Teoretycznie tak, praktycznie jest to jednak mało prawdopodobne. Od początku tego roku dyskutuje się na temat potrzeby podniesienia limitu zadłużenia w Stanach Zjednoczonych, ale w ostatnich dniach intensyfikuje się narracja potrzeby podniesienia limitu zadłużenia, aby amerykański rząd nie zbankrutował. Czy w zasadzie jest to jednak możliwe? Jak zachowa się rynek obligacji i jak może reagować na to Wall Street?
Patrząc na liczby związane z zawieszeniem prac amerykańskiego rządu oraz podnoszeniem limitu zadłużenia wydaje się wręcz nieprawdopodobne, aby teraz amerykańskie władze postanowiły nie walczyć o „utrzymanie się na powierzchni”. Od 1976 prace rządu były wstrzymywane 22 razy! Czasami na godziny, czasami na całe tygodnie, ale zawsze ostatecznie udawało się zwiększać limit zadłużenia, który pozwalał na zaciąganie nowego długu i zwiększania wydatków. Teraz, kiedy dług już dawno przekroczył 30 bilionów dolarów, można zastanawiać się ile można jeszcze zwiększyć zadłużenie?
Odpowiedź brzmi: w nieskończoność. Stany Zjednoczone działają w ciągłym deficycie, dlatego w celu zaspokojenia wszelkich potrzeb – zwykłego prowadzenia państwa jak zapłata urzędnikom, budowa dróg czy zapłata emerytur wojskowych, a do tego spłacanie wcześniejszych zobowiązań, jest potrzeba zaciągania nowego zadłużenia. Oczywiście można proces zaciągania nowego długu spowolnić, tego chce obecnie Partia Republikańska, na co nie chcą zgodzić się Demokraci, którzy już teraz szykują się do kolejnych wyborów, przede wszystkim prezydenckich. Z drugiej strony Republikanie przedstawili już swój plan budżetowy, który tak naprawdę pozwoli na obsługę każdego finansowego zobowiązania, ale będzie wymagał pewnych cięć wydatkowych. Obecne władze będą tak naprawdę mogły dalej działać bez ustanowienia nowego limitu zadłużenia, ale będą musiały jeszcze mocniej ściąć wydatki, aby spłacać odsetki i zapadające obligacje. Wydaje się wobec tego, że nawet techniczny upadek Stanów Zjednoczonych wydaje się mocno wątpliwy. W ostateczności Republikanie prawdopodobnie i tak ulegną, aby nie być oskarżanym przez Demokratów o potężne cięcia wydatków, które mogą uderzyć w najsłabszych Amerykanów.
Wobec tego istnieje szansa na to, że nie będziemy mieli wcale skokowego wzrostu rynkowych stóp procentowych, tak jak jest obecnie oczekiwanie w przypadku bankructwa USA. Jest szansa nawet na to, że rentowności spadną! Nowego długu nie będzie przybywało, a stary dalej będzie spłacany. Oczywiście niekoniecznie może się to przyczynić do wzrostów na Wall Street, choć obecnie obserwujemy dosyć jasną korelację: spadek rentowności równa się wzrosty na indeksach. Czy tak będzie również teraz? Przekonamy się w najbliższych tygodniach.
Wall Street wygląda spokojnie na godzinę po otwarciu. S&P 500 traci ok. 0,06%, ale Nasdaq zyskuje już 0,09%. W Europie również było dzisiaj spokojnie. DAX traci na koniec sesji 0,10%, natomiast WIG20 zyskuje 0,10%. Większa zmienność miała miejsce w Turcji wobec niepewności dotyczącej tego, kto będzie kolejnym prezydentem – prawdopodobnie będzie potrzebna druga tura, choć pierwszą dosyć wyraźnie wygrał obecny prezydent Recep Tayyip Erdogan. BIST100 stracił dzisiaj niemal 6%.