Prawdziwy szok musieli przeżyć rosyjscy dowódcy po tym, jak seria eksplozji wstrząsnęła oddaloną o 225 km od linii frontu bazą lotniczą Saki na Krymie. Turyści z Rosji rozpoczęli masowy Exodus, drogi wyjazdowe zostały zablokowane.
Stany Zjednoczone wydały oświadczenie, w którym zapewniają, że nie dostarczyły Ukrainie broni, która pozwoliłaby na prowadzenie ataku na dystans 250-300 km. To następstwo ataku, który Ukraina przeprowadziła w ubiegły wtorek na lotnisko Saki na terenie okupowanego Krymu. Rosja z początku upierała się przy kuriozalnym tłumaczeniu, że seria eksplozji była efektem niedbalstwa i rzucenia niedopałka papierosa. Później zaczęła oskarżać USA o dostarczenie broni pozwalającej na rażenie celów na tak długi dystans, czego Stany Zjednoczone obiecywały nie robić, aby nie umożliwiać Ukraińcom atakowania terytorium Federacji Rosyjskiej i dalszej eskalacji.
Efekty ataku były porażające: cztery zniszczone magazyny amunicji oraz kilkanaście maszyn – zarówno samolotów szturmowych, jak i śmigłowców – o wartości szacowanej na ponad 300 mln dolarów. Jednak największym efektem tego ataku jest szok, jakiego doznała strona rosyjska. Z Krymu masowo wyjeżdżają Rosjanie, którzy spędzali tam urlop przekonani, że jest to miejsce bezpieczne. Baza w Saki znajduje się 225 km od linii frontu. Zasięg HIMARS-ów w standardowej wersji, którą posiadają Ukraińcy to 15-70 km.
Eksperci wysnuli kilka hipotez mogących wyjaśnić tę sytuację, od działań partyzanckich lub sabotażu ze strony samych Rosjan, poprzez akcję ukraińskich sił specjalnych, do wersji najprawdopodobniejszej, w której do ataku użyty został pocisk przeciwokrętowy R-360 Neptun (zasięg do 280 km) – takiego samego, jakim zatopiono krążownik Moskwa.
Jednocześnie trwa dewastowanie rosyjskiego zaplecza za pomocą rakiet wystrzelonych z wyrzutni HIMARS. Rosjanie znajdują się zatem obecnie w bardzo trudnym położeniu, zarówno sprzętowym, jak i kadrowym. Na niekorzyść Ukrainy działa czas. Jeśli do jesieni nie uda się rozegrać decydującej bitwy i wyprzeć wojsk Federacji Rosyjskiej z okupowanych terenów, najprawdopodobniej dojdzie do zamrożenia frontu i dłuższej przerwy na odbudowanie potencjału.
Inflacja jednak wyższa
Wstępny szacunek wskaźnika inflacji z początku miesiąca sugerował, że wzrost inflacji zatrzymał się na poziomie 15,5 proc. – podobnym, jak w czerwcu. Dawało to pewne nadzieje na to, że być może osiągnęliśmy już punkt szczytowy i w kolejnych miesiącach inflacja będzie zwalniać. GUS zrewidował jednak odczyt. Inflacja w lipcu wyniosła 15,6 proc. Różnica jest niewielka, jednak tendencja nadal pozostaje wzrostowa. Dodatkowo indeks złotego (PLN Index) osiągnął w lipcu najniższy poziom od pierwszych dni marca, kiedy to pojawił się szok w związku z inwazją Rosji na Ukrainę.
GUS opublikował dane dotyczące wynagrodzeń, z których wynika, że płace rosną wolniej niż ceny – Polacy realnie zarabiają mniej, czego konsekwencją jest spadek konsumpcji, która jest filarem polskiego PKB, a także spadek produkcji i recesję, co już pomału zaczyna być widoczne.
Metale szlachetne
Cena złota wyrażona w dolarach od połowy lipca podąża w górę, przebijając w ostatnich dniach dwukrotnie poziom 1 800 USD. W Polskiej walucie, po lipcowych wzrostach złoto porusza się w przedziale 8 100-8 250 PLN za uncję.
Srebro na przełomie czerwca i lipca traciło, jednak już pod koniec lipca trend ten został przełamany i cena białego metalu wzrosła z poziomu około 18-19 USD do ponad 20 dolarów za uncję. W polskiej walucie początek sierpnia również pozostaje względnie płaski, operując w przedziale 92-95 PLN za uncję.
Ostatnie raporty Światowej Rady Złota podkreślają duże zakupy złota wśród zwyczajnych Rosjan (w większości zapewne mieszkańców najbogatszych miast – Moskwy i Petersburga), którzy w II kwartale zakupili 5,5 tony złota. Jest to ilość trzy razy większa niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. Oznacza to, że rosyjskie elity mają świadomość tego, że czekają ich niełatwe czasy. W pewnym sensie może to dowodzić faktycznego wpływu sankcji na rosyjską gospodarkę i codzienne życie Rosjan.