Ceny ropy naftowej ustabilizowały się i nieznacznie rosną po jednym z największych spadków w ciągu ostatnich lat ale dalej pozostaną pod presją nadmiernej podaży i obawą, że spowolnienie światowej gospodarki obniży jeszcze bardziej popyt na ten surowiec.
Cena baryłki ropy WTI rośnie około 55 centów czyli 1,1%, po wczorajszym spadku aż o 7,3%, kiedy to osiągnęła najniższy poziom od sierpnia 2017 r. Cena baryłki ropy Brent rośnie około 50 centów czyli 1%, po tym jak we wtorek spadła o 5,6%, osiągając 14-miesięczne minimum na poziomie 55,90 dolarów. Wtorkową wyprzedaż podkręcił gwałtowny spadek na giełdach światowych. Pojawiły się również obawy, że wyższe stopy procentowe w USA mogą spowolnić wzrost gospodarczy w USA. Warto odnotować, że oba rodzaje ropy straciły na wartości już ponad 30 procent od początku października.
Jak wiadomo OPEC i inni producenci ropy, w tym Rosja, uzgodnili w tym miesiącu ograniczenie produkcji o 1,2 miliona baryłek dziennie, co odpowiada ponad 1% światowego popytu, aby ustabilizować spadające ceny. Jednak spadki zostały zahamowane jedynie na kilka dni, ponieważ cięcia wejdą w życie dopiero od następnego miesiąca, a w międzyczasie produkcja osiągnęła rekordowe maksima w Stanach Zjednoczonych, Rosji i Arabii Saudyjskiej.
W samej Rosji produkcja w tym miesiącu osiągnęła rekordowy poziom 11,42 mln baryłek dziennie, według dobrze poinformowanego źródła agencji Reuters. Natomiast amerykański rząd ogłosił, że produkcja ropy ze złóż łukowych powinna pod koniec grudnia osiągnąć rekordowy poziom 8 milionów baryłek dziennie.
Dodatkowo wczoraj American Petroleum Institute ogłosił, że zapasy ropy w USA wzrosły niespodziewanie w zeszłym tygodniu co na szczęście nie znalazło potwierdzenia przed chwilą w oficjalnych, rządowych danych z Energy Information Administration. Zapasy ropy w zeszłym tygodniu spadły o 0,5 mln baryłek wobec prognozowanego spadku o 2,4 mln baryłek i wobec 1,2 mln spadku w zeszłym tygodniu.