Tak przynajmniej sugerują wskaźniki odpowiedzialne za wycenę globalnych akcji. Po poniedziałkowych wzrostach amerykański indeks S&P 500 znajduje się już na plusie od początku tego roku, a technologiczny Nasdaq 100 ustanowił właśnie nowe szczyty. Od końca marca wartość amerykańskich giełdowych spółek wzrosła łącznie o 21 bilionów dolarów.
Nie tylko amerykańskie firmy stają się zresztą coraz droższe bez żadnego specjalnego powodu. Kursy akcji europejskich zanotowały właśnie największy miesiąc wzrostów od 2015 roku. Wycena globalnych papierów z rynków całego świata stała się natomiast najwyższa… od 2002 roku.
Problem w tym, że odbicie na giełdzie wywołane jest nie rozwijającą się gospodarką, ale zapewnionym dopływem kapitału ze strony rządów i banków centralnych. W czasach, kiedy kredyt inwestycyjny kosztuje 0.5% rocznie, naprawdę trudno jest się oprzeć szałowi zakupów akcji.
W długim terminie gospodarka prędzej czy później wróci na właściwie tory i z perspektywy wielu lat dzisiejsze wyceny będą prawdopodobnie już nie tak przerażające, jednak póki co rynek wycenia wiele akcji tak, jakby efekt wirusa dawno przeminął.
Tymczasem sporo spółek, zwłaszcza transportowych, turystycznych, gastronomicznych, hotelarskich, naftowych czy związanych z imprezami masowymi z efektami epidemii będzie borykało się jeszcze bardzo długo.
Inną kwestią jest już to, że wspomniane papiery w dzisiejszych indeksach giełdowych stanowią relatywnie niski udział. Nie jest żadną tajemnicą, że najpopularniejszy na świecie indeks S&P 500 jest zdominowany przez branżę technologiczną i już od dawna przestał przypominać rzeczywisty przekrój amerykańskiej gospodarki. To jednak temat na inną dyskusję.
Artykuł pochodzi z bloga: www.tradingforaliving.pl