USA i Chiny przerzucają się zapowiedziami ceł importowych. Trump wymienia doradcę ds. bez. narodowego na zwolennika twardej polityki międzynarodowej, co przywraca niepokój o przyszłe stosunki z Koreą Płn. i Iranem. Reakcja rynku jest jednoznaczna: USD/JPY pod 105, indeksy w Azji wykrwawiają się, ropa zyskuje.
Nie chcę się chwalić, ale: „A nie mówiłem?”. W ostatnich dniach przestrzegałem, że kiedy rynek odwróci uwagę od Fed, pozostanie tylko Trump i jego decyzje na polu kadrowym i polityki handlowej. Nie minęło 48 godzin, a wszystkie lampki ostrzegawcze zostały zapalone. Wczoraj Trump podpisał memorandum nakładające cła na import towarów z Chin o wartości 50 mld USD, co do których USA ma podejrzenia, że powstały z kradzieży intelektualnej patentów z USA. Chiny nie pozostały dłużne i w nocy zapowiedziały wprowadzenie ceł na import niektórych towarów z USA za ok. 3 mld USD. Nerwowość inwestorów wzmocniła decyzja o odejściu z Białego Domu doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego McMastera, co zwiastuje chaos w polityce międzynarodowej. Nie dość, że już mianowany John Bolton jest trzecią osobą na tym stanowisko w ciągu 14 miesięcy, to jego poglądy nie zwiastują nic dobrego. Bolton jest zaciętym przeciwnikiem Korei Północnej, nie raz optując za prewencyjnym atakiem na kraj. Kilka lat temu ostro wyrażał się też o Iranie, będąc przeciwnym porozumieniom nuklearnym i widząc wyjście jedynie w zbrojnej interwencji. Nic dziwnego więc, że na hasło Chiny tąpnęły indeksy azjatyckich rynków schodzących, na hasło Korea Płn. pikuje USD/JPY, a na hasło Iran szybuje ropa naftowa.
Wojny handlowe i ryzyka geopolityczne są toksyczną mieszanką dla apetytu na ryzyko, co już dało 3-proc. spadki na Wall Street, 4,5-proc. zjazd Nikkei i rajd złota. JPY i CHF są pierwszym wyborem dla inwestorów; USD cierpi przez to, że USA są w centrum wydarzeń, a do tego dochodzi niesmak po decyzji Fed. Jeśli ten klimat się utrzyma, w końcu mocniejszej przecenie poddadzą się AUD, NOK, NZD i CAD, a także waluty emerging markets, w tym PLN. W ostatnich miesiącach wstępną panikę ratowały dane z gospodarki globalnej, które przypominały, że ożywienie postępuje. Ale jak już wspominałem nie raz w ostatnich dniach, najbliższe dwa tygodnie są pozbawione publikacji istotnych figur, a jeśli już jakieś dostajemy, to nie pomagają. Wczoraj indeksy PMI ze strefy euro rozczarowały, jednak rynek nie przywiązywał do nich większej uwagi. Teraz może sobie o nich przypomnieć przy każdej kolejnej oznace, że globalna aktywność gospodarcza zwalnia. Dziś warto uważać na sprzedaż detaliczną z Kanady i zamówienia na dobra trwałe z USA.