Wczorajszy dzień na rynkach to istna karuzela emocji. Mocno wyczekiwane dane o inflacji z USA początkowo przyjęte zostały bardzo nerwowo, ale ostatecznie dzień zakończył się prawdziwą euforią. Skorzystał również złoty.
Dane o inflacji były niekorzystne. Choć ta nieco we wrześniu spadła (z 8,3 do 8,2%), był to efekt niższych cen paliw, zaś inflacja bazowa wzrosła (do 6,6%) i to mocniej od oczekiwań. Patrząc w strukturę danych widzimy dość szeroką presję inflacyjną, a to przy nadal mocnym rynku pracy oznacza dalszą determinację Fed w zacieśnianiu pieniężnym. Nic dziwnego, że pierwsza reakcja na raport była nerwowa. Potem jednak wydarzyło się coś niezwykłego.
Amerykańskie indeksy, które w pewnym momencie były już 3% pod kreską, ostatecznie zamknęły dzień z ponad 2% zwyżkami. Podobny zwrot nastąpił na rynku walutowym (choć w nieco mniejszej skali). Tłumaczeń jest kilka. W momencie zwrotu pojawiła się informacja, że model EBC wskazuje na mniejszą od oczekiwanej przez rynek skalę podwyżek stóp. Mówi się też o kapitulacji grających na krótko, która wywołała efekt kaskady. Wydaje się, że to drugie tłumaczenie jest bliżej prawdy. Patrząc na wiele reakcji na ważne raporty i wydarzenia, często obserwujemy bardzo dynamiczne zwroty akcji, które czasem zdają się nawet nie mieć wielkiego sensu. Jeśli jednak spojrzymy na to, co się wydarzyło, trudno uznać, że to dobra informacja dla rynku. Rynki cały czas próbują szukać światełka w miejscu, w którym było ono do tej pory – u banków centralnych. Przynajmniej jednak Fed wydaje się być nieugięty, a zatem te nadzieje mogą okazać się ponownie źle ulokowane.
Dziś przed nami kolejne raporty. W Polsce poznamy finalne dane o wrześniowej inflacji (10:00), w USA raport o sprzedaży (14:30) oraz nastrojach konsumentów (16:00). Ich znaczenie będzie jednak niepomiernie mniejsze. O 8:55 euro kosztuje 4,82 złotego, dolar 4,91 złotego, frank 4,94 złotego, zaś funt 5,56 złotego.