Rynek ropy naftowej tkwił w minionym tygodniu (Brent –0,7%, WIT +0,6%) gdzieś pomiędzy raportem Agencji Informacji Energetycznej (EIA) o niepowstrzymanym renesansie amerykańskiego przemysłu paliwowego, a enigmatycznymi, lecz dość wymownymi doniesieniami o stanie zdrowia prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza. W komentarzu do publikacji o rosnących niezmiennie korzyściach tzw. cichej rewolucji łupkowej, Adam Siemiński, szef EIA, a wcześniej m.in. strateg rynku paliw Deutsche Banku (lata 1998 – 2005) jednoznacznie potwierdza, że wydobycie ropy z łupków będzie zbijać długoterminowe ceny ropy na świecie. W przyszłym roku wydobycie ropy w USA (ok. 25% globalnego zużycia) wzrosnąć ma aż o ¼, czyli do poziomu najwyższego od ćwierćwiecza. W rezultacie - amerykański import ropy zamknie się na poziomie ok. 6 mln bryłek dziennie, tzn., że będzie o ok. 16% mniejszy niż w 2012 r. Z kolei udział importu w strukturze amerykańskiego zużycia paliw - skurczy się do ok. 30%, podczas, gdy jeszcze w 2010 r. przypadała na niego mniej więcej połowa. Proces uniezależniania się Stanów Zjednoczonych od sprowadzanego z zagranicy paliwa jeszcze bardziej widać, gdy przypomni się, że w 2005 r. (po interwencji w Iraku) dzienne zasoby sprowadzanej z zagranicy ropy przekraczały 12 mln baryłek. W przypadku utrzymania się dotychczasowej tendencji już pod koniec tej dekady USA mogą w globalnej podaży ropy trwale wyprzedzić Arabię Saudyjska, a w kolejnej dziesięciolatce stać się niekwestionowanym liderem w produkcji tego surowca w świecie.
Realizacja takiego scenariusza nie oznacza jednak sporych wahań cen. Główną przyczyną tego, że ropa WTI pozostała w zeszłym tygodniu na plusie była zapewne Wenezuela. Ewentualna sukcesja po urzędującym, ale niezaprzysiężonym formalnie na kolejna kadencję prezydencie, wywołuje pewną nerwowość w zakresie rytmiczności dostaw paliw z tego kraju do USA (ok. 8% amerykańskiego importu ropy).
Reasumując, jeśli „czynnik wenezuelski” nie będzie w najbliższych dniach emitował jakiś nowych niepokojących sygnałów, a sytuacja geopolityczna w regionie Zatoki Perskiej nie zaogni się (ponadto rynki nie uwzględniły jeszcze Ch. Hagela jako nowego, ambiwalentnego względem Izraela, sekretarza obrony USA), to ceny ropy powinny oscylować wokół obecnych poziomów. Z tendencją do przechyłu „na południe”, bo obawy o tzw. „urwisko fiskalne” już chyba powracają. Tym bardziej, że czas jest ponoć o dwa tygodnie krótszy, na co wskazywać ma analiza federalnych przepływów finansowych, jakiej dokonał właśnie BPC, jeden z waszyngtońskich think tanków.
Wobec powyższego pozostaje otwarte pytanie jak zareaguje na to rynek złota. Podręcznikowa wiedza artykułuje jak wiadomo efekt tzw. „bezpiecznego portu”, ale empiria, zwłaszcza ta z ostatnich lat, skłania ku scenariuszowi opartemu na „utowarowieniu” kruszcu. Kolejne fale obaw o koniunkturę najczęściej spychają ceny „żółtego metalu” wraz z innymi surowcami na niższe poziomy. W poprzednim tygodniu złoto podrożało o 0,4% - 0,5%. Przed weekendem pojawiły się prognozy 23 ekspertów reprezentujących instytucje będące członkami The London Bullion Market Association (LBMA). Ich uśrednione wyniki pozwalają dla roku 2013 r. wykreślić pasmo wahań od 1529 USD/oz do 1913 USD/oz, z przeciętną ceną 1753 USD/oz. Oznaczałoby to, że w odniesieniu do 2012 r. złoto podrożałoby o 5,1%.
Dla srebra, które w ubiegłym tygodniu w zależności od miejsca odczytu podrożało od 0,7% (futures w sieci) do 4,6% (fixing), prognozowana średnia cena na ten rok wynosi 33,21 USD/oz. Przewidując w ten sposób progresję w stosunku do roku poprzedniego o 6,6%.
Niespecjalny tydzień ma za sobą segment metali przemysłowych, zwłaszcza kiedy weźmie się pod uwagę, że Państwo Środka rzeczywiście stanęło na wysokości zadania publikując informację o dwucyfrowej (tj. 14,1%) dynamice grudniowego eksportu. Na tym tle zmiany cen (spotowych) rzeczonych surowców: aluminium (+1,0%), cyna (+2,9%), cynk (–0,6%), miedź (+0,5%), nikiel (0,0%), ołów (–0,8%) mogą nawet nieco rozczarowywać. Ale tak naprawdę zaskakują chyba bardziej trzeźwością oceny, choć nie było to o tyle trudne, bo z kolei dość wysoka inflacja w ostatnim miesiącu 2012 r. wynosząca 2,5% (oficjalnie) istotnie ogranicza możliwość monetarnego pobudzania koniunktury.
Na rynkach towarów rolno-spożywczych obiecująco zachowywały się m.in. te kategorie, którym w poprzednim komentarzu poświęcono nieco więcej miejsca. Tak więc oprócz kakao (+1,4%), rosły też ceny cukru (trzcinowy+1,5%, biały +0,8%), gatunku kawy Arabica (+4,1%, Robusta –0,1%) oraz bawełny (+0,8%). W przypadku tego ostatniego towaru mozolnie odbudowywany trend wzrostowy wspierać mogą ostatnie wydarzenia w Mali. Francja, przy logistycznym wsparciu Brytyjczyków i Amerykanów, przeprowadza interwencję zbrojną, wymierzoną przeciw ekstremistom islamskim. Bawełna to jeden z podstawowych surowców eksportowych Mali, którego udział w światowej podaży dochodził w poprzedniej dekadzie do ponad 2%, ostatnio oscyluje poniżej 1%. Skądinąd warto też przypomnieć, że kraj ten jest także trzecim po RPA i Ghanie producentem złota w Afryce.
Pogrążone do piątku w senności parkiety zbożowe ożywiły się nagle na skutek popołudniowego (naszego czasu, bo w USA była wówczas 11:00) komunikatu Amerykańskiego Departamentu Rolnictwa (USDA). Zawierał on pewną korektę prognoz produkcji (pszenicy i kukurydzy) oraz ich zasiewów na terenie USA w sezonie 2012/2013. W pierwszych reakcjach notowania obu tych zbóż skoczyły nawet o 3 – 4%, by potem częściowo się wyciszyć. To jednak wystarczyło, aby w przekroju tygodnia kurs pszenicy wzrósł o 1,2% (odmiany Kansas o +0,3%), a kukurydzy o 4,1%. Beneficjantem tej sytuacji była również soja, bo dzięki temu zniwelowała piątkowy regres, a w skali tygodnia pozostała wyraźniej nad kreską: ziarno +0,7%, śruta +1,5%.
Spory regres zaliczyły za to ceny „mięsa czerwonego”. Kontrakty na chudą wieprzowinę straciły w tygodniu 2,3%, a kursy wieprzowiny obniżyły się o 2,8% (buhaje) i 1,9% (krowi żywiec). Rynki „mięsa czerwonego” wraz w wejściem w nowy rok znalazły się w odwrocie. Biorąc pod uwagę kilka miesięcy poprzedzających wzrostów, te noworoczne spadki póki co można interpretować jako korektę. Analitycy za Atlantykiem łączą ten fakt z podniesieniem podatków od dochodów dla klasy średniej, które przełożą się zapewne na mniejszy popyt w amerykańskim sektorze restauracyjnym.
Wojciech Szymon Kowalski
EFIX Dom Maklerski SA