Fala zamieszek i społeczno-politycznego wrzenia nazywana już nawet drugą fazą arabskiej rewolucji, wywindowała ceny ropy naftowej wydobywanej z dna Morza Północnego do prawie 119 dolarów. Tygodniowej zwyżce Brent o 2,0% towarzyszył jednak spadek (-1,8%) lekkiej, słodkiej ropy amerykańskiej WTI oraz lekka progresja (1,5%) kartelowego OPEC Basket. Ta transatlantycka dychotomia wektorów kursowych miała swoje źródła w odczycie grudniowego bilansu handlowego USA, który dzięki najniższemu od lutego 1997 r. importowi ropy spowodował skurczenie się deficytu aż o ok. 21%. W tej sytuacji bardziej zaangażowani w pęczniejącą bańkę na europejskiej ropie monitorowali w trakcie weekendu rynki Zatoki Perskiej. A tam, zwłaszcza na największym parkiecie regionu panował spokój. W sobotę saudyjski Tadawul zyskał 0,2%, a wartość indeksu branżowego spółek petrochemicznych zyskała 0,4%. Podobnie było po niedzielnej sesji, kiedy wskaźniki te wzrosły odpowiednio o 0,2% i 0,3%.
Z wspinającą się na niebezpieczne poziomy ropą, bo nie znajdującej odzwierciedlenia ani w globalnej koniunkturze, ani też w stanie zapasów - osobliwie koresponduje stoickie zachowania się kursu złota. Zupełnie zdające się nie przejmować bieżącymi wydarzeniami w Północnej Afryce. W takcie minionego tygodnia „żółty metal” tak na fixingu, jak i notowaniach ciągłych pozostał na tym samym praktycznie poziomie, oscylując wokół 1668 USD/oz. Ekonomiści HSBC ukłuli na tę okoliczność nową interpretację. W ich ocenie złoto znajduje się w fazie akomodacji do scenariusza Rezerwy Federalnej, przewidującego wzrost amerykańskiego PKB w 2013 r. na poziomie ok. 1,7%, kontrolowaną, niską inflację oraz utrzymanie obecnych stóp procentowych do końca 2014 r. Interesujący komentarz o pro-wzrostowym jednak nastawieniu do kruszcu wyszedł w połowie zeszłego tygodnia z Commerzbanku. Analitycy tego drugiego co do wielkości banku Niemiec, wzięli tym razem pod lupę grudniowe i zeszłoroczne przepływy złota pomiędzy Hongkongiem a kontynentalnymi Chinami. Najważniejsze wnioski z tych obserwacji to po pierwsze: coraz więcej złota przekazywanego jest z Hongkongu do centralnych Chin. W grudniu było to 114,4 tony, tj. prawie 3-krotnie więcej niż w analogicznym miesiącu 2011 r. Po drugie - szacunki wskazują, że import netto Chin w całym 2012 r. wyniósł 557,5 ton, a to w połączeniu z wielkością rocznego, krajowego wydobycia dawałoby ok. 950 ton. W rezultacie Chiny stałyby się największym wewnętrznym rynkiem złota w minionym roku, istotnie przewyższającym już Indie, których zeszłoroczne obroty krajowe na kruszcu szacowane są „tylko” na ok. 700 ton, do czego przyczynić się miały przede wszystkim obostrzenia celne nałożone przez rząd w Delhi.
Najważniejszym, przynajmniej dla niektórych, wydarzeniem minionego tygodnia na rynku metali szlachetnych było jednak środowe wystąpienie Jima Rogersa. Ów legendarny inwestor (zwłaszcza surowcowy) ponownie zadeklarował chęć zwiększenia swojej pozycji na złocie, ale pod warunkiem, ze jego ceny będą istotnie spadać. Powtórzył też, że 12-letnia, nieprzerwana seria zwyżek jest wystarczająco długa, aby oczekiwać korekty. Znacznie większy potencjał wzrostowy (bo ok. 5%) ma w jego ocenie w tym roku srebro (w tygodniu +0,2% na fixingu oraz –1,3% w sieci). Metal ten skończył piątkowy handel na poziomach nieco powyżej 31,5 USD, które zdaniem niżej popisanego na pewno nie są niskie jeśli uwzględni się aktualny stan światowej gospodarki.
Piątkowe dane o styczniowej dynamice handlu zagranicznego Chin (eksport +25,0%, import +28,8%) przyczyniły się do poprawy nastrojów w segmencie metali przemysłowych. Powodując, że tygodniowe zmiany kursów (np. spotowych) wyglądają w sumie dość przyzwoicie: aluminium (+0,6%), cyna (+1,8%), cynk (+1,3%), miedź (+0,6%), nikiel (–0,8%), ołów (–0,7%), ale nie do końca oddają rzeczywiste nastawienie rynku. Znajdującego się pod presją tegorocznych nadwyżek podażowych, zwłaszcza miedzi i niklu. Ewentualnego „zakłócenia” w tych projekcjach, zakładających średnio i długookresowy spadek cen „czerwonego metalu”, można spodziewać się np. ze strony ostatnich wydarzeń w Mongolii. Tamtejszy rząd domaga się od globalnego potentata Rio Tinto zwiększenia udziałów w zyskach z tytułu eksploatacji złóż surowcowych. Z drugiej jednak strony, trzeba pamiętać, że kraj Dżyngis-chana, uchodzi wprawdzie za budzącego się tygrysa surowcowego, lecz jego udział w produkcji miedzi na świecie to ok. 3%, z miejscem gdzieś w połowie drugiej dziesiątki wśród globalnych producentów.
Reasumując, miedź kończyła ubiegły tydzień z cenami (londyńskimi) na poziomie: 8215 USD/t (spot) oraz 8245 USD/t (z dostawą za 3 miesiące), nie mających przekonywującego umocowania w fundamentach. Tym samym, nasze przewidywania z raportu na 2013 r. oczekujące średniorocznej ceny miedzi w wysokości ok. 7 600 USD/t, z perspektywą silnych wahań, dochodzących przejściowo do poziomu 6500 USD/t lub nawet nieco niższego, pozostają jak najbardziej aktualne.
Minorowe nastroje przeważały w minionym tygodniu na rynku towarów rolno-spożywczych. W przypadku parkietów zbożowych do świadomości inwestorów zaczyna powoli docierać, że w tym roku trudno będzie liczyć na podobny efekt suszy. Również plony w Ameryce Południowej zapowiadają się jako obfite, ponieważ pierwsze sygnały o wczesnych zbiorach w Brazylii przeczą podstawie do wzrostów cen. W rezultacie ubiegłotygodniowe notowania kontraktów na soję (ziarno –1,5%, śruta –1,3%), kukurydzę (–3,5%) i pszenicę (zwykła –1,3%, Kansas –2,7%) znalazły się wyraźnie pod kreską. Wyraźnie wystrzelił jedynie szorstki ryż (+5,0%), ale jego obecna cena jest już chyba nadto wygórowana, co mogłoby zwiastować nadchodzącą korektę.
Po stronie „południowej” znalazły się w tym czasie również kontrakty na „czerwone mięso”: chuda wieprzowina (–3,0%) i wołowina (buhaje –2,5%, krowi żywiec –2,5%), ale tutaj w myśl logiki tzw. „cyklu świńskiego”, nie powinno być podstaw do zmiany trendu. Optymistyczne nastroje utrzymują się ciągle na rynku bawełny, ale zgodnie z tym co napisano w poprzednim komentarzu nie można się już zbytnio rozochocać. Zeszłotygodniowy obrót skończył się nikłym spadkiem (–0,3%) i zatrzymaniem notowań na linii 82,73%. Pułap 80 centów za funt wydaje się górnym ograniczeniem przedziału atrakcyjności kursowej.
Konotacje konsolidacyjne towarzyszą także kontraktom na koncentrat soku pomarańczowego. W poprzednim tygodniu straciły one na wartości 0,5%, ale tutaj trzeba będzie poczekać na bilans zimy, ta zaś jeszcze się nie skończyła.
Zmienne tendencje, w zależności od gatunku, targały w ubiegłym tygodniu emocjami inwestorów na rynku kawy. Tkwiącym w dość osobliwej asymetrii, ze spadkami cen Arabiki (–3,9%) z jednej strony oraz wzrostami kursu Robusty (+3,5%) z drugiej. Sytuacja taka była spowodowana uaktualnionymi prognozami zbiorów kawy w sezonie 2012/2013. Przewidywania Międzynarodowej Organizacji Kawy odnośnie wielkości zbiorów wynoszą aktualnie 144,5 mln worków, tj. o 7,3% więcej zebrano tej używki w sezonie 2011/2012. Jeśli jednak ceny lepszej gatunkowo Arabiki będą kontynuować kilkuletnie minima, to ich cena stanie się na tyle atrakcyjna, że stanie się jeszcze bardziej konkurencyjną wobec pośledniejszej Robusty.
Nie powinien dziwić regres cen cukru (białego –3,3%, trzcinowego –2,8%). Potencjalnych możliwości silnych korekt, a w przyszłości nawet odwrócenie obecnego trendu, można upatrywać w zamierzeniach deregulacyjnych Unii Europejskiej. Mogą one, tak jak dzieje się to niemal zawsze, gdy rynek zastępuje biurokratyczne sterowanie – spowodować, że unijne problemy z nadwyżkami nagle przeobrażą się w stany chronicznego niedoboru. Tego rodzaju problemów nie ma kakao, jego cena wzrosła w ciągu poprzedniego tygodnia o 1,4%. Na czekoladę chętnych stale przybywa, i nic nie zapowiada, aby coś mogło się w tym zakresie istotnie zmienić.
Wojciech Szymon Kowalski
EFIX Dom Maklerski SA