Za nami pierwsza połowa, kolejnego burzliwego roku na rynkach finansowych. Po zakończeniu pandemii (przynajmniej na Zachodzie) doszło do wybuchu wojny w Ukrainie, co jedynie wzmocniło wcześniejsze trendy inflacyjne. To właśnie ten czynnik zdominował rynki finansowe, od walut, przez surowce i obligacje i kończąc na rynku akcji. W rankingu walut dolar w zasadzie nie miał sobie równych. Jak z kolei w tym zestawieniu radził sobie polski złoty?
Od początku tego roku dolar zdecydowanie króluje na rynkach finansowych. W stosunku do niektórych walut takich jak np. jen był najmocniejszy od przynajmniej kilkunastu lat. W stosunku do euro zawitaliśmy w okolice poziomów, które notowane były na początku pandemii. Podobnie było w zestawieniu z brytyjskim funtem. Dolar radził sobie świetnie, ale jeszcze lepiej radziły sobie waluty Ameryki Łacińskiej. Zdecydowany prym wiódł w tym wypadku real brazylijski, ale do dolara zyskał również peruwiański sol czy meksykańskie peso. Niemal 35% do dolara w pierwszej połowie roku zyskał rosyjski rubel, ale jest to związane głównie ze sztucznym utrzymywaniem kursu. Rubel jest najmocniejszy w stosunku do dolara od 2015 roku i już zaczyna szkodzić rosyjskiej gospodarce, która i tak obłożona jest sankcjami niemal z całego świata.
Jednak poza tymi wyjątkami dolar był naprawdę bardzo silny i trudno było znaleźć mu konkurencję. Z drugiej strony, lira straciła do dolara 20%, jen stracił niemal 15%, ale wysoko w „negatywnym rankingu” znalazł się również złoty, który do dolara stracił 10% w pierwszej połowie roku. Złoty radził sobie słabo przez kilka aspektów. Przede wszystkim borykamy się z jedną najwyższych inflacji w Europie, ale również na świecie. Po drugie bliskość konfliktu powoduje brak większego napływu zagranicznych środków do Polski. Po trzecie wciąż nierozwiązane problemy z Komisją Europejską. Chociaż porozumienie dotyczące wypłaty środków z Krajowego Planu Odbudowy zostało osiągnięte, to Parlament Europejski nie jest temu przychylny i wciąż niewiele wiadomo na temat terminów.
Złoty tymczasem stoi przed kolejną decyzją Narodowego Banku Polskiego. Za nami fatalne dane: najwyższa inflacja od 25 lat i potężny spadek aktywności gospodarczej mierzony indeksem PMI. W takim wypadku mogłoby dojść do wyhamowania podwyżek ze strony RPP, ale z drugiej strony wisi nad nami widmo stagflacji. Najbliższa decyzja zostanie podjęta 7 lipca w czwartek i oczekiwania wciąż wskazują na podwyżkę o 75 pb, co podwyższyłoby stopę referencyjną do 6,75%. Z kolei oczekiwania dla stóp w perspektywie 12 miesięcy, wyceniane przez kontrakty na stopę procentową zostały obniżone z ok. 8,75% do 7,85%.
O poranku 4 lipca za dolara musimy płacić 4,4919 zł, za euro 4,6846 zł, za funta 5,4396 zł, za franka 4,6847 zł.