewność, czym skończą się negocjacje, gdyż niezależnie od deklaracji pozostają furtką do eskalacji kryzysu.
Osobiście jestem trochę zdumiony, z jaką łatwością rynek odgonił czynniki ryzyka i bez większych oporów przeszedł do utwierdzania się w przekonaniu, że wszystko jest w porządku. Głównym wygranym ostatniej doby jest USD, zarówno względem bezpiecznych, jak i ryzykownych walut. Mimo to na głównych crossach z USA w dalszym ciągu pozostajemy w konsolidacjach. To częściowo może ulec zmianie, jeśli np. EUR/USD wyjdzie poniżej 1,2230, albo USD/JPY przełamie 107,30, ale ogólnie rynek odbija się od bandy do bandy, co nie stwarza wrażenia, że inwestorzy mają silne przekonanie do zawieranych pozycji. Jakkolwiek solidne dane z USA (ADP i ISM wczoraj) pozwalają z optymizmem czekać na jutrzejszy raport NFP, jeśli nie dostaniemy potwierdzenia wszystkie opcje pozostają w grze. Na ten moment mamy równe szanse na rajd ryzyka, jak i kolejną falę załamania sentymentu.
EUR/PLN nie oddala się zbytnio od 4,20 i dzielnie zniósł zarówno wahania globalnych nastrojów, jak i zaskoczenie w odczycie inflacji z Polski. Według wstępnego szacunku GUS CPI w marcu spadł do 1,3 proc. r/r z 1,4 proc. i prognozie 1,7 proc. W rozczarowaniu udział miały nie tylko komponenty najbardziej zmienne (jak żywność czy paliwa), ale też składowe inflacji bazowej, która prawdopodobnie obniżyła się z 0,8 proc. do 0,6 proc. Coraz bardziej oddala się wizja pierwszej podwyżki stóp procentowych RPP i rynek wycenia mniej 15 proc. szans na podwyżkę przed drugą połową 2019 r. Fundamentalne zaplecze złotego słabnie i nie będzie go już tak dobrze chronić przed zawirowaniami na rynkach zewnętrznych. Jednak póki spokojnie jest na globalnych rynkach, nie ma powodu, by złoty miał wyraźnie tracić z tytułu samych danych krajowych.