Jeśli Mitt Romney umiejętnie rozegra „kartę irańska” w kolejnej debacie prezydenckiej, to jeszcze bardziej wzmocni swą pozycję w wyborach. A ma się do czego odwoływać. Obecne napięcia wokół Iranu to przecież przede wszystkim pochodna karygodnych strategicznych błędów i operacyjnej nieporadności sprzed 33 lat, której dopuściła się ówczesna administracja waszyngtońska, u której steru stał wtedy Demokrata - Jimmy Carter. Z obecnie urzędującym prezydentem łączy go nie tylko prawowany urząd z ramienia tej samej przynależności partyjnej czy Pokojowa Nagroda Nobla, lecz taka sama, nie tylko zdaniem Republikanów – „gołębiowatość” w sprawach międzynarodowych.
W minionym tygodniu pomiędzy środą a czwartkiem notowania ropy naftowej odbyły podróż rollercoasterem, by zakończyć ją ostatecznie na minusach (Brent –0,2%, WTI –2,3%).
Gwałtowny środowy spadek wyglądał tak, jakby na wieść o zbrojnym incydencie pomiędzy Syrią a Turcją, pojawiła się zapobiegawczo silna podaż, mająca antycypować oczekiwaną dynamiczną aprecjację. Niemniej rynek bardzo szybko się odbudował, m.in. na fali zdecydowanego zwycięstwa podczas pierwszej debaty telewizyjnej, które bezspornie przypadło kandydatowi Republikanów. Tak jak wcześniej napisano na tych stronach, a następnie powtórzono na antenie stacji TVNCNBC, prawdopodobnym jest, że im bardziej wzrastać będzie w sondażach pozycja M. Romneya, tym renta geopolityczna w cenie baryłki będzie się powiększać.
W piątkowy wieczór globalny handel na towarach zamykał się zdecydowanie na czerwono. Było to prawdopodobnie reakcją na niespodziewany dobry odczyt amerykańskiej stopy bezrobocia za wrzesień, która pomiędzy sierpniem a wrześniem miała spaść z 8,1% do 7,8%. Nie wchodząc w spór na ile ów odczyt był „upolityczniony”, rynki mogły się wystraszyć, że zasadnicza doza optymizmu jaka została im zadedykowana poprzez tzw. QE3 może skończyć się dość szybko. Jeszcze tego samego dnia na rynku pojawiły się w tej sprawie dwa nurty przeciwstawnych stanowisk. Pierwszy, podzielający opinię strategów z Brown Brothers Harriman, uważających, iż gospodarka Stanów Zjednoczonych jest jeszcze zbyt rachityczna, aby rynek pracy mógł się już sam podnosić. Druga, której autorami byli eksperci TD Securities, przyjmuje, iż na fali QE3 rynki towarowo – surowcowe urosły już zbyt mocno, w porównaniu z tym co dzieje się w światowej gospodarce. Przecieki z niemieckiej prasy branżowej, antycypujące publikację prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego zapowiadają, że globalna gospodarka będzie się w tym oraz przyszłym roku rozwijać wolniej, odpowiednio o 0,1% i 0,3% niż było to szacowane jeszcze w lipcu br. Skorygowane tempo wzrostu światowej gospodarki dla lat 2012 – 2013 wynosi 3,3% i 3,6%. Gdyby tak rzeczywiście miało się stać, to można by tę predykcję zapewne wziąć w ciemno. Prognozom MFW od lat jednak towarzyszy zbyt duża doza optymizmu. Jednak ostatnią wypowiedź głównego ekonomisty tej instytucji Oliviera Blancharda, o tym że nie jesteśmy jeszcze nawet pośrodku kryzysu, trudno zinterpretować jako „optymizm urzędowy”.
Zapoznając się z tonem komentarzy traderów i analityków, można by przyjąć, iż poziom 1800 dolarów na złocie, jest w tym tygodniu niemal przesadzony. W poprzednim zaś kruszec podrożał o 0,4%, dochodząc do 1784 USD/oz (fixing) i 1782 (rynek ciągły). Tym co może przeszkadzać ziszczeniu się tego „pewnika”, to przede wszystkim ten powszechny konsensus.
Zerową, tygodniową zmienność wykazało srebro. A i tak poziom 34,5 USD/oz trudno uzasadniać aktualnymi fundamentami światowej gospodarki. W jeszcze większym stopniu, z wyjątkami (cyna) odnosi się to do segmentu metali stricte przemysłowych, które w poprzednim tygodniu w wymiarze cen spotowych zmieniały się w sposób następujący: aluminium (–4,9%), cyna (+3,7%), cynk (–2,6%), miedź (+0,3%), nikiel (+0,3%), ołów (–1,5%).
Wspomniane studzenie nastrojów w wykonaniu analityków TD Securities, odnosi się w pierwszej kolejności do miedzi. Jej bieżące kwotowania w wysokości ponad 8,2 tys. za tonę lub 3,75 USD/lb odpowiadają cenom z przeszłości, gdy rynki dyskontowały nieposkromiony apetyt chińskiej gospodarki, wysysając permanentnie zapasy „czerwonego metalu” z magazynów London Metal Exchange. Swoją drogą źle by się stało, gdyby Chiny stały się właścicielami Londyńskiej Giełdy Metali, a takie mają zakusy, bo wówczas transparentność stanu zapasów mogłaby ewaluować w stronę wiarygodności danych makroekonomicznych, publikowanych przez służby statystyczne „Państwa Środka”.
W przypadku cyny sprawy mają się tak, że metal ten wykorzystywany m.in. jako spoiwo do łączenia komponentów w elektronice, np. przy produkcji tabletów czy smartfonów. Konsumencką emanacją ok. 30% zwyżki cen tego metalu od lipca br. jest szał zakupów na ostatnie przeboje rynkowe dostarczane konsumentom przez firmę z logiem nadgryzionego jabłka.
Notowania towarów rolno – spożywczych zalały się w takim miejscu, że taktyka zmniejszenia aktywności lub/i nawet okresowego wycofania się z rynku, jest w pełni uzasadniona. Jeśli szukać okazji , ale raczej w przekroju średnio i długoterminowym, to jak najbardziej na rynku mięsa czerwonego. Bynajmniej nie z tego tylko powodu, że w minionym tygodniu chuda wieprzowina podrożała aż o 3,8%, a ceny wołowiny wzrosły o 1,2% (tuczniki) i 0,7% (żywiec), ale ze względu na prawidłowości tzw. cyklu świńskiego. Aktualna nadpodaż mięsa spowodowana redukcją stada, jako odpowiedź na horrendalnie drogie składniki paszowe, czyli zboża, w trakcie kilku kolejnych kwartałów przełoży się zapewne na wysokie ceny, będące rezultatem niezrównoważonej podaży. Komisja Europejska szacuje, że w przyszłym roku produkcja wołowiny w zachodniej części Starego Kontynentu może spaść do poziomu najniższego od 1960 r.
Co do zbóż to w minionym tygodniu taniały: pszenica (o –4,7%, w tym Kansas o –5,2%), kukurydza (o –1,1%), soja (ziarno o –2,8%, a śruta o –3,1%). O –2,4% potaniał także ryż, lecz ten podstawowy artykuł (taniego) azjatyckiego wyżywienia, w kontekście spowolnienia gospodarczego w Azji, warto na pewno obserwować. Tak na marginesie, jeśli Rosja się nie zdeklaruje co do ewentualnego ograniczenia eksportu zbóż, będzie na tym tracić. Na razie zyskują na tym inni producenci, jak np. Argentyna, która właśnie m.in. jej kosztem realizuje dostawy do Egiptu.
O 1,0% odbiły w minionym tygodniu kontrakty na bawełnę, kończąc piątkowy handel z ceną 71,45 USc/lb. Międzynarodowy Komitet Doradczy ds. Bawełny oczekuje, że import Chin spadnie w latach 2012/2013 o połowę. Z drugiej strony, nie brakuje transakcji z fizyczną realizacją dostaw zawieranych z ceną ok. 80 – 84 centów za funt. Tym co dołuje też nastroje dealerów bawełny - to niedawne wspomnienie z sezonu 2010 – 2011, gdy w tym samym czasie handlowano surowcem na poziomie ok. 164 USc/lb lub wyższym.
Sporym zaskoczeniem jest to co dzieje się na rynku cukru, drożejącego w ubiegłym tygodniu po obu stronach Atlantyku (biały o 4,2%, trzcinowy o 5,4%). Mając na względzie uaktualniane prognozy największych autorytetów branżowych, zakładające kolejny rok nadprodukcji, trudno się z obserwowanym trendem utożsamiać. Tak samo jak z tym co dzieje się, ale w drugą stronę, z notowaniami kakao (–4,4%). Zupełnie wspak sezonowi, napięciom społecznym na plantacjach Wybrzeża Kości Słoniowej oraz niższym zbiorom o ok. 8%. W podobny sposób, głownie ze względu na światowy popyt, oceniać można tendencje cenowe na rynku kawy (Arabica –2,9%, Robusta –3,9%).
Z 1,4% zwyżką kursu zamknął ubiegły tydzień sok pomarańczowy. Stało się to najprawdopodobniej ze względu na wspomniany przed tygodniem efekt powodziowy na południu Hiszpanii, europejskiego zagłębia upraw tych cytrusów. Niemniej dalsza gra na zwyżkę, przynajmniej z tego powodu, to nie tyle nawet spekulacja, co raczej czysty hazard.
Wojciech Szymon Kowalski
EFIX Dom Maklerski S.A.