Pozytywne nastroje dominują na początku tygodnia, dając wsparcie dla odbicia na rynku akcji. Trwająca debata nad przyszłością inflacji i implikacjami dla polityki monetarnej (głównie Fed) dostała świeżego paliwa w postaci uspokajających komentarzy z Fed, które stają w kontrze do opinii narosłych po publikacji minutek FOMC w ubiegłym tygodniu.
Fed przeszedł do gołębiej ofensywy po tym, jak w ubiegłym tygodniu zamieszanie zrobił protokół z kwietniowego posiedzenia FOMC. Przypomnijmy, w minutkach napisano, że „kilku uczestników zasugerowało, że jeśli gospodarka będzie nadal robić szybkie postępy w realizacji celów Komitetu, to w którymś momencie nadchodzących spotkań może być właściwe rozpoczęcie dyskusji nad planem dostosowania tempa zakupów aktywów”. Rynkowi jastrzębie odczytali w tym fragmencie to, co chcieli: Fed jest blisko redukcji tempa QE. Dlatego wczorajsze komentarze Brainard, Bullarda i Bostica są tak istotne. Przedstawiciele Fed niezależnie od siebie stwierdzili, że zakłócenia po stronie podaży mogą w kolejnych miesiącach podbić inflację, ale zjawisko to będzie przejściowe. Brainard dodała, że „bardzo ważną częścią dynamiki inflacji są długookresowe oczekiwania inflacyjne, które są wyjątkowo dobrze zakotwiczone”. W rezultacie jeszcze nie nadszedł czas, aby porozmawiać o redukcji QE.
Obawy przed konsekwencjami inflacji nie znikną i można oczekiwać, że rynek jeszcze nie raz przereaguje informacje, które mogą podnosić prawdopodobieństwo wcześniejszej normalizacji polityki Fed. Jednak fakty przemawiają za tym, że Fed prędzej pozostanie cierpliwy. To, że jest „kilka” jastrzębich głosów w Fed nie znaczy, że zmiana nastawienia nastąpi prędko. Liczy się, że trzon decyzyjny (Powell, Clarida, Brainard) jest przeciwny wcześniejszej redukcji QE (wygaszenie skupu aktywów poprzedza podwyżki stóp procentowych). Nie można też ignorować warunku „szybkich postępów” w osiąganiu celów polityki, a ostatnie rozczarowanie raportem z rynku pracy nie daje wrażenia, że wszystko idzie dobrze. Nawet jeśli kolejne miesiące przyniosą przyspieszenie poprawy warunków gospodarczych, to tylko pozwoli na rozpoczęcie dyskusji o redukcji QE – nie jest twardym warunkiem zmniejszania tempa. Te wnioski można było wyciągnąć w ubiegłą środę tuż po publikacji protokołu FOMC, ale najwyraźniej uczestnicy rynku potrzebują przekazania im informacji wprost. I przekaz najwyraźniej dotarł, gdyż najbardziej wrażliwy na perspektywy stóp procentowych sektor technologiczny przewodził wczorajszym wzrostom na Wall Street. Spadły też rentowności obligacji skarbowych USA, a dolar ponownie jest pod presją sprzedaży.
Dobre nastroje na rynkach globalnych sprzyjają utrzymaniu siły złotego blisko 4,48 za euro. Czynnikiem lokalnym jest dyskusja o przyszłości polityki monetarnej. Zeszłotygodniowe jastrzębie komentarze z węgierskiego banku centralnego (otwartość do podwyżki już w czerwcu z uwagi na wysoką inflację) podnoszą ryzyko, że na podobny krok może zdecydować się także NBP. Osobiście wątpię w taki ruch i na kolejnej wideokonferencji prezesa NBP A. Glapińskiego spodziewałabym się gołębiego tonowania oczekiwań. Ale przynajmniej do 11 czerwca (prawdopodobny termin wideokonferencji) te oczekiwania mogą się bezpiecznie rozwijać, a po drodze będą karmione kolejnym wysokim odczytem majowego CPI. Poza tym krótkoterminowo złoty będzie szukał wskazówek w globalnych nastrojach i kierunku EUR/USD, który ostatnio stał się barometrem ryzyka (im lepiej, tym EUR/USD wyżej). Nie wykluczałbym, że EUR/PLN może w najbliższych dniach obniżyć się o 2-3 gr, ale z perspektywy zbliżania się końca miesiąca trzeba brać pod uwagę podwyższone ryzyko realizacji zysków po ostatnim spadku.