W pierwszej części artykułu dotyczącego inwestowania w obligacje skupiliśmy się na podstawowych pojęciach ceny i rentowności. Wskazaliśmy, że długoterminowo obligacje są obecnie kiepską formą inwestycji. Czy w związku z tym należy całkowicie zapomnieć o rynku długu? Zdecydowanie nie i to przynajmniej z 2 względów.
1. Obligacje mogą być dobrą formą dywersyfikacji portfela, ponieważ ich notowania są odwrotnie skorelowane z szerokim rynkiem akcji. Wyjątkiem są tu obligacje korporacyjne o wysokiej rentowności (high yield bonds), których powinniśmy unikać.
2. Obligacje skarbowe są zazwyczaj beneficjentem załamania na rynku akcji. Kapitał uciekając od spółek szuka bezpiecznej przystani. Znajduje ją w gotówce, metalach szlachetnych lub obligacjach skarbowych USA, powszechnie uważanych za najbezpieczniejsze.
Jeśli więc budujemy portfel pasywny, w którym obligacje będą miały swój stały, lecz ograniczony udział lub zakładamy, że ryzyko nadejścia krachu jest duże, obligacje mogą nam pomóc uchronić się przed stratami.
Dywersyfikacja portfela
Wielu inwestorów długoterminowych buduje swoje portfele w oparciu o klika klas aktywów. Są to tzw. portfele pasywne. Trader21 pisał o nich szerzej w starych lecz nadal aktualnych artykułach pt. „Jak inwestują wielcy tego świata?” oraz „Permanentne modele inwestycyjne i ich długoterminowe wyniki”. Uaktualnione i bardzo oryginalne podejście do tematu budowy portfeli inwestycyjnych znajdziecie w artykule „Portfel MOAR, czyli fantastyczne zyski przy małej zmienności”.
By nie powielać tych treści dodajmy tylko, że istotą dobrze zbilansowanego portfela inwestycyjnego jest uzyskiwanie w długim termnie zysków zbliżonych do rynku akcji przy jednoczesnym ograniczaniu zmienności. Innymi słowy jeśli indeks S&P zyskiwał przez ostatnie 40 lat średnio ok 8% to posiadacz portfela pasywnego zadowoli się zwrotem o 1-2% niższym, ale bardziej stabilnym. Odpornym na załamania rynku.
Efekt stabilności osiąga się poprzez dywersyfikację kapitału, która jest bardzo często błędnie rozumiana. Nie polega ona tylko na rozbiciu kapitału na wiele aktywów, lecz na podzieleniu go pomiędzy nieskorelowane ze sobą klasy aktywów. Nie zdywersyfikujemy portfela jeśli zainwestujemy w akcje notowane na jednym i tym samym rynku. Jeśli główne indeksy jak WIG w Polsce czy S&P w USA polecą w dół, to możemy być pewni, że 90% notowań naszych spółek również straci. Jeśli jednak zainwestujemy część kapitału w inną klasę aktywów, których notowania zachowują się odmiennie mamy szansę przejść przez kryzys bez większych perturbacji.
Obligacje skarbowe od lat uważane są za alternatywę dla rynku akcji i znajdują swoje miejsce w wielu portfelach. W poniższym zestawieniu przedstawiono jakie rezultaty, dawała na przestrzeni ostatnich 40 lat (1978 – 2018) inwestycja w rynek akcji w USA (S&P) – Portfel 1. Dla porównania portfel nr 2 pokazuje jakie wyniki można było osiągnąć w tym okresie dzieląc kapitał w 60% w akcje i w 40% w obligacje rządowe USA.
Źródło: www.portfoliovisualizer.com
Widzimy, że Portfel 1 złożony z samych akcji przyniósł średniorocznie 11,69% zwrot podczas gdy Portfel 2 10,91%, a więc niewiele mniej. Jeśli te wyniki skorygujemy o oficjalny wskaźnik inflacji, to okaże się, że akcje przyniosły zwrot w wysokości 7,91% a portfel podzielony pomiędzy akcje i obligacje 7,15%. Co jednak ważne, maksymalna strata dla akcji to ponad 50% podczas gdy dla portfela podzielonego pomiędzy akcje i obligacje to zaledwie 27%.
W konsekwencji, gdybyśmy w 1978 roku zainwestowali 10 tys. dolarów w akcje USA (niebieska linia) odbierzemy dziś ponad 220 tys. $. W przypadku portfela 60/40 (czerwona linia) otrzymamy jedynie 166 tyś $, ale z pewnością możemy spać spokojniej.
Dzieje się tak ponieważ obligacje skarbowe praktycznie jako jedyna klasa aktywów wykazują odwrotną (ujemną) korelację z szerokim rynkiem akcji (VTI) oraz nieruchomościami (VNQ). W poniższym zestawieniu odwrotna korelacja z innymi klasami aktywów została oznaczona niebieską ramką. Inną klasą aktywów, która podąża własnymi ścieżkami są metale szlachetne w szczególności złoto (GLD), ale w tym wypadku nie możemy już mówić o odwrotnym skorelowaniu.
Źródło: www.portfoliovisualizer.com
Możemy więc powiedzieć, że obligacje zachowują się odwrotnie niż akcje. Nie dzieje się tak przez cały czas, ale z pewnością podczas krachów.
Obligacje podczas krachu
Bardzo często relacja pomiędzy wzrostem rentowności obligacji (ich oprocentowaniem), a zachowaniem głównych indeksów jest przez inwestorów błędnie oceniana.
W trakcie podnoszenia stóp procentowych przez FED oraz wzrostu rentowności obligacji indeks S&P radzi sobie całkiem nieźle. W poniższym zestawieniu widzimy, że od 1996 w trakcie okresu podnoszenia stóp procentowych indeks S&P zawsze poprawiał swoje notowania. Mało tego tak też się działo począwszy od 1962 w 83% przypadków.
Problem pojawia się wtedy, gdy po pierwszych oznakach recesji gospodarczej, FED zaprzestaje podnoszenia stóp procentowych (lub zaczyna je obniżać), chcąc przynajmniej w teorii złagodzić skutki kryzysu. W rzeczywistości jest to wyraźny sygnał dla inwestorów, że z gospodarką nie jest dobrze. Zaczyna się paniczna wyprzedaż aktywów. Na to zjawisko wskazuje też krzywa dochodowości i spread pomiędzy obligacjami 2 i 10 letnimi, o których pisaliśmy szerzej w artykule „Jak przewidzieć recesję gospodarczą?”.
Na poniższym wykresie widzimy, że to nie malejący spread wywołany podnoszeniem stóp bezpośrednio poprzedza krach. Do kryzysu (szare pola) dochodzi dopiero gdy różnica pomiędzy rentownością 2 i 10 latek zaczyna się ponownie powiększać.
Co dzieje się z obligacjami skarbowymi gdy krach już nadejdzie? Praktycznie zawsze są one gwarantem zysków. Tak było i podczas pęknięcia bańki na dot.com-ach w 2000 roku (linia niebieska – indeks S&P, linia czerwona cena 30 letnich obligacji skarbowe USA) …
… jak również podczas kryzysu finansowego w 2008 i upadku Lehman Brothers.
Gdy pokazujemy odwrotną zależność pomiędzy rynkiem obligacji i rynkiem akcji to trzeba pamiętać, że dotyczy ona wyłącznie obligacji skarbowych. Obligacje korporacyjne, zwłaszcza te o niskich ratingach i wysokiej rentowności podążają wiernie za głównym indeksem giełdowym zarówno podczas prosperity, jak i zapaści gospodarczej.
Powyższy wykres przedstawia notowania indeksu S&P oraz ETF na tzw. obligacje śmieciowe [HYG]. Każda drobna korekta jaka miała miejsce od 2009 roku wiązała się z silnym spadkiem notowań obligacji korporacyjnych. Możemy być niemal pewni, że podczas kolejnego krachu będzie to klasa aktywów, które ucierpią równie mocno jak akcje.
Skoro wiemy już, że obligacje skarbowe (nie korporacyjne!) radzą sobie całkiem nieźle podczas krachu i recesji gospodarczej, możemy się pokusić o ich nabycie w celach spekulacyjnych. W przypadku platformy brokerskiej działającej na rynkach globalnych wybór obligacji, w które możemy inwestować jest naprawdę spory.
Jak inwestować w obligacje?
W zasadzie mamy do wyboru 2 możliwości.
- Bezpośredni zakup pakietu obligacji
- Inwestycja w ETF z ekspozycją na konkretny lub zdywersyfikowany rynek długu.
W pierwszym jak i drugim przypadku ilość aktywów jest imponująca. Oprócz ekspozycji na najczęściej kupowane obligacje rządowe USA i niemieckie „bundy” mamy również do wyboru obligacje innych rynków rozwiniętych oraz znacznie lepiej oprocentowanych rynków rozwijających się.
Na poniższym screenie widzimy, dostępne obligacje rosyjskie o różnym terminie zapadalności.
Oprócz atrakcyjnego oprocentowania warto też zwrócić uwagę na inne kwestie:
a) obligacje mogą być denominowane w różnych walutach. Niemal zawsze w USD i w EUR, ale zdarza się również, że w lokalnej walucie danego rynku. W tym wypadku w rublach (RUB). Jeśli inwestujemy w dolarach to bezpieczniej jest zakupić obligacje denominowane w tej walucie. Jeśli jednak zakładamy, że w nadchodzących miesiącach rubel będzie się umacniał w stosunku do dolara to możemy zaryzykować inwestycję denominowaną w walucie rosyjskiej. Jeśli mamy rację to zyskamy podwójnie, nie tylko na oprocentowaniu czy zmianie ceny samych obligacji, ale również na kursie walutowym. Jeśli się mylimy, to może się okazać, że cały zysk wypracowany przez obligacje zabierze nam słabnąca waluta,
b) ceny obligacji podobnie jak akcji się zmieniają. Jeśli ich cena rośnie wszystko jest w porządku, jeśli natomiast spada, to może się okazać, że nawet wysokie oprocentowanie nie zrekompensowało nam spadku ich ceny,
c) nie jesteśmy w stanie kupić obligacji pojedynczo i trzeba to robić w pakietach. Dla egzotycznych rynków minimalny zakup to najczęściej 100 000 USD lub EUR. Dla rynków rozwiniętych minimum na wejście to 10 000 EUR. Tu warto zaznaczyć, że rynek rozwinięty nie zawsze musi się wiązać z niską rentownością. Dla przykładu oprocentowanie obligacji Irlandii z terminem zapadalności na 2025 rok przekracza obecnie 5%,
d) koszty transakcyjne oraz utrzymanie pozycji na obligacjach wcale nie są małe i wiążą się ze stałą opłatą depozytową lub wyrażoną w % w przypadku większych zakupów. Do tego dojść mogą również koszty przewalutowania +/- 0,5% kursu na forex.
Opłata depozytowa może się drastycznie różnić w zależności od rodzaju nabywanych obligacji. Warto upewnić się co do jej wysokości zanim zdecydujemy się otworzyć pozycję.
W przypadku zakupu pasywnego funduszu ETF inwestującego w obligacje sprawa jest o tyle prostsza, że możemy je nabyć za dowolną kwotę, nie mamy kosztów przewalutowania i ponosimy stałą opłatę za zarządzanie funduszem. Dla większości ETF-ów tego typu jest ona niewielka. Najpopularniejszy ETF na obligacje USA (TLT) kosztuje zaledwie 0,15% rocznie. Fundusze dywersyfikujące swoje portfele pomiędzy różnymi rynkami są już droższe w utrzymaniu 0,50 – 0,65% rocznie. Pełna lista funduszy inwestujących w obligacje znajduje się TUTAJ
Ponownie doszliśmy do tematu dywersyfikacji. W przypadku inwestycji w obligacje USA możemy być niemal 100% pewni ich wykupu. Jeśli inwestujemy w bardziej egzotyczne rynki takiej pewności nie mamy. Dlatego ETF-y z ekspozycją na obligacje rynków rozwijających się zazwyczaj dywersyfikują swoje portfele tak by niewypłacalność jednego z krajów nie wpłynęła znacząco na wynik funduszu.
Dobrym przykładem jest tutaj popularny VanEck Vectors J.P. Morgan EM Local Currency Bond ETF [EMLC], który inwestuje w obligacje o różnych terminach zapadalności kilkunastu krajów - Rosji, Polski, Brazylii, Malezji, Meksyku itp. Wszystko po to, by stosunkowo bezpiecznie uzyskiwać wysokie oprocentowanie. Obecnie ponad 6%.
EMLC to przykład ETF-u inwestującego w obligacje denominowane w walutach lokalnych, który jest obecnie wyjątkowo tani ze względu na umacniającego się dolara. Jeśli boimy się wpływu ryzyka kursowego na nasz fundusz możemy również wybrać taki, który kupuje obligacje rynków rozwijających się denominowane wyłącznie w dolarze np. Powershares Emerging Markets Sovereign Debt Portfolio (PCY).
W przypadku inwestowania w ETF-y niewątpliwą zaletą jest ograniczenie kosztów transakcyjnych, a ewentualną wadą ekspozycja na wiele rynków na raz. Jeśli jesteśmy zwolennikiem konkretnego państwa i uważamy, że warto inwestować w konkretne obligacje o konkretnym terminie zapadalności to ETF-y nie będą tu idealnym rozwiązaniem.
Obligacje w Polsce
Jeśli chodzi o nasz rodzimy rynek to tak naprawdę nie mamy zbyt wielkiego wyboru. Możemy zastanowić się nad zakupieniem Obligacji Skarbu Państwa o różnych terminach zapadalności z oprocentowaniem stałym lub zmiennym (obligacje indeksowane inflacją).
Źródło: http://www.obligacjeskarbowe.pl/
W dobie rosnących stóp procentowych, o których pisaliśmy w pierwszej części artykułu zakup obligacji długoterminowych ze stałym oprocentowaniem jest bardzo ryzykowny. 2,70% na 10 lat to trochę mało jeśli weźmiemy pod uwagę, że już za kilka lat możemy mieć w Polsce kilkuprocentowe stopy NBP i galopującą inflację. Bardziej rozsądne byłoby kupienie obligacji o oprocentowaniu zmiennym jest tylko jedno ale: trudno wierzyć oficjalnym danym dotyczącym inflacji. Na podstawie danych z NBP możemy łatwo wyliczyć, że podaż złotówki jest w Polsce zwiększana o 8-9% rocznie. I jak to się ma do 1,8% wskaźnika inflacji? Inwestując w obligacje zmiennoprocentowe krótkoterminowe stawiamy się w najlepszej sytuacji, ale w żadnym wypadku nie rekompensujemy utraty siły nabywczej.
Pewną alternatywą mogłyby być obligacje korporacyjne. Niestety nie są. Rynek Catalyst na którym są notowane cechuje się podobnie jak New Connect niemal zerową płynnością. W związku z tym ciężko aktywnie nimi handlować i w zasadzie pozostaje jedynie trzymać je do terminu wykupu. Jeśli już zdecydujemy się na zakup obligacji korporacyjnych w Polsce to powinniśmy zadbać o 2 sprawy:
1. Wybierać obligacje z krótkim terminem zapadalności (1-2 lat) po to by uniknąć utraty ich wartości w trakcie podnoszenia stóp procentowych.
2. Kupować wyłącznie obligacje zabezpieczone – najlepiej nieruchomościami. Afera Getbacku (i wielu innych podmiotów) pokazała, że atrakcyjne oprocentowanie to jedno, a ryzyko związane z bankructwem lub defraudacją trzeba brać zawsze pod uwagę.
Podsumowanie
Mamy nadzieję, że obie części artykułu przybliżyły Wam nieco temat inwestowania w obligacje. Nie ukrywamy, że nie jesteśmy wielkimi zwolennikami tej klasy aktywów, zwłaszcza w dobie podnoszenia stóp procentowych w USA, a niebawem również w Europie. Mimo to, obligacje posiadają pewne walory, które są bezsprzeczne.
1. Stoją w opozycji do rynku akcji. Dlatego mogą być uzupełnieniem portfela, który z jednej strony na pewno zmniejszy jego efektywność, ale z drugiej pozwoli również spać spokojniej w okresach krachów na rynkach kapitałowych.
2. Są obok gotówki i metali szlachetnych doskonałym aktywem spekulacyjnym podczas gdy rynki akcji nie radzą sobie najlepiej. Zakup ETF-u TLT tuż przed korektą/krachem może się okazać strzałem w dziesiątkę.
Nadal jesteśmy zdania, że obligacje jako główne aktywo to gwarancja strat i to samo odnosi się do naszego rynku. Realne oprocentowanie polskich obligacji, zarówno skarbowych jak i korporacyjnych nie radzi sobie z utratą siły nabywczej złotówki, a co tu dopiero mówić o zyskach. Jeśli więc myślicie by wchodzić w rynek długu to polecamy raczej inne państwa lub obligacje USA kupowane jedynie w celach spekulacyjnych.
Niezależnie od tego jak silnie napompowane są rynki finansowe, należy mieć świadomość, że zamiast typowego krachu możemy doczekać się scenariusza inflacyjnego, który będzie bardzo niekorzystnie wpływał na ceny obligacji. Z tego też względu jeśli decydujemy się na zakup obligacji to tylko w krótkim terminie i wyłącznie w momentach gdy są one krótkoterminowo tanie. Jeśli chcemy ograniczyć ryzyko unikamy ETFów na obligacje 30 letnie których ceny cechują się największą zmiennością.
Zespół Independent Trader